Potrzebne nam duchowe wsparcie

O sytuacji na Krymie opowiada przebywający tam bp Jacek Pyl

Księże Biskupie, na Krym skierowane są w tej chwili oczy całego świata. Jakie nastroje panują w Symferopolu? Co dzieje się na ulicach? Czy słowo „wojna” pojawia się na ustach mieszkańców miasta?

O ruchach Rosji wobec Ukrainy dowiadujemy się z mediów. Z początku dało się zauważyć wręcz zadowolenie z powodu tej interwencji - trzeba pamiętać, że Krym był przez wiele lat rosyjski, a ludzie go zamieszkujący tworzą społeczność zupełnie inną od tej na pozostałych terenach Ukrainy. Teraz, kiedy zostały zajęte prawie wszystkie punkty strategiczne, a niektóre jednostki wojska ukraińskiego odmówiły złożenia broni, sytuacja jest napięta i - niestety - zaostrza się. Wojna wisi na włosku, chociaż mieszkańcom Krymu naprawdę nie zależy na konflikcie zbrojnym. Nawet żołnierze, którzy przyjechali z Rosji, nie chcą walczyć, strzelać, aby zabijać braci. Jeżeli poleje się bratnia krew, to przyniesie ona - mówiąc słowami biblijnej opowieści o Kainie i Ablu - nie szczęście, ale przekleństwo dla tej ziemi.

Cóż - tutaj życie toczy się dalej. Czekamy na rozwój wypadków z wielką ufnością i nadzieją, że zwycięży zdrowy rozsądek. My, biskupi, duchowieństwo, nie mieszamy się do polityki, ale nie możemy milczeć, gdy zagrożony jest pokój i dobro ludzi.

Czy w takim tyglu narodowościowym, kulturowym i wyznaniowym, jaki stanowi społeczność Autonomicznej Republiki Krymu, widać było wcześniej jakieś symptomy konfliktu?

Przez wiele lat te tereny zamieszkiwała mieszanina narodów: Rosjanie, Ukraińcy, Tatarzy krymscy, Karaimi, ludność pochodzenia ormiańskiego, polskiego, niemieckiego, czeskiego. Jest tu też cała mozaika religii i różnych wyznań: prawosławni, muzułmanie, katolicy łacińskiego obrządku, grekokatolicy, karaimy i wiele protestanckich wyznań. Na pewno zdarzały się niewielkie, międzysąsiedzkie waśnie, nigdy jednak nie dochodziło do większych napięć.

W obecnej sytuacji ta społeczność musi sama zadecydować, co dla niej najlepsze, ingerencja z zewnątrz nie jest pożądana. Dlatego ogłoszone zostało referendum, po którym dużo się spodziewamy. Żyjemy w XXI w. i powinniśmy w kwestiach spornych prowadzić dialog. Patrząc na całą to, co się tutaj dzieje, widzimy zaledwie wierzchołek góry lodowej. Odpowiedź na pytanie, jakie są przyczyny zagrożenia interwencją zbrojną zewnątrz, zna tylko sam Pan Bóg - i my też się może kiedyś dowiemy. Rolą Kościoła jest dzisiaj bronić uciśnionych, być z ludem Bożym, pomagać mu i modlić się, podtrzymywać na duchu i dawać nadzieję.

Taki jest też cel odezwy wydanej przez Księdza Biskupa?

Wzywamy - biskupi katoliccy Ukrainy oraz duchowieństwo Krymu - do modlitwy, duchowego wsparcia oraz postu ofiarowanego w intencji, żeby nie doszło do wojny. Staramy się modlitwą objąć również tych, którzy mają złe intencje, by zwyciężyło dobro. Kilka dni po mojej odezwie także Rada Kościołów Krymu, której przewodniczy abp Łazarz, wydała wspólnie oświadczenie, utrzymane w podobnym duchu, wzywające do modlitwy, zaprzestania konfliktu, rozstrzygnięcia go na drodze dyplomatycznej, a nie z bronią w ręku.

Czy w tych dniach dało się zaobserwować wzrost życia religijnego?

W niedzielę w kościele było mniej ludzi, niż zawsze; ponieważ nie funkcjonuje transport, więc nie wszyscy mogli dojechać na Mszę św. W sensie religijnym u naszych wiernych widać większą potrzebę życia sakramentalnego, np. spowiedzi. Oczywiście statystyki są tutaj inne niż w Polsce, ponieważ na Krymie, gdyby zebrać katolików z wszystkich siedmiu tutejszych parafii oraz tzw. dojazdówek, byłoby ich ok. tysiąca. W całej diecezji odessko-symferopolskiej we Mszy św. niedzielnej uczestniczy ok. 3,5 tys. To teren misyjny; ludzi o korzeniach katolickich jest dużo, ale potrzebują ewangelizacji.

Skąd dowiadujecie się o sytuacji? W jaki sposób mówią o niej lokalne media?

Na razie nie odłączyli nam internetu, chociaż niektóre serwery państwowe nie działają, ponieważ zajęte zostały m.in. budynki użyteczności publicznej. Mój jeszcze działa, dlatego możemy teraz rozmawiać przez Skype'a. Dużo jest stron ukraińskich, które na bieżąco, co 15 minut, informują o przebiegu wydarzeń. Czytamy o tym także na polskich portalach. Jeśli chodzi o lokalne media, to muszę przyznać, że nie mam czasu słuchać radia ani oglądać telewizji. Staram się oczywiście orientować, co się dzieje, ale jednocześnie nie poddawać emocjom ani przygnębieniu. Trzeba normalnie pracować. Metoda złego jest taka, by wepchać w rozpacz, smutek, wywołać chaos. Na ulicach Symferopola widziałem dzisiaj sporo wypadków komunikacyjnych. Być może to skutek napięcia nerwowego, wielkich przeżyć i obaw.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wzywa Polaków do wyjazdu z Krymu. Jak odniesie się Ksiądz Biskup do tych zaleceń?

Zachęca nas do tego polski konsul z Sewastopola. Powiedziałem, że nie zrobię tego. Pasterz nie powinien opuszczać swojej owczarni. Chyba żeby mnie przymusowo deportowali albo pobyt tutaj przestał mieć sens. Oczywiście część mieszkańców Krymu, nie tylko Polaków, wyjeżdża w przekonaniu, że lepiej nie kusić złego.

Czego potrzeba w tej chwili mieszkańcom Krymu?

Duchowego wsparcia: modlitwy, postu, dobrych uczynków - można je właśnie w nadchodzącym Wielkim Poście ofiarować w intencji pokoju na Ukrainie. Niech Dobry Bóg umacnia nas w cierpliwości, abyśmy nie ulegali prowokacjom i manipulacjom. Niech pokój będzie w naszych sercach, rodzinach i na całym świecie!

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 10/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama