Nie widziałem, żeby ktoś przysnął na fejsie, a na medytacji się zdarza…

O Facebooku, jego wadach i zaletach duszpasterskich

O Facebooku, jego wadach i zaletach duszpasterskich dyskutują o. Tomasz Abramowicz SP, duszpasterz młodzieży i ojciec duchowny pijarskiego seminarium i dk. Andrzej Lisiak SP oraz klerycy: Krzysztof Grząba SP, Rafał Stenka SP i Adam Ligęza SP.

O. Tomasz Abramowicz SP „dołączył do Facebooka 18 października 2009 r.”. Przy którymś ze Spotkań Młodzieży Pijarskiej młodzi zwrócili mu uwagę, że przydałoby się założyć profil na Facebooku, bo już wszyscy mają. Ojciec Tomasz założył najpierw konto „Młodzież Pijarska” a później swoje własne. Jak sam mówi, ma idiotyczne zdjęcie profilowe – „zez pod choinką”. Niektórzy mu zwracają uwagę, że nie wypada. W końcu reprezentuje Kościół Rzymskokatolicki…

Krzysiek pierwszy raz na Facebooku zalogował się w liceum. Dla nastolatka była to naturalna kontynuacja obecności na Naszej-Klasie. Podobnie było u Andrzeja. Chodził do wieczorowego liceum. W komunikacji z kolegami i koleżankami pomagała Nasza-Klasa. W pewnym momencie była „czymś za mało”. Facebook zachęcał możliwością udostępniania filmików i grafik.

Rafał rozpoczął swoją przygodę z fejsem po zakończeniu nowicjatu. Jechał z Rzeszowa do rodzinnego Bolszewa. Koleżanka powiedziała mu, że Facebook jest teraz na topie, że można tam pogadać, wrzucić swoje zdjęcia. Spragniony odnowienia kontaktów ze znajomymi, zalogował się następnego dnia. Współbracia przypominają, że był zainteresowany losem byłych „sympatii”. Szybko zauważył, że każdego dnia, gdy w seminarium była wolna chwila, musiał wejść na fejsa, żeby sprawdzić, „co słychać w terenie”. Na zdjęciu profilowym był w świeżo obleczonym habicie z różą w ręku. Był, bo rok temu zlikwidował swoje konto.

Adam nie ma konta na fejsie. Naszą-Klasę założył na studiach (przed wstąpieniem do zakonu studiował pedagogikę). Ale czuł, że po przyjściu do zakonu trzeba oderwać się nieco od wcześniejszych kontaktów. – Byłem wtedy w nowicjacie. Trzy kliknięcia i spokój. Później okazało się, kto był naprawdę moim znajomym, bo tylko z nielicznymi więzi zostały. Czasem zagląda współbraciom przez ramię, gdy siedzą na fejsie. Chce zobaczyć ich znajomych i znajome. – Przeglądam czasami ich profile. Jest to wciągające. Widać ciągłą wymianę myśli i informacji – to ciągle żyje. Zaproponował współbraciom, żeby zostawili Facebooka na Wielki Post. Stwierdzili, że on nie ma tam konta, więc jego prośby nie można traktować poważnie.

Zaprosić, poinformować, udostępnić

Andrzej korzystanie z fejsa uzależnia od swoich obowiązków. Jeśli jest w domu, to zagląda tam kilka razy dziennie. Krzysiek wchodzi na Facebooka, odczytuje wiadomości i sprawdza powiadomienia. Od jakiegoś czasu wyłącza czat. O. Tomasz mówi, że nie jest uzależniony, choć widzi poważne zagrożenie, bo medium jest bardzo wciągające. Loguje się raz dziennie (złośliwi klerycy precyzuję, że rano się loguje a wieczorem wylogowuje).

Wszyscy zgodnie podkreślają zalety łatwej i szybkiej komunikacji za pośrednictwem serwisu. – Przygotowywałem młodzież do bierzmowania – grupa z różnych szkół. Jak w ostatniej chwili poinformować o zmianie terminu? Wystarczy jeden post na fejsie – podaje przykład Krzysiek. Dziś też chętnie dzieli się tym, co znajdzie w sieci wartościowego – artykuły, filmiki, grafika.

W jednym momencie można wysłać mnóstwo informacji. Zorganizować wydarzenie na Facebooku. Zaprosić, poinformować no i udostępnić – mówi o. Tomasz i równocześnie zauważa, że dziś lajkuje się taką ilość zaproszeń na różne wydarzenia, że nikomu nie starczyłoby dnia, żeby w tym uczestniczyć. Wg niego siła oddziaływania tej formuły na to, co dzieje się w realu będzie słabła. Ale dostrzega wielki potencjał w grupach, które tworzą się po różnych wyjazdach czy akcjach młodzieży – w ten sposób utrzymują kontakt i wymieniają się informacjami.

Adam przyznaje, że jak zacznie działać na własnym duszpasterskim polu, to założy konto na Facebooku. Będzie to narzędzie komunikacji i posłuży do zorientowania się czym żyją inni ludzie. W seminarium go nie potrzebuje i nie odczuwa specjalnego braku z tego powodu.

Wirtualne duszpasterstwo?

W Polsce 15 mln osób ma swoje konta na Facebooku. Średnia wieku to 28 lat. Ale pijarzy, którzy pracują w szkołach dostrzegają, że uczniowie już w podstawówkach i gimnazjach masowo się tam logują. – Im kto ma niższe poczucie własnej wartości, tym dłużej przesiaduje na fejsie. To widać po profilach nastolatków, po ich „słit fociach”. Ile radości jest na przerwie między lekcjami, jak pod zdjęciem pojawi się kolejny komentarz czy „like” – mówi o. Tomasz.

Andrzej zna ludzi, którzy potrafią mu wypomnieć, że czegoś nie polubił lub nie skomentował, i odbierają to jako brak sympatii. Rafała przeraził kiedyś widok młodzieży przy stole na jednym z wyjazdów, na którym był opiekunem. W czasie posiłku panowała cisza. Nikt ze sobą nie rozmawiał. Wszyscy mieli telefony i siedzieli na fejsie albo grali w gry.

Skoro na Facebooku młodzież spędza tak dużo czasu – dzięki aplikacjom na urządzeniach mobilnych można praktycznie się nie wylogowywać – to czy może tam zabraknąć duszpasterzy? – Ludzie, z którymi nie mam wielkich relacji nagle się otwierają i potrafią opowiadać o bardzo osobistych rzeczach. Andrzej zauważył, że zupełnie inaczej rozmawia się z niektórymi na fejsie niż w realu.

Wirtualny duszpasterz powinien siedzieć na fejsie w nocy – nie brakłoby mu roboty. Ojciec Tomasz wie, że rozmowy na poważne sprawy, dotyczące trudnych problemów zaczynają się późnym wieczorem. – To bardzo bezpieczna forma komunikacji. Nie okazuję emocji, mogę przemyśleć, skorygować. A z drugiej strony jest sztuczna. Trudno mieć 2 tys. znajomych... – Komunikacja to nie tylko słowa, to też wyraz twarzy czy emocje. Andrzej jest przekonany, że portale społecznościowe mogą służyć organizacji duszpasterstwa (zorganizowaniu spotkań, poinformowania o akcjach), ale nie da się tam prowadzić duchowych rozmów. – Obawiam się, że pomagając młodym zakorzenić się w świecie wirtualnym sami sobie utrudniamy pracę w realnym świecie – mówi o. Tomasz. – Bo łatwiej młodemu pogadać z księdzem na fejsie niż przyjść na kilka minut rozmowy.

Post od fejsa

Krzysiek ma swoje profilowe zdjęcie w koloratce i habicie. Dodatkowo informuje, że „pracuje w Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów”. To sprowokowało kiedyś jakichś chłopaków, którzy pytali, jak wygląda życie w zakonie, jak on się w nim czuje, jak funkcjonuje. W podobny sposób chciał służyć młodym rozeznającym powołanie Rafał, ale jak mówi, przez trzy lata nie miał praktycznie takich rozmów. Stało się wręcz przeciwnie. Poczuł, że obecność na fejsie nie zawsze jest potrzebna ani jemu samemu, ani innym. Dlatego zlikwidował konto. – Chciałem poczuć się wolny.

To był pierwszy powód. Drugi – zauważył, że Facebook wyciąga go z rzeczywistej relacji z ludźmi. – Każdy ma określoną potrzebę bycia z ludźmi, interesowania się tym, co się u nich dzieje. Kiedy całą swoją energię zużyję na pytanie ludzi na fejsie co u nich słychać, to nie mam już jej, żeby porozmawiać z tymi, którzy są najbliżej.

Ojciec Tomasz zauważa, że czas na fejsie ucieka szybko. – Zawieszę oko na artykule przez kogoś udostępnionym albo fotkach z czyjejś imprezy. I godziny nie ma. Andrzej zwraca uwagę, że współbracia często udostępniają te same teksty czy filmiki. Są one później tematem ich wspólnych dyskusji. Ale rozważa, żeby przynajmniej na czas Wielkiego Postu zrobić sobie jeden dzień w tygodniu przerwy od fejsa. Krzysiek w ogóle nie korzysta z Facebooka w piątki (po naszej dyskusji zdecydował się dołożyć jeszcze jeden dzień – w ramach przygotowań do Wielkanocy).

Facebook, nie tylko dla kleryków, może być dziś wyrzutem sumienia. Bo, jak złośliwie podsumowuje naszą dyskusję Adam, nie widział, żeby ktoś przysnął na fejsie, a na medytacji się zdarza…

Artykuł pochodzi z eSPe 3/2014. Całe czasopismo możesz za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama