Uczył pamięci i przebaczania

Cudem ocalony od śmierci w Katyniu, przez całe życie dawał świadectwo prawdzie. O niezwykłym życiu ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego

Te zdjęcia, na których siwowłosy kapłan omadla ludzkie szczątki, stojąc w dołach śmierci nad szkieletami czy z rozpostartymi dłońmi wskazując na rzędy czaszek, niemal ich dotykając, mówią o jego pochyleniu nad tymi, którzy zginęli w Katyniu, Charkowie, Ostaszkowie. O jego pochyleniu nad człowiekiem.

Gdyby zapytać kogokolwiek z potomków tych, którzy ginęli w miejscach kaźni na wschodzie, skąd czerpali wiedzę o zbrodniach sowieckich, w odpowiedzi na pewno pojawiłoby się nazwisko ks. prałata Zdzisława Peszkowskiego. Życie tego niemal cudem ocalonego od śmierci więźnia obozów sowieckich, m.in. w Kozielsku, określiło docieranie do prawdy o mordzie katyńskim, odkrywanie białych plam w historii Polski, okrytej milczeniem martyrologii Polaków w ZSRR. Warto podkreślić, że stał się przy tym orędownikiem pojednania między Polakami a Rosjanami, opartego na ewangelicznym wezwaniu do przebaczenia. W 2006 r. kandydatura ks. Z. Peszkowskiego została zgłoszona do Pokojowej Nagrody Nobla.

Z wiarą i nadzieją

W opinii abp. Edwarda Ozorowskiego, metropolity białostockiego, ks. Z. Peszkowskiego znamionował przede wszystkim mocny charakter moralny, który jest gwarantem przeżycia w zetknięciu z przeciwnościami losu i skazaniu na los pielgrzyma-tułacza, co stało się udziałem młodego podchorążego Armii Polskiej generała Andresa. - Potrzebna była wiara, która góry przenosi, i nadzieja, która nie zawodzi. Ludzie o słabszych charakterach zwykle załamują się w zderzeniu z tego rodzaju przeciwnościami. Ks. Zdzisław nie tylko nie załamał się, ale nadto innych umacniał. Pozostał do końca życia człowiekiem niezłomnym, miłującym nade wszystko Boga i ojczyznę - podkreśla ksiądz biskup w przedmowie do książki Grzegorza Łęcickiego „Ksiądz Zdzisław Peszkowski 1918-2007”, kończąc swoje rozważania pytaniem „czy przeto nie należy skłonić głowy przed bojownikiem o prawdę, jakim był ks. Zdzisław Jastrzębiec Peszkowski, syn narodu polskiego i jego niekwestionowany bohater?

Upamiętniał ofiary Katynia

Odpowiadając na pytanie, co ludzie związani ze środowiskiem rodzin katyńskich zawdzięczają ks. Peszkowskiemu, zaprzyjaźniony z nim G. Łęcicki zaznacza, że trudno wyliczyć wszystkie dzieła, które podejmował i realizował w celu upamiętnienia ofiar Katynia i całej Golgoty Wschodu oraz ukazania prawdy o martyrologii Polaków z ZSRR. - Przypominały o tym jego rozmaite publikacje, artykuły prasowe, publicystyka, udział w filmach dokumentalnych. Innymi jego zasługami są pomniki, tablice pamiątkowe, memoracje dotyczące ofiar sowieckiego komunizmu. Ma także niebagatelne zasługi w dziele budowy polskich cmentarzy wojennych w ZSRR. Był też pomysłodawcą motocyklowych pielgrzymek na Jasną Górę. Wymieniłem tylko niektóre dzieła materialne, natomiast należy jeszcze podkreślić i mocno zaakcentować posługę duszpasterską ks. Peszkowskiego wobec Rodzin Katyńskich, otaczanie opieką duchową wdów i sierot katyńskich, uczenie miłości nieprzyjaciół, kształtowanie postawy pamięci i przebaczenia - mówi G. Łęcicki.

Życie opisane

O wartości książki autorstwa G. Łęcickiego, którą nie na wyrost można określić mianem dzieła monumentalnego, decyduje przede wszystkim precyzja badawcza - liczne odniesienia do tekstów napisanych przez ks. Peszkowskiego, rozmów z nim przeprowadzonych, ale też umiejscowienie biografii tego niezwykłego kapłana w kontekście historycznym. To właśnie ta szczegółowa, dogłębna charakterystyka dziejów pozwala zrozumieć nie tylko jego drogę życiową, ale też powołanie do kapłaństwa i niezmienne dążenie do prawdy.

Pierwszy z czterech rozdziałów to historia życia ks. Z. Peszkowskiego, którą wyznaczała służba wojskowa, harcerstwo oraz kapłaństwo. W drugim autor podejmuje się określenia roli ks. Peszkowskiego w najnowszych dziejach Kościoła w Polsce. Trzeci skupia uwagę na formach obrony prawdy historycznej - dziennikarstwie, publicystyce, działalności społecznej, politycznej oraz edytorskiej księdza Peszkowskiego. Ostatni zaś dotyczy inicjatyw mających na celu uczczenie pamięci o kapelanie Rodzin Katyńskich.

KL
Echo Katolickie 19/2013

Wyjątkowy człowiek, wyjątkowy kapłan

PYTAMY Dr. hab. Grzegorza Łęcickiego

W publikacjach i pracach, w których mowa o ks. prałacie Z. J. Peszkowskim, pojawia się określenie „świadek prawdy”. Skąd ta determinacja w odkrywaniu prawdy o zbrodni katyńskiej?

Ks. prałat Peszkowski wielokrotnie mi opowiadał o tym, że gdy dowiedział się w Persji o odkryciu grobów katyńskich i gdy czytał nazwiska pomordowanych, od razu zaczął zadawać sobie pytania, dlaczego tamci zginęli, a on przeżył, i jaki jest w takim razie sens jego dalszego życia, czego Bóg od niego oczekuje, skoro go ocalił. Odpowiedź przyszła dopiero po wojnie, wraz z łaską powołania kapłańskiego. Ks. Peszkowski miał świadomość potrzeby, a nawet konieczności dawania świadectwa wobec świata o martyrologii Polaków w ZSRR, o zbrodni katyńskiej, o potworności systemu komunistycznego.

Jak ta potrzeba wpisywała się w jego kapłaństwo?

Misterium powołania kapłańskiego, sprawowanie sakramentów było dla ks. Peszkowskiego jedynym skutecznym środkiem leczenia ran dusz osób, które dotknęła zbrodnia katyńska, które utraciły najbliższych, którym wmawiano kłamstwa, które skazano na egzystencję na marginesie. Był on charyzmatycznym harcerzem, wychowawcą i wiedział, że takim ludziom w ich cierpieniach może skutecznie pomóc tylko Boża łaska, i taką posługę sprawował z miłością, oddaniem, poświęceniem. Kiedy dokonywano ekshumacji polskich oficerów pomordowanych przez NKWD, ks. Peszkowski namaszczał ich czaszki, modlił się nad nimi, dotykał różańcem poświęconym przez bł. Jana Pawła II, celebrował Eucharystię. Swoje kapłaństwo przezywał w perspektywie prawdy o świętych obcowaniu, o łączności między światem żywych a światem umarłych, dlatego przyjął tytuł Kapelana Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie.

W jednej z dedykacji, jaką ks. Zdzisław Peszkowski opatrzył podarowaną Panu książkę, napisał: „Mojemu młodszemu bratu”. Proszę powiedzieć, jak zrodziła się ta szczególna więź?

To była najpierw znajomość, potem przyjaźń, a następnie więź braterska - zupełnie wyjątkowa. Kiedy mieszkałem w Anglii, poznałem tam wybitnego i świątobliwego kapłana - ks. dr. Stanisława Bełcha, wydawcę polskiego przekładu „Sumy teologicznej” św. Tomasza z Akwinu. Nasze mieszkania dzieliła tylko ściana i szybko się zaprzyjaźniliśmy. To ks. Bełch opowiadał mi, że w Ameryce ma przyjaciela, także kapłana, o przedziwnym życiorysie harcerza, ułana, rotmistrza, który w jakiś cudowny sposób ocalał z masakry katyńskiej, był czołgistą, a po wojnie został księdzem. Właśnie wtedy usłyszałem o ks. Peszkowskim po raz pierwszy.

Mijały lata, komunizm upadł, świat i Polska się zmieniły. Przechodząc pewnego dnia koło warszawskiej katedry, a były to lata 90, zobaczyłem przypadkiem na jednym z budynków kościelnych, przy klawiszach domofonu, nazwisko ks. Peszkowskiego. Natychmiast sobie przypomniałem to, co o nim wiedziałem. Od razu, w jakimś odruchu serca, nacisnąłem guzik, ksiądz otworzył, nieco zdziwiony wizytą obcego, nieznanego mu człowieka. Przedstawiłem się i powiedziałem, że opowiadał mi o nim mój przyjaciel ks. S. Bełch (który zmarł w 1989 r.). Nie zdążyłem dokończyć zdania, gdy ks. Peszkowski podniósł się z fotela, otworzył szeroko ramiona i niemal krzyknął: „Staś Cię przysłał!”. Padliśmy sobie w ramiona, po kilku chwilach rozmowy miałem wrażenie, jakbyśmy się znali od zawsze... I tak to już pozostało do końca życia księdza. Bardzo często go odwiedzałem, on wieczorami do mnie telefonował, zawoził moje książki Ojcu Świętemu, przywoził papieskie różańce, bawił się z moimi dziećmi (kiedyś sprawił im niesamowitą frajdę, zabierając na strych; ta wyprawa w świat przeróżnych „skarbów” i tajemniczych rupieci okazała się fascynującą przygodą), kupował im ciastka i lody, obdarowywał cukierkami, rozmawiał i wypytywał o różne sprawy. Mimo iż był w podeszłym wieku, to jednak rozumiał duszę dziecka... Naturalnie wyjątkowo nas zbliżyło pisanie jego biografii - pierwszej, naukowej, stanowiącej podstawę mojej dysertacji doktorskiej, której - co też ciekawe - inspiracją był sen, jak wierzę, dar od św. Mikołaja. Pracowałem już bowiem nad doktoratem z innego tematu, a tu nagle w dniu św. Mikołaja, czyli 6 grudnia, śni mi się, że powinienem napisać doktorat o ks. Peszkowskim. Tak się też stało. Ks. Peszkowski był obecny podczas publicznej obrony; niestety, już nie doczekał książkowego wydania, do którego wybierał zdjęcia.

W pańskiej pamięci również pozostanie jako „starszy brat”?

Oczywiście! Wyjątkowy kapłan! Wyjątkowy człowiek wielkiego formatu! Wyjątkowy dar dla mnie - jedynaka. Jak prawdziwemu starszemu bratu mogłem mu się bowiem zawsze wyżalić, liczyć na wsparcie, pociechę, pomoc... Pan Bóg okazuje mi wiele miłosierdzia i łaski poprzez stawianie na drodze mojego życia osób wyjątkowych, wielkich, świątobliwych kapłanów, a takim właśnie był ks. Peszkowski.

NOT. ML

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama