Jachty tylko z Polski

Produkcja jachtów w Polsce - rozwijający się biznes

Jachty tylko z Polski

Jacht motorowy 390 HT, produkowany pod Gdańskiem przez firmę Galeon. Ten model ma prawie 12 m długości i zabiera na pokład 10 osób


Tym trudniej w to uwierzyć, gdy media co chwilę przypominają o kłopotach należących do państwa stoczni — molochów. Wielkie Stocznia Szczecińska Nowa czy Stocznia Gdynia walczą, żeby nie pójść na dno. Tymczasem pod ich bokiem wyrosło mnóstwo mniejszych stoczni, które wyspecjalizowały się w budowie jachtów. — To produkcja bardzo wysokiej jakości. Europa i świat dostrzegły to na przełomie XX i XXI wieku, i wtedy zaczął się boom na jachty z Polski — mówi Grzegorz Wiśniewski z targów Boatshow, które co roku gromadzą polskie środowisko żeglarskie, do tej pory w Łodzi, a od najbliższego listopada w Poznaniu. — Zwłaszcza w produkcji jachtów do 9,5 metra długości zdecydowanie przodujemy w Europie — dodaje.

Około 95 proc. tej produkcji idzie na eksport. — W 2007 roku jachty i łodzie zajęły siódmą pozycję wśród gałęzi polskiego eksportu. To jest związane z kosztami produkcji, które są u nas znacznie niższe niż na Zachodzie — mówi Grzegorz Wiśniewski.

Z Mazur do Australii

Jeśli jednak myślisz, że tylko cena jest wabikiem dla zagranicznych klientów, to jesteś w błędzie. W zeszłym roku 10-metrowy jacht Delphia 33, produkowany przez stocznię Delphia Yachts w Olecku na Mazurach, zdobył prestiżowy tytuł „Najlepszy jacht importowany do Stanów Zjednoczonych”. — Wśród naszych klientów najwięcej jest Skandynawów. Ale kupują u nas ludzie z całego świata — mówi Wojciech Kot z Delta Yachts. — Ostatnio zakochały się w naszych jachtach dwie rodziny z Australii, zupełnie niezależnie od siebie. Kupiły nasze Delphie i teraz płyną nimi do domów. Mamy z nimi kontakt, pierwsza rodzina właśnie minęła Panamę, a druga opuszcza Morze Czerwone — mówi.

Na rodziny jeszcze zamożniejsze, oraz oczywiście na firmy czarterujące jachty, nastawiła swoją produkcję gdańska stocznia Sunreef Yachts. — Budujemy luksusowe katamarany na miarę, czyli wykończone według życzeń klienta — mówi Ewa Stachurska z Sunreef Yachts. Katamarany to bardzo stabilne i szybkie łodzie, które mają dwa kadłuby. Sunreef założył Francis Lapp, Francuz, który od 16 lat mieszka w Polsce i czuje się w dużej mierze Polakiem. — Syn szefa Nicolas prowadził agencję czarterującą jachty na Oceanie Indyjskim. Zauważył wtedy, że jest ogromne zapotrzebowanie na luksusowe katamarany. Pomyślał więc: dlaczego by samemu nie zacząć robić takich jachtów? — relacjonuje Ewa Stachurska.

Nicolas z ojcem postanowili robić je w Polsce. Choć Szczecin oferował im trochę lepsze warunki, wybrali Gdańsk, z którym ludzie na świecie mają pozytywne skojarzenia. A to ważne dla marketingu nowej firmy, która jeszcze nie była znana na świecie. Sunreef wynajął więc hale należące przedtem do Stoczni Gdańskiej i od 2002 roku zdążył w nich zbudować ponad 20 katamaranów.

Marmury w kajucie

Budowa katamaranów trwa tu dwa razy krócej niż u konkurentów na Zachodzie. Większość z nich ma 19 i więcej metrów długości. W każdej kajucie jest osobna klimatyzacja, telewizory z DVD, łazienki, często wykończone marmurem lub mozaikami. Przez okna można patrzeć na sztorm. W sterówce są zamontowane ekrany dotykowe, a w schowkach czekają narty wodne i sprzęt do nurkowania. — Cena wyjściowa katamaranu Sunreef 62, o długości 19 metrów, to milion euro. Ale może być drożej, w zależności od życzeń klienta — mówi Stachurska. — Za nasz pierwszy jacht motorowy 67 Sunreef Power trzeba zapłacić 1,8 mln euro, a koszt ponad 30-metrowych superjachtów to już kilka milionów euro — zdradza.

Pierwsze dwa takie ponad 30-metrowe smoki stocznia z Gdańska właśnie teraz buduje. — Jeden z nich będzie pierwszym na świecie katamaranem z podwójnym głównym pokładem — zapowiada Ewa Stachurska. — To jacht świetny do rejsów dookoła świata. W jego obu kadłubach można zgromadzić wielkie zapasy żywności. Może też pomieścić do 20 gości. Budujemy też inny, jeszcze dłuższy katamaran, ale tylko dla sześciu osób, czyli jednej rodziny. Będzie za to szybszy i zwrotniejszy. Robimy je po prostu na miarę, pod konkretnego klienta — mówi.

Jachty coraz większe

Według Wojciecha Kota z Delta Yachts, który jest też prezesem Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych, w Polsce powstaje rocznie ponad 20 tys. jednostek pływających. Zaliczają się do nich jachty i motorówki, ale też i kajaki. Jednak sama tylko firma pana Wojciecha produkuje rocznie 2,5 tys. motorówek i 300 żaglówek. — Jeszcze przed czterema laty produkcja jachtów w Polsce rosła o 20 proc. rocznie! Teraz to się zatrzymało, bo mamy stagnację na rynkach światowych. Ale polskie stocznie i tak się rozwijają, bo coraz drożej sprzedajemy nasze jachty — ocenia.

Coraz drożej, bo z roku na rok Polacy oferują klientom jachty większe i coraz bardziej luksusowe. Firma Galeon ze Straszyna pod Gdańskiem, która produkuje luksusowe jachty i łodzie motorowe od 4 do 16 metrów długości, właśnie zbudowała dodatkową stocznię. Stanęła nad wodą, żeby wodować tam większe jachty. — Dotąd, kiedy przewoziliśmy drogami łódkę 16-metrową, musieliśmy ją rozdzielać na pół i załatwiać eskortę policji — mówi Ola Brzozowska z firmy Galeon. — W nowej stoczni możemy już produkować znacznie większe jachty. W przyszłym tygodniu będziemy tam wodować nasz pierwszy jacht motorowy o długości 20 metrów — zapowiada.

Polskie stocznie jachtowe zatrudniają więc wciąż nowych pracowników. W Delphia Yachts w Olecku, która zaczynała jako mała firma rodzinna, dziś przy samej produkcji pracuje 220 ludzi. W Sunreef katamarany buduje 350 pracowników, a firma wciąż poszukuje nowych. W firmie Galeon pracuje już 800 ludzi.

Łajby wydeptują sobie pozycję

Większość polskich stoczni jachtowych powstało tuż po upadku komunizmu, około 1990 roku. — Wtedy wreszcie można było dostać materiały do budowy jachtów — mówi Wojciech Kot.

Polacy zaczynali wtedy od bardzo prostych konstrukcji. — Poznawali technologię i stopniowo wydeptywali sobie pozycję na rynku — wspomina Grzegorz Wiśniewski z targów Boatshow. — To nie było tak, że jakaś firma się urodziła i od razu zbierała ogromne zamówienia. Światowy poziom rozwiązań organizacyjnych i technicznych polskie firmy osiągnęły pod koniec lat 90. — ocenia.

Świat kupuje w Polsce

Na targach Boatshow wśród zagranicznych biznesmenów, zainteresowanych polskimi jachtami, widać Skandynawów, Holendrów, Niemców, Greków czy Chorwatów. — Ale pojawiają się też kupcy z Rosji i Ukrainy. Dla nich polski sprzęt jest interesujący, bo u nich produkcja jachtów jest niewielka — ocenia Wiśniewski.

Polskie jachty kupują także kupcy z Ameryki i szejkowie z Bliskiego Wschodu. Według Grzegorza Wiśniewskiego, oparcie polskiego przemysłu jachtowego w 95 proc. na eksporcie niesie jednak też pewne niebezpieczeństwa. Choćby takie, że eksport może zahamować umacniający się kurs złotówki. — A Polacy wciąż nie są na tyle zamożni, żeby kupować takie jachty. Choć ruch czarterowy w Polsce dziś rośnie, to jest to głównie tylko rekreacyjne, jeziorne pływanie. Polacy rzadko są przygotowani do pływań morskich. W Holandii czy we Francji w czasie szkolenia człowiek uczy się pływać od razu po morzu — mówi Wiśniewski.

Mimo to czasem możesz już zobaczyć nowy polski jacht na polskich wodach. Sunreef ma nadzieję sprzedać wkrótce po raz pierwszy swój jacht klientowi z Polski. — W ostatnią sobotę i niedzielę wybrałem się na mały rejs — mówi Wojciech Kot z Olecka. — I po drodze spotkałem już kilka zbudowanych przez nas jachtów Delphia — dodaje.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama