Polska szkoła przetrwania

Czy współczesny nauczyciel jest autorytetem, za którego śladem idą tłumy?


Jolanta Krasnowska-Dyńka

Polska szkoła przetrwania

„Kto chce przewodzić ludziom, nie powinien gnać ich przed sobą, lecz sprawić, by podążali za nim” uważał francuski myśliciel Charles Louis Montesquieu. Czy współczesny nauczyciel jest autorytetem, za którego śladem idą tłumy?

Praca nauczyciela uważana była w polskiej tradycji posłannictwem. Nie przypadkiem Stefan Żeromski pokazał w „Siłaczce” przykład poświęcenia wiejskiej nauczycielki chłopskiej społeczności. Poświęcenia aż do zatracenia siebie. Bezsensownego - komentuje dziś surowo młodzież. Bo dla młodego człowieka nauczyciel nie jest autorytetem, a opartej na szacunku relacji mistrz-uczeń trudno się dopatrzyć w polskich szkołach. Dlatego wejście do klasy przypomina czasami wkroczenie na ring. I w tym sparingu nauczyciel jest sam...

Uczeń ma prawa, nauczyciel obowiązki

- Dawniej nauczyciel był doradcą, przyjacielem, a przede wszystkim osobą, której słuchano. Dzisiaj jest zaledwie obiektem w przestrzeni, nudną koniecznością. O nauczycielu już nie mówi się z błyskiem w oku czy szacunkiem - twierdzi dr Tomasz Korczyński, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. - A wszystko dlatego, że są inne godne naśladowania „wybitne” autorytety, np. kolorowe gwiazdki popkultury, monstra intelektualno-moralne w postaci różnej maści showmanów, celebryci kiczowatych seriali - dodaje z ironią.

Co jeszcze ma wpływ na erozję autorytetu nauczyciela? Zdaniem Marii Szmei, prezes siedleckiego Związku Nauczycielstwa Polskiego i belferki z 30-letnim stażem, przyczyn jest kilka. - Autorytet nauczyciela podkopują media, które o sprawach oświaty mówią sporadycznie. Najczęściej w kontekście sensacyjnych wydarzeń typu kosz na głowie belfra. Pokazuje to nauczyciela jako kogoś, kto nie potrafi poradzić sobie z młodzieżą. Po drugie, uczeń ma prawa, a nauczyciel obowiązki i uczeń o tym wie. To wychowanek ma rzecznika swoich praw. To on ma obrońcę w rodzicu, który często nie chce przyjąć do wiadomości, że jego dziecko wcale nie jest takie idealne, jak mu się wydaje - twierdzi szefowa siedleckiego ZNP i dodaje, że za jej czasów nie do pomyślenia było mówienie do nauczyciela po imieniu. - To, co powiedział wychowawca, było święte - podkreśla.

Z kolei Dariusz Chomiuk, prezes ZNP w Łosicach, przypomina sobie, że kiedy on sam zasiadał w szkolnej ławie, nauczyciel był mistrzem i mentorem. - Bez wątpienia w ciągu ostatnich lat praca pedagoga bardzo się zmieniła. Moi koledzy po fachu starają się wykonywać swój zawód z poświęceniem, chcą być autorytetami dla swoich uczniów. Bo jeśli nie oni, to kto? - zastanawia się D. Chomiuk, który, zanim został prezesem lokalnego oddziału ZNP, był nauczycielem w podstawówce w Czuchlebach.

Sfrustrowany jak belfer

Nie dość, że praca nauczyciele nie jest w Polsce wystarczająco szanowana, to zwykle musi on walczyć o byt, spędzając wieczory na korepetycjach, a weekendy w prywatnych szkołach. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przesada. W końcu nauczyciele jako jedyni dostali w tym roku podwyżki, a ich zarobki przez minione pięć lat rosły szybciej niż średnia krajowa. - Fakt, jesteśmy grupą zawodową, która dostała 7%. podwyżki, ale nasze pensje są kilkakrotnie niższe niż w UE - twierdzi M. Szmeja. Na finansową frustrację wpływa dodatkowo fakt, że niełatwo nauczycielowi zmienić zawód.

Często można też usłyszeć, że roszczenia nauczycieli są nie na miejscu, bo nie dość, że otrzymali podwyżki, to jeszcze mają dwa miesiące wakacji, wolne święta, ferie. - W praktyce tych osławionych nauczycielskich wakacji jest mniej. Początek lipca to jeszcze podsumowania i konferencje, a początek roku szkolnego wymaga wcześniejszego przybycia do szkoły - wyjaśnia D. Chomiuk. Warto również zwrócić uwagę, że nauczyciel wolne ma nie wtedy, kiedy chce, ale wtedy, kiedy musi. Nie może sobie ot tak wziąć urlopu na tydzień, bo chce zrobić remont lub wyjechać na atrakcyjną wycieczkę last minute.

Jakie są jeszcze źródła frustracji polskiego nauczyciela? - Trudno pracować z radością w szkole, gdzie reforma goni reformę. Ledwo się człowiek dopasuje do tego, czego od niego wymaga jeden minister, a już przychodzi drugi z zupełnie inną filozofią nauczania. Ciągle zarabiamy mało. Za to mamy coraz więcej obowiązków - podkreśla nauczycielka historii jednej z siedleckich szkół.

O tym, że polski belfer jest sfrustrowany, świadczą również badania, które u progu nowego roku szkolnego przeprowadził tygodnik „Głos Nauczycielski”. Wynika z nich, że z powrotu do szkoły cieszy się zaledwie co dziesiąty belfer. Co piąty czuje zmęczenie jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Co siódmy w ogóle nie chce myśleć o swoim samopoczuciu i próbuje przetrwać z lekcji na lekcję. Co czwarty martwi się, że źle dzieje się w oświacie, co piąty boi kolejnych reform edukacji. A szczerze z powrotu przed tablicę cieszy się zaledwie co dziesiąty.

Klasa jak pole bitwy

Najgorszą konsekwencją wszechobecnego kryzysu autorytetu jest agresja. - To jeden z wielu czynników - przyznaje psycholog Elżbieta Trawkowska-Bryłka. - Największy wpływ na postępującą przemoc wśród uczniów mają media. Brak autorytetów u młodzieży wiąże się z osłabieniem roli ojca w rodzinie albo jego brakiem. Do tego dochodzi nieodpowiednie środowisko rówieśnicze, przemiany społeczne. Nie bez znaczenia jest też system edukacji, w którym szkoła nie spełnia już funkcji wychowawczej i opiekuńczej, ale jedynie dydaktyczną. Nauczyciele rozliczani są z osiągnięć naukowych uczniów, a nie z pracy, jaką wkładają w wychowanie dziecka - twierdzi.

Nagłośniony przez media przypadek znęcania się nad nauczycielem, któremu uczniowie włożyli na głowę kosz na śmieci, jest sytuacją ekstremalną, ale w polskich szkołach dzieją się rzeczy niewiele gorsze. - Kiedyś moja koleżanka weszła do pokoju nauczycielskiego z płaczem, wyjątkowo roztrzęsiona. Uczniowie nabijali się przez całą lekcję z jej fryzury i stroju - opowiada bialska polonistka.

Agresja stanowi bardzo poważny problem w szkołach i w zasadzie nie ma placówki, której by to zjawisko nie dotyczyło. Nauczyciele jednak zazwyczaj nie są przygotowani do przeciwstawienia się swoim podopiecznym. - To, czego uczeni są studenci, nie przystaje do rzeczywistości szkolnej. Nauczyciel nie wie, jak się zachować, gdy uczeń zada mu niestosowne pytanie albo w jego obecności przeklina - mówi nauczycielka jednego z gimnazjów.

W dodatku pedagodzy mają związane ręce. Nie ma bowiem praktycznie żadnych elementów nacisku na uczniów. Nauczyciele nie mogą nawet zastosować groźby słownej czy wyrzucić agresywnego ucznia ze szkoły.

Groźby są karalne

Jak w takim razie powinien zachować się belfer, który jest przez ucznia obrażany i szykanowany? Co powinien zrobić, kiedy reakcją na ocenę niedostateczną są słowa: wiem, gdzie pani mieszka?

- Nie wolno bagatelizować sprawy i pozwolić robić z siebie ofiarę, bo to zachęca napastników do ponawiania ataku i przekraczania granic - ostrzega E. Trawkowska-Bryłka. - O agresywnych zachowaniach ucznia powinni być informowani rodzice, dyrekcja, pedagog szkolny. Wprawdzie agresja uczniów ma szereg głębokich przyczyn, niezależnych od postawy nauczyciela, jednak współczesny pedagog musi podejmować próby minimalizowania tej niekorzystnej tendencji. Dlatego potrzebna jest współpraca nauczycieli z pedagogiem, dyrekcją, rodzicami i policją - radzi psycholog.

Jerzy Długosz, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach uważa, że wszelkie groźby ze strony ucznia nauczyciel powinien zgłaszać policji. - I tak się coraz częściej dzieje. Mieliśmy zgłoszenia o znieważeniu czy naruszeniu nietykalności osobistej nauczyciela. Współpraca między policją a dyrekcją szkół układa się pod tym względem bez zarzutu - twierdzi.

Z kolei asp. Jarosław Janicki z Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej mówi, że sygnały o agresji do policji docierają rzadko. - Ostatnio mieliśmy sytuację, kiedy uczeń znieważył nauczycielkę, a następnie wysikał się do doniczki. To wyjątek, bo zwykle dyrektorzy próbują takie sprawy załatwić we własnym zakresie - mówi J. Janicki.

Dlaczego nie wszyscy nauczyciele i dyrektorzy potrafią się przyznać, że w ich placówkach dochodzi do przemocy? Powód jest prozaiczny. Kiedy zacznie się mówić o agresji, na szkołę padnie cień i rodzice nie będą chcieli posłać dziecka do takiej placówki. A przecież dzisiaj każdy uczeń jest na wagę złota, bo idą za nim pieniądze.

3 PYTANIA

Ks. Jacek Szostakiewicz, diecezjalny duszpasterz nauczycieli i wychowawców

Czy mamy do czynienia z kryzysem autorytetu nauczyciela? Jakie są tego przyczyny?

Uważam, że kryzys to mocne słowo i nie można tego uogólniać. Są pedagodzy, którzy mają wielki autorytet u uczniów i tacy, którzy na własne życzenie go nie mają. Istnieje tendencja, aby wszystko zrzucać na kryzys autorytetów i to niejako zwalnia ludzi z właściwej swemu powołaniu posłudze. Jeżeli jakiś nauczyciel nie ma autorytetu u uczniów, to wynika z tego, że jest albo źle przygotowany do pracy, albo patrzy na tę pracę przez pryzmat pozyskiwania pieniędzy. Autorytet budujemy latami. Jest to towarzyszenie młodemu człowiekowi w każdej sytuacji i umiejętność podprowadzania ucznia, aby sam dokonywał wyborów przy naszej asekuracji i by osiągnął właściwy cel. Jeżeli nasze towarzyszenie kończy się wraz ze szkolnym dzwonkiem, to nigdy nie zbudujemy właściwego autorytetu. Ale takich nauczycieli i wychowawców, na szczęście jest niewielu.

Z jakimi problemami nauczyciele zwracają się do Księdza?

Najczęściej są to kłopoty wychowawcze - jak radzić sobie z wychowaniem młodego człowieka i problemy dotyczące relacji nauczycieli między sobą.

Jaki powinien być współczesny pedagog, aby poradzić sobie w dzisiejszych realiach?

Przede wszystkim musi zdawać sobie sprawę z tego, że jest to szczególne powołanie i wyróżnienie, zarazem jednak musi być człowiekiem na miarę dzisiejszych czasów. Powinien pierwszy umieć poruszać się po drogach współczesności, aby móc przeprowadzić po nich młodych ludzi. Ma być wszystkim dla swojego ucznia. Nauczyciel powinien także pamiętać o tym, że sam nie jest do końca idealny i uczniowie też nigdy tacy nie będą. Ma wchodzić w relację z uczniem takim, jaki jest, i pokazywać mu drogi wiodące do nieba.

 

Bez autorytetu ani rusz

Nauczyciele z dłuższym stażem twierdzą, że nauczyciel z autorytetem jest dziś potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. Tylko jak go zdobyć?

Jaki powinien być współczesny pedagog, aby poradzić sobie w realiach systemu edukacyjnego i zamiast kosza na śmieci dostać w dowodzie wdzięczności kwiatek na Dzień Nauczyciela?

- Konsekwentny w swoim działaniu, sprawiedliwy, obiektywny - wymienia cechy współczesnego belfra M. Szmeja. - Dzisiaj już wiadomo, że nie sprawdza się typ nauczyciela-partnera, który traktuje swoich uczniów jak kolegów, chodzi z nimi do dyskoteki i nie reaguje, kiedy wychowankowie np. piją piwo. Nauczyciel zawsze powinien być krok przed uczniem. Zażyłość nie jest wskazana - dodaje.

Zdaniem wychowawcy z siedleckiego liceum skończył się czas nauczyciela-luzaka. - Jeśli kwiaty na zakończenie roku są wyznacznikiem poważania, to dostają je ci, którzy cisnęli i uczyli. Młodzi ludzie traktują teraz szkołę jak zakład usługowy. Chcą wyjść przygotowani do życia i zarabiania - podkreśla.

Zdaniem D. Chomiuka współczesny pedagog powinien być wyrozumiały, dobry i odważny.- Przede wszystkim powinien jednak mieć powołanie. Bo bez tego ani rusz! - dodaje M. Szmeja. MD

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama