Pętla

Dziś, aby zniewolić ludzi, nie trzeba nakładać kajdan na ręce, bo wystarczą kredyty i technologie

Pętla

Ks. Paweł Siedlanowski

Pętla

Baron Rotshild mówił: „Nieważne, kto rządzi. Ważne, kto kreuje pieniądz i dług”. Dziś, aby zniewolić ludzi, nie trzeba nakładać kajdan na ręce. Wystarczy dać im nieograniczony dostęp do kredytów. W XXI w. nie trzeba bomb, armii, nalotów dywanowych, by podbić kraj. Wystarczy go tylko uzależnić od zagranicznych kredytów i technologii.

Pożyczają biedni i bogaci. Statystyki pokazują, iż wiele światowych potęg funkcjonuje z ogromnym długiem publicznym - są to sumy trudne do wyobrażenia. W Polsce jest podobnie. Wynosi on grubo ponad bilion zł (źródło: www.dlug-publiczny.pl - liczby cały czas rosną!). Inaczej jest jednak, gdy kraj posiada duży rynek wewnętrzny, rezerwy federalne, własne banki, inaczej, gdy jest biedny, z wyprzedanym majątkiem narodowym - tak jak Polska. Dług, jaki mamy, stanowi realne zagrożenie dla bytu narodu. Poprzednie lata, naznaczone nieustająca propagandą sukcesu, uśpiły czujność. Media omijały drażliwy temat szerokim łukiem. Podczas niedawnego uchwalania poprawki do budżetu na rok 2016 opozycja ubolewała nad wzrostem deficytu o 9 mld zł, zapominając, że poprzednia ekipa rządząca pozostawiła po sobie deficyt blisko 50-miliardowy. Dramatycznie brzmi fakt, iż 50% naszego wewnętrznego długu jest w rękach zagranicznych podmiotów - koszt samej tylko jego rocznej obsługi to 40 mld zł. Innymi słowy: to, co Polacy przynoszą fiskusowi ze swoich podatków PIT, starcza zaledwie na odsetki! „Sztukmistrz z Londynu” - minister Rostowski drukował obligacje, wyspecjalizował się w kreatywnej księgowości, „łatał” dziury. Miało być super! Tusk kazał Polakom grillować i świętować! W prorządowym przekazie była nieustanna feta! Ktoś ma jeszcze wątpliwości, że musiała dokonać się w nich radykalna zmiana?

Życie na kredyt

Edward Gierek w latach 70 XX w. pożyczył ponad 30 mld dolarów - spłacaliśmy to (razem z odsetkami) 32 lata. Dziś zadłużenie zagraniczne Polski wynosi 330 mld dolarów. Ile lat będziemy oddawać te pieniądze? Ile pokoleń będzie w ów proces zaangażowanych? Kto pomoże? Imigranci? Oni wolą brać niż pracować. Co z tego, że PO przez lata chwaliło się wzrostem gospodarczym? Rzecz w tym, że długi kiedyś trzeba będzie oddać.

Baron Rotshild mówił: „Nieważne, kto rządzi. Ważne, kto kreuje pieniądz i dług”. Dziś nie trzeba bomb, armii, nalotów dywanowych, by podbić kraj. Trzeba go tylko uzależnić od zagranicznych kredytów, technologii. Polska, po 25 latach wolności, jest jednym z krajów najbardziej na świecie uzależnionych od napływu zagranicznego kapitału. I nie ma czym spłacać długów, brakuje Polakom oszczędności, nie mamy swoich banków, sprzedano wielkie przedsiębiorstwa. Jaka więc jest ta wolność? Co się kryje za jej fasadą? Jak ma się do liczb filozofia ciepłej wody w kranie i grilla w każdy weekend?...

„Dziś niewola stałą się niewidzialna”...

...wieszczył przed laty Konwicki. „Dawniej zniewolonym przysługiwało prawo krzyku. Dziś niewolnikom zapewnia się prawo milczenia, niemoty. Krzyk przynosił ulgę, krzepił zdrowie jak noworodkowi, hartował na przyszłość. Milczenie, niemota degenerują duszę, zabijają. Dawniej zniewolony, kiedy odzyskiwał wolność, mógł bez przeszkód włączyć się do wielkiej rodziny narodów wolnych. Dziś, przypadkiem uwolniony, nie będzie już zdatny do życia” („Kompleks Polski”). Trudno się nie zgodzić z pisarzem.

Znajoma pisze doktorat o wpływie funduszy unijnych na innowacyjność polskiej gospodarki. Liczby nie kłamią. Nieraz opowiadała, że ze złością - graniczącą z rozpaczą! - rzucała pracę. Analizy danych makro - i mikroekonomicznych pokazują, że góry unijnych dotacji cofnęły nasz kraj lata wstecz! Zdegenerowały moralnie i uczyniły z Polaków braczy. Mówiąc brutalnie i obrazowo: wzmocniły postawę kundelka, który łasi się, widząc kość w ręku donatora. Za blask szklanych paciorków gotowych uwierzyć we wszystkie obietnice. Bo Unia nam da... Będziemy mieli autostrady i centra handlowe, zagraniczne banki i salony samochodowe zachodnich marek w każdym większym mieście! Mamy, i co z tego? Pieniądze za budowę i tak w większości wróciły do Niemców, Austriaków czy Francuzów. Na nowe samochody mało kogo stać. A nowoczesne „unijne” obory i chlewnie stoją puste, ponieważ produkcja jest nieopłacalna (taniej jest półtusze sprowadzić np. ze Skandynawii).

Od dawna wiadomo, że aby podporządkować sobie ludzi, wystarczy dać im nieograniczony dostęp do kredytów. Obiecać, że wtedy spełnią się ich marzenia. Owszem, argumenty obrońców bankowych pożyczek są zasadne: „Bo nie ma innej możliwości, aby kupić mieszkanie”. Bo lepiej płacić „za swoje” niż za wynajem. OK. Ale jak się żyje ze świadomością, że w określony dzień miesiąca trzeba zapłacić kolejną ratę? Że nie można pozwolić sobie na opóźnienie, ponieważ monit przyjdzie esemesem lub mailem już następnego dnia? Jak się może czuć młode małżeństwo, żyjąc ze świadomością, iż pracować muszą oboje - pensja jednego z nich musi być przeznaczona na ratę (o ile na nią wystarczy!), druga na codzienne wydatki? Na którym miejscu jest wtedy myśl o dziecku (przerwa w pracy i brak pewności, że ta po powrocie z urlopu macierzyńskiego jeszcze będzie)? Ile godzin są w stanie pracować ludzie w korporacjach, na jakie ustępstwa iść, by nie stracić dobrze opłacanych stanowisk? Co są w stanie zrobić, powiedzieć, napisać dziennikarze, celebryci „kupieni” wielkimi pieniędzmi i przywiązani do medialnych mocodawców świadomością konieczności spłaty potężnych comiesięcznych bankowych zobowiązań? Wszystko. Aby tylko zachować - kupione na kredyt - luksusowe apartamenty i gwarancję lepszego życia. A my dziwimy się, że jest taki medialny skowyt wokół - wbrew logice i faktom... Ci ludzie nie mogą inaczej. Strach im na to nie pozwala.

Strach i złość

Paradoksalnie, dziś serca i umysły wielu Polaków są wypełnione strachem! Nic dziwnego, że jest on motorem napędowym kampanii medialnych i opozycyjnych programów wyborczych. Poczucie lęku, zagrożenia zastąpiło marzenia wielu ludzi o wolności. Skróciło dystans patrzenia przed siebie. Wygenerowało złość.

Czy ćwierć wieku temu ktokolwiek mógł przewidzieć, że polska rzeczywistość będzie dziś tak wyglądać? Że choć się skończy czerwone zniewolenie, tylu będzie w niej niewolników: kredytów, apanaży, uzależnionych od kłamstwa? Gotowych donosić na Polskę do różnych unijnych komisarzy i prosić, by sąsiedzi zza Odry „coś z tym zrobili”? A może ktoś to zaplanował, przewidział bieg wydarzeń, suto opłacił różne fundacje, obiecał stanowiska i zafundował granty tylko po to, aby w odpowiednim momencie pokazać kwity, zobowiązania i krzyknąć: „sprawdzam!”? Pomogli mu w tym pożyteczni idioci, których w Polsce nigdy nie brakowało.

„Co oni robą, te pisowskie s...ny!?” - uroczo zagaił mnie kilka dni temu podczas kolędy pewien pan. Po moim pełnym zdziwieniu spojrzeniu, zaczął mówić „tefałenem”: „Eeee, nooo, demokrację psują! A było tak dobrze!”. Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale różne przecieki informacji nt. działalności pana Sorosa, publicznie chwalącego się, ile kosztował go Majdan na Ukrainie, dane dotyczące transferu ogromnych sum do Fundacji Batorego, przecieki nt. odgórnego sterowania obecnymi protestami społecznymi, mówią same za siebie. Dobrze opłacani „obrońcy” demokracji używają wszelkich sposobów, aby było jak dawniej. Bo mają w tym swój interes. Albo są tak głupi i bezmyślni, że dają sobie wmówić kłamstwa.

Narracja opozycji i KOD-u jest jednoznaczna: było dobrze, a ONI wszystko chcą popsuć! Zaraz będzie w Polsce druga Grecja. Upadnie demokracja. Ludzie będą bali iść spać - bo, parafrazując wydarzenia sprzed lat - „następnego ranka może nie być teleranka”. Polską rządzą ekonomiczni nieudacznicy. Po co opodatkowywać banki i hipermarkety? Przecież dzięki „transformacji” mamy „taniość” i zatrzęsienie zagranicznych marek, krzyczących z billboardów i świetlnych reklam, dostęp kont do banków znanych na całym świecie. Przecież oni tacy są dobrzy! Tacy filantropijni! Nie mają żadnych dochodów, dlatego nie płacą podatków - a to, że zmieniają szyldy, wyprowadzają miliardy za granice, to plotka...

Patriotyzm, troska o niepodległość w XXI w. to nie tylko akademie, przemarsze i defilady. To walka o prawdę - o jej odzyskanie. Walka o niepodległość ekonomiczną, zmaganie się z mitem, że Unia załatwi za nas wszystkie sprawy, banki rozświetlą przyszłość, zaś o spłatę zobowiązań niech się martwią przyszłe pokolenia. Patriotyzm to walka o nową polską rzeczywistość. O Ojczyznę, która będzie należeć do nas. Jeśli odpuścimy, staniemy się na powrót niewolnikami.

Echo Katolickie 3/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama