Starsi są skarbem Kościoła

Starość jest czasem trudnym. Jednak w nim także można odnaleźć wartość.

Rozmowa z ks. dr. Wojciechem Bartoszkiem, krajowym duszpasterzem Apostolstwa Chorych.

1 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Osób Starszych. Czym jest starość? Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że zaczyna się ona po 60 roku życia.

Starość, zwana też trzecim wiekiem po okresie wzrostu i dorosłości, stanowi naturalną część ludzkiego życia, stając się jego dopełnieniem. Starość, którą kończy śmierć człowieka, jest więc także „pomostem” prowadzącym do wieczności. Niestety, w naszym społeczeństwie, mówiąc kolokwialnie, wszystko się poprzestawiało. Liczy się autorytet młodego pokolenia. Wiek podeszły i doświadczenia seniorów są niedocenianie. Tymczasem starość to czas mądrości, zbierania owoców. Z racji mojej posługi mam okazję często spotykać się z osobami w podeszłym wieku i wiele się od nich uczę. Jednak okres starości posiada też w pewnym stopniu barwy życia podobne do młodości i dorosłości. Ma swoje radości i smutki.

No właśnie. Z jednej strony sporo starszych osób bardzo pozytywnie przeżywa swoją jesień życia, ciesząc się, m.in. dzięki medycynie, stosunkowo dobrym zdrowiem. Z drugiej strony widać wyraźnie inną tendencję. W społeczeństwie zdominowanym przez mit wydajności i atrakcyjności fizycznej, w którym eksponowany jest kult młodości i piękna ludzkiego ciała oraz sprawnego umysłu, wszelka choroba, cierpienie, niedołężność fizyczna, psychiczna czy umysłowa spychane są na margines.

Dzieje się tak dlatego, że w młodym pokoleniu upatruje się szans na zapewnienie dobrej przyszłości materialnej. I właśnie w nie, zważywszy na wiek produkcyjny, się inwestuje. Natomiast starsze osoby postrzega się „tylko” przez wartości duchowe i te związane z mądrością życiową. Nie możemy jednak zapominać, że seniorzy są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa i do tego niezbędnymi. Bez nich nie ma bowiem „transmisji” kultury do następnych pokoleń. Inaczej mówiąc, bez babć i dziadków wychowanie młodego pokolenia jest bardzo zubożone. Przecież niejednokrotnie to właśnie oni są jedynymi opiekunami swych wnuków, bo z różnych względów średnie pokolenie jest nieobecne przy dzieciach.

Rodzina powinna być podstawową wspólnotą wspierającą osoby starsze i chore. Jednak chyba bywa z tym różnie?

Trudno generalizować. Rzeczywiście to rodzina na pierwszym miejscu powinna pomagać osobom w podeszłym wieku. Jednak zdarza się, że funkcję tę pełnią inni. Wedle zasady ordo caritatis, czyli porządku miłości, na pierwszym miejscu jest rodzina, potem bliscy, przyjaciele, sąsiedzi, Kościół i służba zdrowia. Wspólnymi siłami można wiele zdziałać i sprawić, by jesień życia była naprawdę pogodnym okresem.

Czego najbardziej potrzebują osoby starsze?

Tego samego, co wszyscy. Aby ktoś ich rzeczywiście kochał, czyli był blisko nich i im tę miłość okazywał.

Tymczasem bywa, że starzenie traktujemy jako chorobę, a ludzi starszych jak grupy specjalnej troski, oczywiście, w tym negatywnym znaczeniu.

W środowisku, w którym jestem obecny, czyli Apostolstwie Chorych, absolutnie się z tym nie zgadzamy. Robimy wszystko, by pokazać wartość osób w podeszłym wieku. Powtórzę się, ale ja naprawdę wiele się od nich uczę, wiele od nich otrzymuję, choćby nieocenione wsparcie duchowe. To wartość dodana do mojej posługi. W zeszłym tygodniu zakończyliśmy rekolekcje ACh, w których wzięło udział 69 osób. Przeciętna wieku to 60 plus, o ile nie więcej. Kiedy rozmawia się z małżonkami sakramentalnymi, którzy mają za sobą 64 lata wspólnego życia, to raduje się serce i człowiek chłonie ich słowa. Myślę, że wiele młodych małżeństw powinno usłyszeć, co ci ludzie mają do powiedzenia. Gdy spotykam się np. z panią Ireną i panem Melchiorem, widzę głęboką więź owocującą pięknymi kwiatami. Dają piękne świadectwo swojej miłości, która zaczęła się, gdy na oddział, na którym jako pielęgniarka pracowała pani Irena, przywieziono pana Melchiora będącego po amputacji nogi. Tak się nim zaopiekowała, że zostali mężem i zoną. Dziś cieszą się swoją obecnością, relacją, na nic nie narzekają. Nie ma w nich krzty goryczy i nikt nie traktuje ich jako ludzi chorych. Choć wiele przeszli, są wierni Bogu. A to, czy starość będzie pogodna, czy pochmurna zależy najwięcej właśnie od zakorzenienia w Bogu.

W jaki sposób Kościół we współczesnych czasach wspiera ludzi starszych? W jaki sposób są oni w Kościele potrzebni?

Wierzę głęboko w wartość słów, które często przywoływał Jan Paweł II. Kierował je wprawdzie do chorych, ale śmiało można odnieść je również do osób w podeszłym wieku. A mianowicie, że są one cennym skarbem Kościoła. Dowodem niech będzie historia znajomej rodziny, w której sześć miesięcy temu doszło do wypadku samochodowego. W efekcie Karol od pół roku leży w śpiączce. Jego starsza mama jest przy nim 24 godziny na dobę. Kiedy ostatnio odprawiałem przy nich Mszę św., powiedziała takie zdanie: „Widocznie Pan Bóg tak bardzo kocha mojego syna”. Odpowiedziałem, że tylko matka taka jak ona może wypowiedzieć takie słowa, bo ja nie miałbym odwagi przy tym ogromie cierpienia, z którym mierzą się każdego dnia. Na to ona dodała: „Widocznie to cierpienie jest komuś potrzebne”. To kwintesencja duchowości osób starszych, które wspierają wiele dzieł w Kościele. Zdarza się, że osoby starsze i chore pytają, jak mogą odwdzięczyć się tym, którzy opiekują się nimi i im towarzyszą. Zawsze odpowiadam: przez modlitwę, ofiarę cierpienia w intencji Kościoła. To naprawdę wielki skarb! Dlatego serce boli, gdy widzę osoby starsze w zakładach opieki leczniczej pozostawione samym sobie. To wbrew przykazaniu Bożemu: „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Jakkolwiek by było ze zdrowiem rodziców, do obowiązku dziecka należy opieka, troska nad matką i ojcem.

Bywa jednak, że dzieci naprawdę nie mogą zająć się starszymi, schorowanymi rodzicami i muszą podjąć arcytrudną decyzję o oddaniu bliskiej osoby do domu opieki. Zdarza się, iż są z tego powodu piętnowani.

Oczywiście należy rozgraniczyć sytuacje, gdy ktoś rzeczywiście nie może zająć się mamą czy tatą, od tej, kiedy robi się to po prostu z wygody. A, niestety, zdarza się to wcale nie tak rzadko. Niestety, bywają przypadki, że dzieci oddają rodziców do domu opieki i wyjeżdżają zagranicę, nie informując ich o tym. Jednak jeśli nie jesteśmy już w stanie zapewnić osobom starszym opieki medycznej czy pielęgnacyjnej, przeniesienie ich do zakładu jest właściwym krokiem, pod warunkiem że wciąż towarzyszymy rodzicom. Pięknie jest to wymyślone w ruchu hospicyjnym, gdzie mamy dwa rodzaje opieki paliatywnej nad chorymi, czyli hospicjum stacjonarne i domowe. Ostatecznie specjaliści zachęcają do wyboru tej drugiej możliwości, czyli by zasadniczą opiekę nad cierpiącym sprawowała rodzina przy wsparciu zespołu pielęgniarek i lekarzy. Czasami bywa jednak i tak, że lepszym rozwiązaniem jest oddanie chorego do hospicjum stacjonarnego. Myślę, że najlepszym doradcą w takich wypadkach będzie dla każdego jego sumienie i przede wszystkim kompetentne wskazanie lekarza. Warto też pamiętać, że największym cierpieniem dla osób starszych i chorych często nie jest choroba, ale osamotnienie.

Dziękuję za rozmowę.

MD

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama