Rok drugi

Co wiemy o katastrofie dziś, gdy mijają dwa lata? Co jest prawdą, co przypuszczeniem, a co kłamstwem?

Rok po katastrofie smoleńskiej były premier Włodzimierz Cimoszewicz powiedział, że śledztwo w tej sprawie prowadzone jest, jakby chodziło o włamanie do garażu. Dziś śmiało można stwierdzić, że i ta opinia była dużo na wyrost.

Fakt, że „eksperci” jak ognia unikają konfrontacji z wynikami niezależnych badań naukowych, może skłaniać ku wnioskowi, że zarówno rosyjski raport generał Anodiny, jak i polski raport Jerzego Millera miały w sobie więcej z propagandy niż merytorycznych ustaleń.

Wyjaśnią?

Od dwóch lat trwają spekulacje dotyczące przyczyn smoleńskiej katastrofy. Brak przejrzystości prowadzonych ustaleń powoduje, że pojawia się też wersja o zamachu. Nazywanie jej zwolenników oszołomami nic nie da, dopóki śledztwo nie będzie transparentne. Zważywszy, że obie, rosyjska i polska, komisje śledcze a'priori przyjęły założenie o błędzie pilotów, ignorując najbardziej oczywiste procedury i badania.

Od pewnego czasu mamy do czynienia z próbą włączenia się do działań wyjaśniających katastrofę smoleńską polskich uczonych, którzy bardziej niż sterowaniu samolotem, nawigacji i kontroli lotów chcą się przyjrzeć procesowi rozpadu samolotu. I tak w listopadzie ubiegłego roku grupa profesorów z największych polskich uczelni technicznych (m.in. Politechniki Warszawskiej, Krakowskiej, Łódzkiej, SGGW, AGH) zwróciła się z prośbą pomoc w sfinansowaniu konferencji naukowej. Niestety, żadna z 27 polskich jednostek badawczych, w tym Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, nie przychyliła się do ich prośby.

W styczniu tego roku o tym, że Tu-154 nie mógł stracić skrzydła po uderzeniu w brzozę, przekonywał prof. Wiesław Binienda z Uniwersytetu Akron w Ohio. Rzucił nawet wyzwanie ekspertom, którzy się z nim nie zgadzali. Nikt jednak nie podjął dyskusji. Trudności w realizacji swoich zamierzeń napotkała też grupa pracowników Uniwersytetu Warszawskiego, którzy zaznaczając, że do tej pory nie znamy wyników podstawowych badań kinematycznych i laboratoryjnych, chcą „zbadać mechanikę katastrofy smoleńskiej rzetelnymi metodami fizyki”.

Nadzieję na przełom w sprawie daje zgłoszona podczas wysłuchania publicznego w Parlamencie Europejskim informacja prof. Marka Czachora o powstaniu grupy naukowców z polskich uniwersytetów, która chce się zająć sprawą tragedii smoleńskiej. Na październik 2012 r. zaplanowano specjalną konferencję naukową w tej sprawie. Akces zgłosiły już 24 wyższe uczelnie i instytuty badawcze oraz 52 doktorów habilitowanych i profesorów.

Deficyt dobrej woli

Po dwóch latach od wielkiej narodowej tragedii nie mamy widoków na odzyskanie wraku samolotu, czarnych skrzynek, kamizelek kuloodpornych i broni funkcjonariuszy BOR, telefonu satelitarnego prezydenta, telefonów komórkowych dowódców wojsk i aparatów fotograficznych znalezionych na miejscu katastrofy. Bez tych dowodów trudno mówić nie tylko o rzetelnym, ale w ogóle o prowadzeniu śledztwa. Nie inaczej, jak skandalem należy nazwać pocięcie przez Rosjan wraku polskiego samolotu, własności naszego państwa. Nie inaczej, jak skandalem należy nazwać przyglądanie się przez nasze elity rządzące temu procederowi. Podobnie jak temu, by teren po katastrofie nie był przez długi czas zabezpieczony. Pamiętamy przecież relacje Polaków odwiedzających smoleński las, znajdowane tam nie tylko dokumenty, ale i szczątki ciał. Pamiętamy też zapewnienia minister Kopacz o gruntownym przekopaniu całego terenu katastrofy. Odnosząc się do niemożności odzyskania wraku, minister Sikorski tłumaczył, że przecież rząd się stara, a nieskuteczność starań wynika z „deficytu dobrej woli po stronie rosyjskiej”. A że po śmierci prezydenta i 95 innych ważnych osób polski rząd nawiązał ze stroną rosyjską wielce przyjazne stosunki, to i popsuć ich żal. Trudno też u naszych rządzących dostrzec dobrą wolę w zwracaniu się o pomoc do przywódców innych państw, do Unii Europejskiej, której członkiem przecież jesteśmy.

Dziwne zdarzenia

Próba zaangażowania innych państw w wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej za każdym razem spotykała się z oporem nie tylko strony rządowej. 28 marca odbyło się jednak w Parlamencie Europejskim drugie wysłuchanie publiczne dotyczące smoleńskiej tragedii, do którego doprowadziła komisja Antoniego Macierewicza, przy głośnym zresztą krzyku strony rządowej. Stefan Niesiołowski z PO stwierdził nawet, że „PiS rozpowszechnia donos na własne państwo”. W podobnym duchu odniósł się do wysłuchania Tomasz Nałęcz z Kancelarii Prezydenta. Od pierwszych chwil po katastrofie do dziś jest wiele niewyjaśnionych wątków. Dlaczego pojawiły się rozbieżności dotyczące czasu katastrofy? Najpierw - przez dwa tygodnie po tragedii - podawano godzinę 8.56 czasu polskiego. Kiedy do mediów dostaje się informacja o godzinie zerwania trakcji elektrycznej przed katastrofą, Rosjanie korygują, że samolot rozbił się o godz. 8.41. Odtworzony tor lotu wskazuje jednak, że linia wysokiego napięcia została zerwana, gdy samolot był kilkaset metrów nad ziemią. Takich niewyjaśnionych zagadek i dziwnych zdarzeń jest zresztą znacznie więcej. Pięć dni przed katastrofą zostaje przerwane zasilanie zewnętrzne w przechowującym serwery z tajnymi danymi najnowocześniejszym budynku MSZ. Po katastrofie ginie znajdujący się w samolocie, w opancerzonym zasobniku pod podłogą kabiny pasażerskiej, rejestrator K3-63, rejestrujący parametry lotu: czas, wysokość barometryczną, prędkość przyrządową i przeciążenie. Podczas zgrywania kopii z czarnej skrzynki nagle brakuje prądu i znika 16 sekund nagrania (po które potem specjalnie pojechał do Moskwy minister Miller). Nie zachował się zapis wideo wieży w Smoleńsku z taśmą, na której zarejestrowano pracę kontrolerów. Niekorzystne dla Rosjan efekty przesłuchania pracowników wieży skorygowano przy przesłuchaniu powtórnym. W materiałach przekazanych Polsce przez Rosjan brak dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia zaraz po katastrofie i po przemieszczeniu części wraku, a także dokumentacji z oblotu terenu lotniska - przed 10 kwietnia i po katastrofie. Wszystko przepadło. No, cóż, złośliwość przedmiotów martwych.

Współpraca

Natychmiast po tragedii Rosjanie wysypują teren przy miejscu katastrofy piachem i wykładają betonowymi płytami. Wycinają też okoliczne drzewa i krzaki - to uniemożliwi potem odtworzenie trajektorii lotu Tu-154. Niemal natychmiast też demolują wrak - tną go piłami i wybijają szyby w oknach. Polski rząd nie reaguje. Minister Ewa Kopacz chwali współpracę rosyjskich i polskich patomorfologów. Trzy miesiące później wyjdzie na jaw, że ani polscy śledczy, ani patomorfolodzy nie uczestniczyli w sekcjach zwłok ofiar katastrofy. Na prośby rodzin o ekshumację ich bliskich przez półtora roku nie odpowiadano. Powtórna sekcja ciała Zbigniewa Wassermana wykazała zgodność polskich i rosyjskich badań w 2%. Mimo prośby matki Przemysława Gosiewskiego na uczestniczenie w sekcji niezależnego eksperta, nie zgodzono się na to. Niedawna ekshumacja posła pokazała, że ofiary katastrofy zbezczeszczono. W ciele Przemysława Gosiewskiego znaleziono gumowe rękawice i byle jak powrzucane tampony gazy, a ciało zapakowane było, wbrew procedurom, w worek foliowy. Czy dlatego strona rosyjska zabroniła wcześniej otwierania metalowych trumien?

Dlaczego?

Co jakiś czas w mediach pojawiały się tzw. wrzuty. Dezinformacje, oszczerstwa? Rzekome słowa mjr. Protasiuka: „Tak lądują debeściaki” albo „Jak nie wyląduję, to mnie zabije”. Rzekoma kłótnia gen. Błasika z mjr. Protasiukiem przed wylotem do Smoleńska. Jak się potem okazało, wszystkie te informacje były wyssane z palca, ale zrobiły swoje. Do tego doszła potwierdzona przez naszych śledczych MAK-owska wersja o pijanym generale Błasiku. To kłamstwo, tak mocno w rosyjskim raporcie wyeksponowane, pomimo ekspertyzy Instytutu Sahna, która wykluczyła i alkohol, i przebywanie generała w kokpicie, poszło w świat. Nie zaoponował premier, bo nie chciał psuć sobie urlopu z powodu tak „błahej” sprawy. Nie zaoponował minister, nie zaoponowała generalicja. Jedyną osobą, która podjęła walkę o oczyszczenie wizerunku generała, była jego żona. - Zhańbiono go, skompromitowano na arenie międzynarodowej - mówiła na spotkaniu w Siedlcach Ewa Błasik. - Dlaczego w tym kraju nikt nie pomógł mi w obronie honoru, godności? Wszyscy mnie zdradzili, zostawili samą sobie Bardzo mi trudno pogodzić się z tym, że taka jest rzeczywistość, ale nikt w mundurze nie stanął w mojej obronie. No, właśnie, dlaczego?

Nagrody i kary

Niezależnie od bezpośrednich przyczyn katastrofy, dziś już wiadomo, że były ogromne zaniedbania w przygotowaniu prezydenckiej wizyty. Zawiodły w zasadzie wszystkie instytucje. Ale jedynym ukaranym został jeden z dwóch prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie. Jego winą była rzekoma prośba do przedstawicieli USA o pomoc w uzyskaniu materiałów przydatnych w śledztwie. Ponadto chciał postawienia zarzutów ministrowi Bogdanowi Klichowi i szefowi Kancelarii Premiera Tomaszowi Arabskiemu. Awansowani zostali szefowie służb, które przygotowywały wizytę głowy państwa i towarzyszących mu osób.

 ANNA WOLAŃSKA
Echo Katolickie 14/2012

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama