W pułapce kultu ciała

Atrakcyjność fizyczna, która dawniej była atutem, dzisiaj wydaje się być obowiązkiem.


Jolanta Krasnowska-Dyńka

W pułapce kultu ciała

Atrakcyjność fizyczna, która dawniej była atutem, dzisiaj wydaje się być obowiązkiem. O naszej wartości nie decyduje już charakter, ale piękno i młodość. W kulturze wizualnej to ciało stało się głównym nośnikiem tożsamości.

Ciało, już od dawnych lat było istotną rzeczą w życiu człowieka. W starożytnej Sparcie młodzież przywiązywała dużą wagę do wyglądu, lecz miało to inny wymiar niż dzisiaj. Współczesny świat bowiem doprowadza kult ciała do absurdu i obsesji. Najważniejsza jest fizyczność, inne wartości zostają zepchnięte na dalszy plan do tego stopnia, że wstydzić należy się nie tego, co robimy, ale jak wyglądamy.

- Miotamy się między ubóstwieniem ciała a pogardą dla niego. Podobnie też czasem ubóstwiamy to, co duchowe, zapominając o tym, że domaga się ono zawsze swojego cielesnego wyrazu, lub lekceważymy duchowość, sprowadzając wszystko do czysto materialnych faktów. Najtrudniejsza jest mądra równowaga w podejściu do ciała i ducha - zauważa o. Michał Paluch, dominikanin, wykładowca teologii dogmatycznej w Kolegium oo. Dominikanów w Krakowie, dyrektor Instytutu Tomistycznego w Warszawie.

Dyktatura chudzielców

Zdaniem psycholog Elżbiety Trawkowskiej-Bryłki uleganie ślepej dyktaturze ciała może doprowadzić do dramatycznych konsekwencji. - Zwykle zaczyna się niewinnie, np. od odchudzania, uprawiania sportu. Wszystko po to, by wyglądać młodo i szczupło. Niestety, jeśli dla kogoś atrakcyjny wygląd staje się miernikiem poczucia własnej wartości, a zaniedbywany jest rozwój psychiczny i duchowy, to zwyczajna troska o ciało szybko przeradza się w stany chorobowe - podkreśla psycholog.

Do najbardziej znanych należą anoreksja i bulimia. Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, aż 75% dziewczynek, które mają prawidłową wagę, uważa, że są za grube. Niektóre na tym poprzestają, inne zaczynają się odchudzać. Jedne farmakologicznie, inne twierdzą, że najlepsza dieta to niejedzenie. - Anoreksja jest wyjątkowo niebezpieczną chorobą. Nieleczona prowadzi do wyniszczenia organizmu i śmierci - ostrzega E. Trawkowska-Bryłka.

- Żadna anorektyczka nie myśli o śmierci - odpowiada 24-letnia Agnieszka, która przez lata zmagała się z chorobą. - Najważniejsze jest tylko jedno: żeby jeszcze trochę stracić na wadz - twierdzi.

Agnieszka miała 17 lat, przed sobą maturę i mnóstwo planów na przyszłość. Jak każda nastolatka czytała kolorowe magazyny. A tam z każdej strony patrzyła na nią dziewczyna o idealnych wymiarach. Idealnych, czyli przeraźliwie zaniżonych. - Po kilku miesiącach zrobił się ze mnie „wieszak” z kolorowych magazynów. Taki, jakim chciałam być - dodaje.

Choroby duszy

Jednak anoreksja i bulimia nie są jedynymi zaburzeniami, będącymi skutkiem ulegania ślepej dyktaturze ciała. - Są jeszcze: ortoreksja, czyli obsesyjna dbałość o zdrowe odżywianie, bigoreksja - obsesja na punkcie umięśnionego ciała, tanoreksja - uzależnienie od opalania się, a także permareksja, czyli przymus ciągłego bycia na diecie - wylicza E. Trawkowska-Bryłka. - Wyniszczają one stopniowo organizm, powodują szereg dolegliwości somatycznych, mogą doprowadzić do zaburzeń psychicznych, a nawet śmierci - podkreśla psycholog. Jej zdaniem kult ciała prowadzi nieuchronnie do utraty poczucia sensu życia, ponieważ człowiek dochodzi w końcu do wniosku, że nie ma sensu dbać o wygląd, smukłą sylwetkę, zdrowe odżywianie, kiedy nie ma się w życiu nic ważnego do zrobienia, kiedy nie ma się dla kogo żyć.

Kościół o kulcie ciała

Katechizm Kościoła Katolickiego: „Chociaż moralność wzywa do poszanowania życia fizycznego, nie czyni z niego wartości absolutnej. Sprzeciwia się ona koncepcji neopogańskiej, która zmierza do popierania kultu ciała, do poświęcania mu wszystkiego, do bałwochwalczego stosunku do sprawności fizycznej i sukcesu sportowego. Z powodu selektywnego wyboru, jakiego dokonuje między silnymi a słabymi, koncepcja ta może prowadzić do wypaczenia stosunków międzyludzkich” (2289).

Kto jest najbardziej narażony na nadmierne uleganie potrzebom ciała? Przede wszystkim ludzie młodzi, o niedojrzałej osobowości, szukający akceptacji u innych, ale też osoby zagubione duchowo, z rodzin, w których nie było ciepła i miłości tylko pęd za sukcesem i ulotnym szczęściem doczesności. - Pokusie uleganiu kultowi ciała najłatwiej opierają się zaś ludzie o dojrzałej osobowości, mający właściwe poczucie własnej wartości, rozumiejący, że życie doczesne jest przemijające, a człowiek nie został stworzony po to, by żyć na swoją chwałę - puentuje E. Trawkowska-Bryłka.

Usta jak Angelina Jolie

Krytyczne nastawienie do swojego, często niedoskonałego, odbicia w lustrze nie dziwi. To rezultat medialnego napędzania kultu ciała, które od dobrych paru lat nie schodzi z orbity zainteresowań wszystkich mediów. Co więcej - modelki, aktorzy, prezenterzy czy artyści weszli w role autorytetów i zaczęli wyznaczać normy zachowań. Wiele 30-, 40-latek mówi dziś tak, jak aktorka Joanna Brodzik: „Jeszcze się nie ostrzykiwałam, ale jak przyjdzie taki moment, że trzeba będzie, to trzeba będzie”.

Z badań CBOS wynika, że 64% Polek nie jest zadowolonych ze swojego wyglądu i chciałoby poprawić urodę. Wprawdzie nie mamy wpisanego w kulturę takiego kultu ciała jak Brazylijczycy czy Amerykanie. Odsysanie tłuszczu, powiększanie biustu czy liftingi nie są u nas jeszcze tak powszechne jak za oceanem, ale coraz śmielej korzystamy z dobrodziejstw medycyny estetycznej. - Najczęściej przychodzą do mnie pacjenci zmartwieni oznakami upływającego czasu, ale nie tylko. Często błahe dla otoczenia niedoskonałości, pozostałości po przebytych urazach, dla samych zainteresowanych są przyczyną wielu stresów i cierpień, utrudniając zarówno życie osobiste i zawodowe. Tak jest np. z bliznami po przebytych wypadkach czy trądziku młodzieńczym - mówi dr Waldemar Krzywania, chirurg specjalista z Węgrowa zajmujący się medycyną estetyczną. Lekarz dodaje, że dbanie o własny wygląd nie jest tylko cechą kobiet. Do jego gabinetu coraz częściej pukają mężczyźni. Zwykle chcą usunąć szpecącą bliznę bądź tatuaże. - Często wiąże się to z ich karierą zawodową. Poza tym Polacy zaczynają mieć świadomość, że dobry wygląd pomaga osiągnąć sukces, coraz częściej też pracodawca wymaga odpowiedniej prezencji od swojego pracownika- twierdzi W. Krzywania. - Kobiety i mężczyźni już rozumieją, że dbanie o siebie to inwestycja na przyszłość. Oczywiście - jak we wszystkim - trzeba znać umiar. Dlatego np. mężczyzna z zarostem i nieruchomym w wyniku wstrzyknięcia botoksu będzie wyglądał dziwacznie - uważa lekarz. Przyznaje, że zdarzają się pacjentki, które myślą, że medycyna estetyczna daje nieograniczone możliwości poprawienia urody. Bywa, że przychodzą do gabinetu ze zdjęciem np. Angeliny Jolie, której wargi im się szczególnie podobają. - Tłumaczę wtedy, że wymarzone usta muszą pasować do reszty twarzy. W przeciwnym razie można osiągnąć kuriozalny efekt. Poza tym, Angelina ma piękne, głęboko osadzone oczy, długie nogi, sztab makijażystów, osobowość i temperament, których nie da się skopiować. W Polsce niewiele kobiet może się pochwalić takim zapleczem. Dlatego może nie mamy swojej Angeliny? Są również kobiety, które myślą, że medycyna estetyczna sprawi, że ich twarz będzie wyglądała jak twarz 30-letniej kobiety niezależnie od wieku metrykalnego- opowiada. - Nie będzie, bo medycyna estetyczna nie ujmuje lat, ale sprawia że człowiek nabiera zdrowego, wypoczętego wyglądu. Tuszuje niedostatki urody. A jeśli przy okazji pacjentka poczuje się o kilka lat młodziej? To świetnie. Medycyna estetyczna w wielu przypadkach pozwala człowiekowi mającemu niedoskonałości fizyczne i często związane z nimi problemy psychiczne, jak gdyby narodzić się na nowo. Decydując się jednak na jakąkolwiek korektę urody nie zapominajmy o zdrowym rozsądku i słuchajmy porad fachowców- apeluje.

Zmarszczki są démodé

Współczesny kult młodości wszedł nie tylko do gabinetów kosmetycznych, siłowni czy mediów, ale wraz z restrukturyzacją wparował również do wielu przedsiębiorstw. 45-letnia Grażyna, która szuka pracy od blisko roku, dobrze wie, gdzie wiek jest najbardziej istotny. - W sekretariatach kolejność jest taka: wiek, wygląd, wykształcenie. Gdy miałam 30 lat i 15 kg mniej, też zatrudnił mnie pewien prezes. Niestety, gdy skończyłam 35 lat, dostałam wypowiedzenie. Kiedy zapytałam dlaczego, usłyszałam: restrukturyzacja - opowiada kobieta. 35 lat to niepisana cezura. Ma różne nazwy: wiek nieodpowiedni, nieprodukcyjny, niekomercyjny.

O tym, że atrakcyjność fizyczna jest dzisiaj w cenie, można się przekonać, włączając np. jakikolwiek kanał naszej rodzimej telewizji. Z ekranu już dawno zniknęły starsze prezenterki. Z powodu siwych włosów i zmarszczek stały się naturalnie démodé. Jednak przypadek Polski nie jest odosobniony. W ubiegłym roku na stronie www.ilcorpodelledonne.com pojawił się film dokumentalny pt. „Kobiece ciała” w reżyserii Lorelli Zanardo. Do jego obejrzenia zachęcało Radio Watykańskie. Jest on rejestracją najbardziej upokarzających i pogardliwych aktów nadużyć i manipulacji skierowanych pod adresem kobiet pracujących we włoskiej telewizji oraz dokumentem świadczącym o dyskryminacji pań powyżej 38 lat.

Kotwica czasu i przestrzeni

Platon twierdził, że ciało jest przekleństwem duszy. I choć było to wieki temu, jego filozofia w dużej mierze ukształtowała myślenie o człowieku w chrześcijańskiej kulturze europejskiej. Stało się tak również dzięki św. Augustynowi. Wprawdzie biskup z Hippony uznawał ciało za dobre, bo stworzył je Bóg, dusza jednak była według niego czymś zdecydowanie cenniejszym, czymś, o co należało dbać. Z kolei Kartezjusz twierdził, że o człowieku stanowi dusza, a ciało to skomplikowany mechanizm. Taka antropologia uprościła myślenie o rzeczach przyszłych: po śmierci dusza żyje u Boga i tylko to się liczy. Oczywiście teoria ta nigdy nie było w pełni zgodna z chrześcijańską wiarą, ale na pewno ukształtowało powszechne myślenie. Dlatego wielu z nas zastanawia się, czemu chrześcijanie oddają cześć zwłokom. W końcu po śmierci ciało ludzkie umiera, niszczeje. Jest słabsze od duszy, brzydsze. Wstydliwie skrywane za parawanem w szpitalu, pod niebieską folią na miejscu wypadku. Wydawać by się mogło, że oszołomieni widokiem ciał wiecznie młodych, pięknych, doskonale uformowanych, chcemy zapomnieć o eschatologii, usunąć takowe myśli z przestrzeni publicznej, codziennej. A jednak jest inaczej. - Ciało zakorzenia nas w konkretnym czasie i przestrzeni. Także po śmierci wyraża więc nasz związek z epoką i miejscem, w których dane nam było żyć. W ten sposób jest istotną składową naszej tożsamości. Dlatego podejście do ciała, także do martwego, jest tak ważne. Nasze groby, troska o nie, przypominają nam o tym, że tylko jako duchowo-cielesna całość jesteśmy w pełni sobą - tłumaczy o. Michał Paluch. - Zauważmy zresztą, że zmartwychwstanie Chrystusa mówi nam o tym, iż związek z konkretnym czasem i przestrzenią zostanie w naszym zmartwychwstałym ciele zachowany. Zmartwychwstały Chrystus ma przecież rany po gwoździach, zatem nasze ciało uzyska zdolność do bycia ponad czasem i przestrzenią. Cóż, zmartwychwstanie to fascynująca obietnica wyzwolenia i uwznioślenia naszej cielesności i, co za tym idzie, naszej historii... - dodaje.

Co nas czeka?

Cudowne hormony, zastrzyki, prasowanie, odsysanie i napinanie. Co jeszcze wymyślimy, żeby odjąć sobie lat? A przede wszystkim: do czego nas to doprowadzi? - Kult ciała ograbia nas z głębi. Zamienia wielowymiarową rzeczywistość człowieczeństwa w podejście do niego płaskie jak naleśnik. Oczywiście, ciało mamy przyjąć z wdzięcznością i miłością. Ucieszyć się jego pięknem, widzieć, że tylko dzięki niemu nasza dusza może odkrywać prawdę i służyć dobru - wyjaśnia o. Paluch. - Problem zaczyna się jednak wtedy, kiedy ciało przestaje odsyłać nas dalej, gdy zatrzymujemy się na nim samym. Kiedy zamiast piękna, dobra i prawdy całej osoby, widzimy wyłącznie to, co mówią o nim zmysły. Takie podejście musi doprowadzić nas w którymś momencie do głębokiej frustracji i cierpienia - ostrzega zakonnik. Dlaczego? Bo musimy się zmierzyć z przemijaniem, obumieraniem, chorowaniem. - Wszystko to pewnie zresztą zostało dopuszczone przez Pana Boga, by przypomnieć nam, że rzeczywistość nie kończy się na tym, czego doświadczają zmysły - podkreśla.

Zdaniem o. Palucha, na szczęście, człowiek nie może tak ostatecznie zredukować się wyłącznie do cielesności. - Każdy akt naszych zmysłów opromieniony jest czymś, co prowadzi nas gdzieś dalej i głębiej. Nawet więc wtedy, gdy błądzimy, przynajmniej w zalążku nasze doświadczenie zawiera w sobie jakąś otwartość na to, co duchowe. Podobnie też jest z naszym współczesnym podejściem do cielesności. To prawda, że pewnie obecnie ciało dominuje nad duchem. Ale to jest tak nieadekwatne i nieprawdziwe, że prędzej czy później musi się skończyć - twierdzi dominikanin.

 

Ciało, człowiek i miłość
Z ks. dr. Markiem Dziewieckim, psychologiem, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Czym powinno być ciało dla chrześcijanina?

W tej dziedzinie mamy wiele nieporozumień. Niektórzy chrześcijanie sądzą, że ciało to więzienie dla duszy czy narzędzie szatana. Tymczasem w sposób błędny możemy posługiwać się każdą sferą w człowieku. Można w szatański sposób korzystać ze zdolności myślenia, z emocji, sfery duchowej. Nie mylmy więc wypaczeń w postawie wobec ciała z bezcennym darem ciała, który otrzymaliśmy od Boga. Ciało jest nam tak bardzo potrzebne, że nawet Bóg stał się ciałem! Chrześcijaństwo jest jedyną religią na świecie, która tę prawdę głosi. Dzięki cielesności nasza miłość do bliźnich może być widzialna! To człowiek kocha, a nie jego ciało, jednak każdy z nas - jeśli kocha - to komunikuje swoją miłość nie tylko za pomocą słów, czy wartości, którymi się kieruje, ale i za pomocą ciała. Są trzy sposoby wyrażania miłości, w której cielesność jest nieodzowna: obecność, pracowitość i czułość. Kocham na tyle, na ile znajduję czas na to, by być fizycznie przy kochanej osobie, by ją wspierać moją pracowitością i by ją chronić czułością. Gdybym nie miał ciała, te trzy sposoby widzialnego wyrażania miłości nie byłyby możliwe. Ciało mam po to, by drugi człowiek mógł zobaczyć, że naprawdę go kocham.

Czym grozi ślepe uleganie dyktaturze ciała?

W odniesieniu do sfery cielesnej możliwe są dwie błędne, skrajne i niezwykle groźne postawy. Pierwsza, to bycie wrogiem własnego ciała, do anoreksji włącznie czy do zabijania własnego ciała na raty, jak to czynią np. alkoholicy i narkomanii. Skrajność druga to właśnie uleganie dyktaturze własnego ciała. Staje się ono wtedy rodzajem nowotworu, który żyje kosztem reszty organizmu. Człowiek uzależniony od ciała staje się leniwy, nie panuje nad popędami ani instynktami. Dopóki nie uwolni się z tego zniewolenia, nie potrafi wiernie kochać ani solidnie pracować. Wchodzi w konflikty z ludźmi i własnym sumieniem. Grożą mu także inne uzależnienia, które łączą się z dyktaturą ciała, jak np. erotomania. Dyktatura ciała prowadzi zatem do dramatycznego kryzysu życia, do innych uzależnień oraz do niezdolności, by kochać i pracować.

Do jakich konsekwencji prowadzi zredukowanie siebie wyłącznie do cielesności?

Redukowanie do sfery cielesnej oznacza skrajne okaleczenie własnego człowieczeństwa. Ktoś taki przestaje odróżniać samego siebie od zwierząt. Jego aspiracją staje się tylko to, by się najeść, wyspać i zaspokoić fizjologiczne potrzeby. Biblia przestrzega nas stanowczo przed byciem człowiekiem, którego panem jest brzuch i który jest pusty duchowo.

Nasza cywilizacja z jednej strony uprawia kult ciała: konkursy piękności, pokazy mody. Z drugiej - poniża ciało. Chociażby w pornografii...

To bolesna prawda i przejaw cynizmu wielu osób i środowisk, które oficjalnie deklarują szacunek dla ludzkiego ciała. Z jednej strony dominująca obecnie (anty)kultura stawia cielesność w centrum uwagi. Głosi kult młodości. Zachęca do zdrowego odżywiania i trybu życia. Koncentruje ludzi na trosce o wygląd, o sprawność fizyczną, o zaspokojenie potrzeb cielesnych. Z drugiej strony ta sama cywilizacja lekceważy ludzką cielesność i wypacza spojrzenie na ciało. Przykładem jest modne obecnie rozróżnianie między zdradą „psychiczną” a „fizyczną” w małżeństwie i traktowanie tej ostatniej jako mało istotnej. Mamy wtedy do czynienia z chorobliwym rozdarciem człowieka, który uznaje swoją odpowiedzialność w sferze moralnej i psychicznej, ale neguje odpowiedzialność za to, co czyni ze swoim ciałem. Innym przykładem komercyjnego traktowania ciała jest reklamowanie substancji, które niszczą zdrowie fizyczne, np. tytoń, alkohol czy tabletki antykoncepcyjne. Lekarstwem na te wypaczenia jest powrót do Ewangelii ukazującego Syna Bożego, który staje się człowiekiem w cielesnej postaci po to, by komunikować nam swoją miłość i by uczyć nas kochać. Tylko ten, kto kocha, potrafi zająć dojrzałą postawę w sferze cielesnej, szanując własne ciało oraz ciało ludzi, których spotyka.

Dziękuję za rozmowę.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama