Kapłan w kryzysie i co dalej?

W ostatnim czasie słyszymy o odejściach kapłanów czy zakonników. Jedni robią to w sposób głośny, inni po cichu

Z ks. dr. Markiem Dziewieckim, psychologiem, wieloletnim krajowym duszpasterzem powołań, członkiem Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

W Tychach proboszcz ogłosił, że odchodzi z kapłaństwa. Poinformował o tym wiernych na swoim profilu na facebooku tuż po Bożym Ciele. Ksiądz z archidiecezji łódzkiej przyjął chrzest z wody w innym wyznaniu, za co został ekskomunikowany. Czy mamy kryzys kapłaństwa?

Po grzechu pierworodnym każdy człowiek jest zagrożony. Dzieje się tak z powodu negatywnych nacisków z zewnątrz, a także z własnej słabości danej osoby. Kapłani nie są tu wyjątkiem. Oczywiście mamy prawo oczekiwać więcej od tych, którzy więcej otrzymali. Bezpośrednie przygotowanie do małżeństwa trwa kilka miesięcy, podczas gdy do kapłaństwa co najmniej sześć lat w seminarium duchownym. Obejmuje ono formację całego człowieczeństwa, zwłaszcza intelektualną, moralną, duchową, religijną i społeczną. Mimo to kapłan pozostaje człowiekiem, a zatem kimś zranionym skutkami grzechu pierworodnego oraz grzechów ludzi w kolejnych pokoleniach. Odczuwa wyniesione z rodziny konsekwencje ewentualnych braków wychowania. W jakimś stopniu jest też dzieckiem naszych czasów z ich ideologią kierowania się ciałem, popędami, instynktami, emocjami, egoistycznymi motywami. Najbardziej dramatyczne formy kryzysu kapłana mają miejsce wtedy, gdy nie tylko marnotrawi on swoje powołanie, sumienie, wolność, ale jednocześnie boleśnie krzywdzi innych ludzi, zwłaszcza dzieci i młodzież, czyli tych, których powinien najbardziej chronić.

Czym jest spowodowany kryzys sporej grupy duchownych?

Każdy przypadek należy analizować indywidualnie. Tak, jak niepowtarzalni są poszczególni ludzie, tak też niepowtarzalne są ich historie i źródła kryzysu. Czasem duży wpływ mają okoliczności zewnętrzne, np. wyjątkowo stresująca praca duszpasterska czy brak wsparcia ze strony księży i osób świeckich. Powodem kryzysu może też być uwikłanie w jakieś uzależnienia czy wiązanie się z ludźmi, którzy wciągają na drogę zła. Zwykle jednak tym, co prowadzi księży do kryzysu, jest słabnięcie ich osobistej przyjaźni z Bogiem, wycofywanie się z modlitwy i medytacji, coraz większa pustka duchowa. W takiej sytuacji zwykłe obowiązki wydają się coraz bardziej nieznośnym i niezrozumiałym ciężarem. Pojawia się zniechęcenie i zwątpienie, a to grozi ucieczką w alkohol, grzechy nieczyste, chciwość, zniewolenie złem.

Czy ci, którzy zgłaszają się do klasztoru albo seminarium duchownego, są mniej dojrzali niż kiedyś?

Na ogół tak. I nie powinno nas to dziwić. Kandydaci na kapłanów są przecież dziećmi naszej coraz bardziej antychrześcijańskiej cywilizacji. Od dzieciństwa bombardowani mile brzmiącymi mitami o spontanicznej samorealizacji, wychowaniu bez stresów, prawach bez obowiązków, o tym, że człowiek nie potrzebuje Dekalogu, sumienia, nawrócenia, że wszystko i wszystkich należy tolerować czy wręcz akceptować, że nie ma sensu podejmować zobowiązania na całe życie, że nie powinno się w sobie niczego tłumić, że mamy prawo do spontaniczności w każdej dziedzinie i do życia na luzie. Dzieci i młodzież coraz rzadziej słyszą o tym, iż trzeba pracować nad własnym charakterem, pokonywać słabości, być czujnym. Coraz więcej kandydatów do kapłaństwa wstępuje do seminarium duchownego czy nowicjatu z takimi właśnie chorymi przekonaniami na temat człowieka, sposobu postępowania czy kryteriów dojrzałości. To bardzo utrudnia proces przygotowania do ofiarnego kapłaństwa czy do harmonijnego funkcjonowania we wspólnotach osób konsekrowanych.

Na czyją pomoc mogą liczyć księża w sytuacji kryzysu?

Oczywiście najbardziej może pomóc Bóg, bo On nas najlepiej zna i najbardziej kocha. Dramat polega na tym, że kto zaczyna błądzić, ten zwykle chowa się przed Bogiem albo zrzuca na Niego własne winy. Powrót do Boga - jak powrót syna marnotrawnego do kochającego i miłosiernego ojca - to najpewniejsza droga pokonania kryzysu. Niezastąpioną pomocą są też rekolekcje zamknięte, spowiedź generalna, codzienny rachunek sumienia. Szansę na udzielenie dobrej pomocy mają oczywiście rodzina i przyjaciele księdza w kryzysie. Ogromną rolę mogą odegrać jego współbracia pracujący w tej samej parafii czy okolicy oraz koledzy razem z nim święceni. Coraz bardziej dostępna także dla duchownych jest pomoc ze strony psychologów, terapeutów uzależnień czy grup samopomocy.

W jaki sposób Kościół i poszczególni przełożeni troszczą się o księdza, który przeżywa kryzys?

Pierwszą formą troski jest profilaktyka, czyli pomaganie kapłanom w wypływaniu na duchową głębię, w dążeniu do coraz większej wierności powołaniu i świętości. Temu służą regularne spotkania w ramach tzw. formacji stałej. W każdej diecezji są ojcowie duchowni. Gdy mimo to któryś z kapłanów przejawia znaki kryzysu, wtedy rozmawia z nim dziekan czy inny ksiądz. Gdy sprawa zaczyna być poważna, osobiście interweniuje biskup czy wyższy przełożony zakonny. Zaczyna się od osobistej rozmowy i próby wspólnego ustalenia kroków, które należy podjąć, by pokonać kryzys. Przełożeni starają się wczuwać w sytuację kapłana przeżywającego trudności po to, by wskazać mu skuteczną drogę powrotu do wierności powołaniu, a przez to do radosnego kapłaństwa. Oferują posłanie na odpowiednią terapię czy skorzystanie z pomocy specjalistów. W niektórych diecezjach powstały grupy AA dla kapłanów, którzy popadli w alkoholizm czy inne uzależnienia.

W ostatnim czasie często słyszymy o odejściach kapłanów czy zakonników. Jedni robią to w sposób głośny, inni po cichu. Jaka jest najczęściej motywacja tych, którzy - mówiąc kolokwialnie - zrzucają sutannę?

Tacy duchowni zwykle usiłują „usprawiedliwić” swoje błędne postępowanie. Są więc w tym podobni do świeckich, np. do małżonków, którzy łamią przysięgę małżeńską i rodzicielską. Księża w kryzysie deklarują zwykle, że odchodzą, bo nie rozumieją ich przełożeni, bo w Kościele jest dużo zła, bo wybrali „miłość” czy „wolność”. Łamią swoje własne zobowiązania, przyjęte świadomie i dobrowolnie, a taką postawę nazywają „dojrzałością”. W rzeczywistości odchodzą, gdyż przestali kochać, być wiernymi i odpowiedzialnymi, przestali respektować Dekalog, chowają się przed Bogiem. Wielu z nich nie mówi sobie jednak tej oczywistej prawdy. Wolą oszukiwać samych siebie. Dopóki to czynią, dopóty odbierają sobie szansę na nawrócenie i na przyjęcie pomocy.

Jaki status w Kościele ma „były” ksiądz?

To zależy przede wszystkim od jego własnej postawy. Jeśli z uporem trwa w złu, to może być suspendowany, czyli otrzymać zakaz sprawowania funkcji kapłańskich i noszenia stroju duchownego. Może zostawiać postawiony wobec alternatywy: albo podejmuje odpowiednią terapię czy przyjmuje inną formę pomocy, albo zostanie usunięty ze stanu kapłańskiego. Jeśli natomiast w uczciwy sposób zaczyna podchodzić do swojego kryzysu, uznaje bolesną prawdę o sobie i szczerze podejmuje wysiłek pokonania kryzysu, to, otrzyma wsparcie od kolegów i przełożonych. Kapłani wychodzący z kryzysu wzbudzają wielki szacunek i są skarbem Kościoła.

Czy są też tacy, którzy po pewnym czasie wracają?

Oczywiście, że tak! Podobnie jak są małżonkowie, którzy wychodzą z kryzysu i wracają do pierwotnej miłości, a nawet osiągają taki stopień dojrzałości, jakiego nigdy wcześniej nie mieli. Osobiście towarzyszę kilku kapłanom, którzy pokonali kryzys i stają się coraz piękniejszą, coraz bardziej Bożą wersją samych siebie. Bywa jednak i tak, że ktoś żyje nieuczciwie, a mimo to nie odchodzi z kapłaństwa. Z premedytacją prowadzi podwójne życie. To są najtrudniejsze sytuacje…

Jakie warunki musi spełnić mężczyzna, który chce wrócić do stanu duchownego?

Takie same jak każdy człowiek, gdy poważnie pobłądził i uczciwie chce zamknąć złą przeszłość. Ktoś taki musi uznać bolesną prawdę o sobie oraz szczerze wyznać swoje winy przed Bogiem i ludźmi. Musi podjąć wytrwałą pracę nad swoim charakterem, a także wynagrodzić wyrządzone zło, na ile jest to tylko możliwe. Fundamentem powrotu do sprawowania posługi kapłańskiej jest, oczywiście, odzyskanie pogłębionej przyjaźni z Bogiem, karmienie się Bożą prawdą o człowieku i Bożą miłością do człowieka, a także stanowcze respektowanie odtąd wszystkich przykazań Dekalogu.

A co w przypadku, gdy jakiś ksiądz udzielił chrztu św. lub ślubu, a w niedługim czasie porzucił kapłaństwo? Bywa, że wierni niepokoją się, czy sakramenty te są ważne.

To bardzo bolesna sytuacja dla świeckich. Jednak mogę wszystkich uspokoić. Otóż sakrament jest ważny także wtedy, gdy był sprawowany przez księdza w sposób niegodziwy, czyli w stanie grzechu ciężkiego. Drugi człowiek nie może nam zagrodzić drogi do Boga i do Jego miłości. Jedynie ja sam mogę sobie w tym przeszkodzić. Poważny problem istnieje, bo ksiądz w kryzysie rani i gorszy wiele osób, powoduje poważne niepokoje. Proszę o modlitwę za wszystkich kapłanów. Z radością wspierajmy księży szlachetnych i z miłością upominajmy tych, którzy błądzą.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 29/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama