Seksmisja

Dyskusje wokół konwencji antyprzemocowej odświeżyły stereotypy. Czy Kościół rzeczywiście dyskryminuje kobiety?

„Kobieta mnie bije!” - pamiętacie, Państwo, scenę z kultowego filmu „Seksmisjia” w reżyserii Juliusza Machulskiego? Jest rok 2044, po zawierusze wojennej zostają odhibernowani dwaj ostatni przedstawiciele płci męskiej. Władza jest w rękach Ligi Kobiet. Feministycznej ideologii podporządkowano wszystko - nawet historię. Ale Maks i Albercik też nie zamierzają odpuścić!

Nie mam zamiaru pisać o filmie, choć jego przesłanie (powstał w 1983 r.) z pewnością wykracza poza treść komediowej fabuły. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, iż w kuriozalny sposób aktualizuje się ona na początku XXI w. Określenie płci bowiem już dawno przestało być samym tylko stwierdzeniem faktu, ale stało się elementem ideologicznej gry. Wiele środowisk lewicowych na całym świecie „seksmisję” wpisało do swoich programów politycznych, czyniąc ją narzędziem inżynierii społecznej. Nomen omen wizja Machulskiego z końca XX w. sprawdza się dosłownie w naszej rzeczywistości („przemysłowa” produkcja dzieci, naturalizowana szefowa Ligi Kobiet), łącznie z ideologicznym modyfikowaniem historii (przypomnę choćby niedawne dyskusje na temat: czy Konopnicka była lesbijką i czy bohaterowie „Kamieni na szaniec” mieli skłonności homoseksualne). Wspomniana wyżej misyjność niewątpliwie wpisana jest także w najnowszy dokument - szalenie kontrowersyjny i niebezpieczny dla obowiązującego w Polsce porządku prawnego - ratyfikowany głosami koalicji rządzącej i lewicy 6 lutego 2015 r. przez Sejm RP.

Seksmisja

Problemy i problemiki

Polski parlament uchwalił ustawę w sprawie przyjęcia przez Polskę „Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” (CAHVIO). Jak mało któremu procesowi legislacyjnemu ratyfikacji towarzyszyły ogromne emocje. Dyskusje, które przy tej okazji rozgorzały, najczęściej nie dotykały meritum sprawy, rzadko odwoływano się do zapisów dokumentu i jego ukrytych celów. Na czoło wybiły się emocje. Pojawiła przy tym się nieliczona ilość kłamstw i manipulacji - na finiszu kampanii mogliśmy zobaczyć nawet plakaty z wizerunkiem panią premier z podbitym okiem, później posiniaczonego prezesa Kaczyńskiego (chodziło chyba o zasygnalizowanie: jeśli nie zagłosujecie za ustawą, będziecie winni cierpienia maltretowanych kobiet!). Dostało się oczywiście Kościołowi i hierarchom za wstecznictwo i rzekome ciche tolerowanie przemocy domowej, wynikającej - a jakże! - z katolickiej nauki społecznej, gdzie, jak to ujął red. Blumsztajn, jest „zapisana głęboka, konserwatywna i dyskryminująca rola kobiety w rodzinie”. Stanowczość, z jaką środowiska lewicowe parły do ratyfikacji, pokazała, że chodzi o rzecz o naprawdę ogromnej randze - bez wątpienia bardziej o manifest polityczny i zapis dający podstawę do dokonania zmian w konstytucji, społecznej rewolucji, niż realną troskę o los kobiet. Gdyby tak było, w dyskusjach choć odrobinę uwagi poświęcono by np. problemom prostytucji, pornografii, reklamy budowanej na podtekstach erotycznych (uprzedmiotowiających kobietę), alkoholizmu, wszechobecnej biedy. Nic z tego. Pani prof. Środa z koleżankami mają dużo poważniejsze zmartwienia na głowie niż zajmowanie się takimi „drobiazgami”.

Nie jesteśmy zaściankiem

Jakoś umyka analizującym przypadki rodzinnej przemocy, patologicznych relacji czy wręcz morderstw, które w nieodległej przeszłości wstrząsnęły opinią publiczną w Polsce, że lwia ich część dokonuje się w wolnych związkach, zaś sprawcami są nader często ludzie mający w praktyce niewiele wspólnego z moralnością chrześcijańską. Jakoś nie przebiła się w mediach informacja, iż w Europie w niechlubnym rankingu przemocy na czele lokują się Skandynawowie, czyli mieszkańcy krajów, które szczycą się swoją „postępowością” i nowoczesnością i tym, że „tradycyjny model rodziny oparty na tradycji chrześcijańskiej” dawno już został odstawiony do lamusa. I tak w Danii przemocy doświadcza na co dzień aż 52% kobiet, w Finlandii - 47%, w Szwecji - 46%. Tuż za nimi są Holandia - 45% i Francja - 44%. To porażające liczby. Polska ze swoimi 19% (co nie zmienia faktu, że jest to o 19% za dużo!) lokuje się na przedostatnim miejscu w Europie. Polki czują się znacznie bezpieczniejsze niż kobiety w innych krajach Unii. Nie jest prawdą, jak to metodycznie od miesięcy wmawiano Polakom, że politycy prawicy, broniąc Polskę przed przyjęciem Konwencji, umieszczali nas w ogonie Europy. Konwencji nie przyjęły np. Niemcy i Wielka Brytania, słusznie widząc w niej zagrożenie dla stabilności własnego porządku prawnego. I jakoś nie słyszałem, by mówiono o nich, że są zaściankiem starego kontynentu.

Drugie dno

W czym tkwi sedno kontrowersji „Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”? Znakomita analiza została przygotowany przez Instytut na Rzecz Ochrony Prawnej „Ordo Iuris” - odsyłam do niej. Na pierwszy rzut oka dokument wygląda niewinnie. Ustanawia się w nim ramy przeciwdziałania przemocy, zapewniania ochrony ofiarom i ścigania agresorów. Ale też wyraźnie stwierdza się, iż religia jest jednym ze źródeł przemocy, zaś chrześcijaństwo ukazywane jest jako jedno ze źródeł „stereotypizacji”. Jest także mowa o promocji „zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. Co to będzie oznaczać z punktu widzenia prawnego? Trudno dziś przewidzieć skutki - dużo będzie zależało od sposobu interpretacji zapisów Konwencji. Istnieje jednak uzasadnione podejrzenie, że stanie się ona pretekstem do walki z Kościołem i jednoczesnego wprowadzania do polskiego ustawodawstwa tzw. „gender mainstreaming”. Jawi się ona zatem jako projekt gruntownej przebudowy - całej cywilizacji! Zwracali na to uwagę w swoich oficjalnych wypowiedziach nasi biskupi. Wagę problemu podkreślił parę dni temu ks. Józef Kloch, rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski. Napisał, że „Konwencja nie wnosi żadnych nowych rozwiązań prawnych przeciwdziałających przemocy. Wiąże natomiast zjawisko przemocy z tradycją, kulturą, religią i rodziną, a nie z błędami czy słabościami konkretnych ludzi. Konferencja Episkopatu raz jeszcze przypomina - dodał ks. Kloch, że Konwencja ogranicza suwerenne kompetencje Polski w sprawach etyki i ochrony rodziny przez nadanie uprawnień kontrolnych pozbawionemu jakiejkolwiek legitymacji demokratycznej komitetowi tzw. ekspertów (GREVIO), który będzie określał, jakie standardy w polityce prawnej, edukacyjnej i wychowawczej ma realizować Polska, oraz rozliczać nasz kraj z opieszałości w zmianie wciąż jeszcze obecnego tradycyjnego modelu społeczeństwa”.

Ratyfikacja Konwencji przez Polskę dodała skrzydeł środowiskom mającym seksmisję na sztandarach. Zobaczymy, co zrobi prezydent i co na temat dokumentu powiedzą konstytucjonaliści. Starcie cywilizacji trwa.

Ciąg dalszy nastąpi.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 7/2015

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama