Dziecko self-serwis

Czy rodzice wiedzą, do jakich materiałów w internecie mają dostęp ich dzieci? Jakie są skutki zaniedbań i uzależnienia od sieci?

Czy rodzice wiedzą, do jakich materiałów w internecie mają dostęp ich dzieci? Czy zdają sobie sprawę, jak szeroko otwierają drzwi, kupując smartfon ośmio-, dziewięciolatkowi i pozwalając na nieograniczone korzystanie z sieci?

Kłopoty z nauką rozpoczęły się w klasie piątej szkoły podstawowej. Mateusz rzadko był przygotowany do lekcji. Brak pracy domowej, zeszytu, podręcznika - to była norma. Zaległości zaczęły się nawarstwiać. Chyba tylko litości nauczycieli zawdzięczał fakt, że skończyło się na jednym „komisie”. Na początku klasy szóstej doszły inne problemy. Z chłopcem coraz trudniej było nawiązać kontakt. Do 11.00 - 12.00 funkcjonował jeszcze w miarę normalnie, potem wyłączał się. Przy czym wpadał - jak relacjonowali nauczyciele - w jakąś formę dygotu. Zero kontaktu, skupienia. Tylko rozbiegane oczy, agresja. Zachowywał się jak alkoholik, który - gdy jest „na głodzie” - musi „walnąć lufę”. Był offline wobec nauczycieli, rówieśników. Rodzice przyznają, że nie wiedzieli jeszcze wtedy, dlaczego tak się dzieje.

Życie okablowane

Rodzice, jak to rodzice, długo wypierali problem. „Dociśnięci” w końcu przez pedagoga, wychowawcę przyznali, że nie mają czasu dla dziecka. On - pracuje na dwa etaty („Bo kredyt, potrzebne są nam pieniądze...”). Zazwyczaj gdy wychodził z domu, syn jeszcze spał, gdy wracał - już spał. Ona - zmęczona dojazdami do stolicy, zabiegana, wypalona. Chyba nie najlepiej też układało się między małżonkami.

Chłopiec był sam. A może lepiej: sam na sam. Z komputerem. On zastępował mu rozmowy z rodzicami, dawał poczucie bycia potrzebnym, kochanym, nagradzał. Ale też kradł długie godziny, rozmieniając je na gry, bezsensowne klikanie. Wysysał siły witalne. Kiedy państwo W. usłyszeli, że Mateusz jest uzależniony od komputera, internetu i wymaga fachowej pomocy, nie przyjęli tego do wiadomości. Zbuntowali się. Zabrali syna ze szkoły. Obrazek, jakich wiele.

Wakacje sprzyjają długiemu siedzeniu przed kompem. To takie proste! Kupić dziecku laptop, tablet, wstawić w domu router wifi z nieograniczonym dostępem do szerokopasmowego internetu. I problem z głowy! Nastolatek zajmie się sam sobą. Dziecko self-serwis. Typowy produkt XXI-wiecznej rewolucji technologicznej. Jak pisze Danuta Morańska, dziś mamy do czynienia z pokoleniem cyfrowych tubylców - dla nich sieć nie ma tajemnic, za to real wydaje się być coraz bardziej skomplikowany. I coraz trudniej jest się im w nim odnaleźć.

Cyfrowi tubylcy

Trudno wyobrazić dziś sobie życie bez nowoczesnych technologii. Dobrze wykorzystana -poprawia komfort relacji, ułatwia je w znaczący sposób; źle użyta - dehumanizuje, staje się więzieniem. Ciekawość świata od zawsze napędzała rozwój cywilizacyjny. Problemem jest brak krytycznego podejścia cechujące świat dziecka. Do wszystkiego potrzebna jest mądrość.

Czy rodzice wiedzą, do jakich materiałów w internecie mają dostęp ich dzieci? Czy mają świadomość, jak szeroko otwierają drzwi, kupując smartfon ośmio-, dziewięciolatkowi i pozwalając na nieograniczone korzystanie z sieci? Obawiam się, że w większości niekoniecznie. - Coś tam oglądają, wypełniając w ten sposób wakacyjną nudę, a my przy okazji mamy spokój - tłumaczyła mi niedawno mama 15-latka. Ceną za spokój jest rezygnacja z dociekania, czym jest to „coś”. Zresztą, wielu niezbyt „ogarnia” nową rzeczywistość. Albo woli nie wiedzieć. A że pociecha staje się coraz bardziej agresywna, śpi do południa, ponieważ do późna w nocy tłucze w klawiaturę, wchodząc na kolejne „levele” sieciowych gier? Toczy wirtualne bitwy i „rozwala” wrogów na tysiąc możliwych sposobów? Że syn staje się coraz bardziej zamknięty, bo pornografia robi mu z mózgu sieczkę? Albo zaczyna przeklinać, miotać się, ponieważ śledząc poczynania patoblogerów, dotykających dna swojej egzystencji, w kolejnych odsłonach udowadniających, co są w stanie zrobić, aby na konto wpłynęły kolejne „donejdy” od fallowersów, podświadomie zaczyna przechwytywać zachowania. Że córa wchodzi w interakcje na czacie z coraz dziwniejszymi ludźmi?... To nic? Takie małe „coś tam”?

Trwa dziś dyskusja, czy można mówić o zjawisku uzależnieniu od internetu, smartfona, tabletu itp. Większość badaczy twierdzi, że tak. Nie jest ono może takie, jak uzależnienie od dopalaczy, nie stwarza takich niebezpieczeństw jak nowe środki psychoaktywne czy klasyczne narkotyki. Pomimo pewnych podobieństw inny jest mechanizm zachodzących procesów, ale też szalenie niebezpieczny. Może powodować trwałe uszkodzenia mózgu, generować agresję, zmieniać totalnie podejście do świata. Nie tylko u dzieci.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI

______________________________________________________

ZDANIEM EKSPERTA

Cyberuzależnienie

Prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej

Analiza zjawiska cyberzaburzeń doprowadziła do wyselekcjonowania faz zachowania osób z takimi symptomami. Są one płynne, trudne do jednoznacznego uchwycenia, a często przechodzenie do faz kolejnych jest niezauważalne dla otoczenia - zwłaszcza gdy kontakt z internetem i komputerem w rodzinie jest codziennością i dotyczy wszystkich członków. Praktyka terapeutyczna pokazuje, że wielu rodziców i nauczycieli intensywnie korzystających z nowych multimediów nie zauważa wchodzenia ich dzieci w fazy niebezpieczne. Jest to także związane z malejącą ilością czasu poświęcanego przez współczesnych rodziców na bezpośrednie wychowanie swoich dzieci.

Faza bezpieczna: racjonalne, efektywne wykorzystywanie internetu - internauta okazjonalnie loguje się do sieci, poszukuje tam informacji, które są mu rzeczywiście potrzebne. Internet budzi u niego zainteresowanie, służy zdobywaniu potrzebnych informacji, jest formą rozrywki podobną do form aktywnych. Korzystanie z internetu i komputera nie powoduje większych zaburzeń klasycznych relacji rodzinnych i środowiskowych.

Faza uzależnienia-zaburzenia - internauta odczuwa potrzebę stałego korzystania z sieci, nawet wtedy, gdy jest widocznie zmęczony lub poszukiwania nowych treści są bezcelowe. Codziennie na co najmniej kilka godzin loguje się do internetu. Traci inne zainteresowania, zwłaszcza te związane z przebywaniem poza domem. W czasie, gdy nie może korzystać z internetu, odczuwa przygnębienie i lęk. Natrętnie myśli o internecie, marzy o nim. Poszukuje ciągłego kontaktu z internetem mobilnym.

Faza destrukcji - ogranicza, zaniedbuje lub całkowicie rezygnuje z wielu ważnych czynności rodzinnych, społecznych, zawodowych i rekreacyjnych na rzecz codziennego, wielogodzinnego i niejednokrotnie nieprzerwanego korzystania z internetu, mimo iż zdaje on sobie sprawę z narastania u niego trudności życiowych, problemów psychicznych oraz fizycznych. Nie potrafi samodzielnie przerwać przebywania w sieci, poszukuje w niej coraz to nowych kontaktów.

Kiedy robi się naprawdę groźnie? Amerykańskie badania wskazały na występowanie kilku specyficznych cech zachowań internautów, które prowadziły do uruchomiania patologicznej relacji człowiek-multimedia. Osoby uzależnione od internetu spędzają przed komputerem, smart fonem, tabletem bardzo dużo czasu - ulega on ciągłemu zwiększeniu, aż do fizjologicznych granic wytrzymałości. Czas ten jest coraz bardziej przesuwany w kierunku godzin wieczornych i nocnych. Pojawia się zaprzeczenie występowania jakiegokolwiek problemu. Osoby uzależnione próbują zbyć problem jako błahostkę niemającą większego wpływu na życie ich i otoczenia, zaprzeczają wystąpieniu zaburzenia, nie lubią, gdy podnosi się go w jakiejkolwiek formie, reagują histerią, gdy odcina się je od sieci, telefonu, następuje utrata samokontroli, czynności stają się powtarzalne. Są rozdrażnione albo wpadają w stan odrętwienia - separują się od rzeczywistości, przenoszą aktywność życiową w najbliższe otoczenie sprzętu (np. jedzą tylko przy komputerze), nie dotrzymują słowa dotyczącego ograniczenia czasu spędzanego przed internetem i komputerem itp.

Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej: www.cps.edu.pl.

Echo Katolickie 34/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama