Elektroniczna cywilizacja

Czy ktoś dziś wyobraża sobie życie bez komputera? I choć wiemy o jego wykorzystaniu w medycynie czy szeroko pojętej technice, głównie utożsamiamy go z internetem

Czy ktoś dziś wyobraża sobie życie bez komputera? I choć wiemy o jego wykorzystaniu w medycynie czy szeroko pojętej technice, głównie utożsamiamy go z internetem.

Badania wskazują, że prawie 80% dzieci szuka w komputerze gier. Prawie tyle samo - pomocy przy odrabianiu prac domowych. Coraz liczniejsze programy antyplagiatowe nie do końca zapobiegają stosowanemu przez uczniów systemowi pracy kopiuj - wklej. Internetowa Wikipedia to źródło szybkiej informacji nie tylko dla maluczkich. Kiedy pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski na jednej z konferencji prasowych pojawił się z wydrukiem informacji o RBN właśnie z Wikipedii, jedni uznali to za skandal, inni za przejaw nowoczesności. Bo głównie stąd czerpie wiedzę młodzież, tą drogą kontaktuje się ze znajomymi i z szeroko pojętym światem. Internet to dziś miejsce powszechnej wymiany. Poglądów, gadżetów, wszelakich dóbr materialnych i niematerialnych. Coraz więcej zwolenników wśród zwykłych zjadaczy chleba ma np. elektroniczna bankowość, która w domowych pieleszach pozwala nie tylko podpatrzyć aktualny stan konta, ale też prześledzić historię bankowych operacji czy dokonać przelewu.

- To bardzo pomocny wynalazek - cieszy się 18-letnia Edyta. Mieszka na stancji i czasem niespodziewanie wpadnie jej coś w oko, buty albo sukienka, a na koncie pusto. - Wtedy dzwonię do rodziców i mocno ich przekonuję. Jeśli się uda, mogę prawie natychmiast zrealizować zakupy. Niech żyje cywilizacja! - kończy unosząc kciuk w górę.

Zamiast eliksiru młodości

Złośliwi twierdzą, że Photoshop, czyli program do obróbki zdjęć, to przyjaciel kobiety 50+. Okazuje się, że nie tylko tej. Albo niekoniecznie. Żyjemy w czasach wyjątkowego dyktatu mody. Także, a może głównie mody na młodość. Najlepiej wieczną. Niestarzejące się, o idealnych wymiarach gwiazdy z okładek kolorowych pism narzucają nam kanon piękna. Ile w tym pięknie prawdy?

Brazylijska supermodelka Gisele Bundchen jakiś czas temu pozowała do zdjęć reklamując ubrania jednej z firm. Odsłoniła przy tym sporo ciała. Modelce, będącej w zaawansowanej ciąży, wyretuszowano brzuch, czyli przy pomocy komputera „usunięto” ciążę, co spowodowało poruszenie w mediach. Powodem podobnego było zamieszczone w poczytnym piśmie zdjęcie znanej aktorki Demi Moore, która górę swojego ciała miała najprawdopodobniej „pożyczoną” od polskiej modelki Anji Rubik. Naszą rodzimą gwiazdę, piękną przecież Grażynę Torbicką, na okładce jednego z magazynów wyretuszowano tak, że była trudna do poznania.

Facebook - ach, to ty

Popularność społecznościowych serwisów typu Nasza klasa czy Facebook to współczesne znaki czasu. Kiedy niedawno nie bardzo przejęłam się informacją młodej kobiety, że obrażona koleżanka skasowała ją na Facebooku, ta zapałała świętym oburzeniem. - Przecież to tak, jakby mi publicznie ścięła głowę - poinformowała z ogromną dozą emocji. Fakt, że jeśli nie ma cię na Facebooku, to nie istniejesz, jest dziś dla wielu ludzi oczywistością. Wygląda na to, że do internetu przenosimy się w bardzo szybkim tempie i w coraz większym zakresie. Portal społecznościowy powie ci, co kto myśli, z kim ma randkę, na co choruje i jaki jest przebieg choroby. Możesz też przeczytać najbardziej intymne wynurzenia nie tylko młodych ludzi. W czym tkwi siła portalu, która prowokuje do często niezwykle intymnych zwierzeń, do swoistego duchowego ekshibicjonizmu? Psycholog Beata Lańska uważa, że to chęć zaprezentowania się w społeczności. Za wszelką cenę. Lubimy mówić przede wszystkim o sobie, a portale stwarzają nam taką możliwość. Można się czymś pochwalić, zaszokować, sprowokować. Po prostu zaistnieć. 350 milionów zarejestrowanych użytkowników Facebooka - to musi robić wrażenie.

Blog, czyli...

Kto ma ochotę na nieco dłuższe wynurzenia, zakłada blog, czyli... nowoczesny pamiętnik. Najbardziej popularne są te polityczne. Można się w nich odnieść do aktualnych wydarzeń, skomentować czyjeś opinie czy poczynania. Był czas, że głośnym echem odbijał się w mediach każdy wpis zapomnianego już dziś nieco Janusza Palikota, który w sieci uprawiał pozbawiony jakiejkolwiek moralności polityczny marketing. Zupełnie niedawno mieliśmy do czynienia z nagonką na niepoprawną politycznie blogerkę Katarynę. W ostatnich dniach opinię społeczną poruszył nie tyle temat, co sam fakt internetowego wpisu prezesa Prawa i Sprawiedliwości, uznawanego przez niektórych za zagorzałego przeciwnika tego typu wynalazków. Wygląda na to, że nie tylko towarzyskie, ale też gospodarcze, i polityczne życie przenieśliśmy do internetu na dobre. W sieci umawiamy się na randki, przeprowadzamy spis powszechny, odpowiadamy na różnego rodzaju ankiety, a kto wie, czy wkrótce nie będziemy mogli uczestniczyć w wyborach parlamentarnych przez internet. Pamiętamy internetowo-esemesowe skrzykiwanie się młodych po śmierci Jana Pawła II czy spektakularną przedwyborczą akcję „zabierz babci dowód”.

Dwa światy

Agata Kozioł jest nauczycielką. Od niedawna. Mama Agaty też jest nauczycielką. Od bardzo dawna. Dziewczyna ma więc możliwość porównania jej pracy ze swoją. Także od tej „technicznej” strony. Wciąż pamięta, jak pomagała jej pisać sprawdziany dla uczniów. Przez kalkę. Na raz można było „wyprodukować” trzy, przy dobrej kalce cztery egzemplarze. Trzeba było pisać bardzo wyraźnie i co gorsza - dość dużymi literami. Na jednej kartce nie dało się więc pomieścić zbyt wielu pytań. Dziś Agata pomaga mamie w obsłudze komputera, w ustalaniu samodzielności uczniowskich prac. Nauczyła ją wiele, ale do korzystania z systemu antyplagiatowego starsza pani chyba jednak nie da się przekonać. Chociaż jest dla niego pełna podziwu i uznania. Od jakiegoś czasu zarzeka się, że już koniec z jej pracą. Bo nad szkołą pojawiło się widmo dziennika elektronicznego, którego mama Agaty panicznie się boi.

-To nie dla mnie - odpowiada na wszelkie próby zgłaszanej i przez córkę, i przez koleżanki pomocy. Z nadzieją, że jednak do jej szkoły elektroniczna moda nieprędko jeszcze zawita.

Nie taki diabeł straszny

I LO im. Bolesława Prusa w Siedlcach jest jedną z tych szkół, które zdecydowały się na korzystanie z dziennika elektronicznego, i jedyną w Siedlcach i okolicy, która zupełnie odeszła od dziennika papierowego. Zmiany wprowadzano tu stopniowo. Najpierw wpisywane były tylko oceny. Od września 2010 r. także frekwencja i inne informacje. Wakacyjny remont  budynku został wykorzystany do rozciągnięcia komputerowej sieci. Szkoła dostała środki z urzędu miasta na zakup 21 komputerów rozmieszczonych we wszystkich salach lekcyjnych. Przez I semestr aktualnego roku szkolnego nauczyciele „Prusa” prowadzili dwa dzienniki. Od początku II semestru w użyciu jest już tylko ten nowoczesny.

Dyrektor Andrzej Kopiec podkreśla, że decyzja o wprowadzeniu dziennika elektronicznego została podjęta po konsultacji z Radą Rodziców i przy jej akceptacji. Jest przekonany, że za kilka lat nie będzie już szkół z dokumentacją papierową. Jakie widzi plusy wprowadzenia tej cywilizacyjnej zdobyczy do szkół? To przede wszystkim możliwość kontrolowania dzieci przez rodziców. Na bieżąco.

Trening czyni mistrza

- „Prus” jest szkołą środowiskową - mówi. - Uczęszcza do niej nie tylko młodzież z miasta, ale też ta spoza Siedlec. Rodzice bez odwiedzania szkoły mogą sprawdzić i oceny, i frekwencję dziecka. Poza tym możliwość podglądu zmusza również nauczycieli do bieżącej kontroli zawartości dziennika - bo zdają sobie oni sprawę, że rodzice sprawdzają nie tylko oceny, ale także realizację programu, wpisywanie tematów. A poza tym to mniej biurokracji.

Tych, którzy niepokoili się ewentualnym spadkiem odwiedzin szkoły przez rodziców dyrektor Kopiec uspokaja:

- Frekwencja na wywiadówkach póki co pozostaje bez zmian.

Odpowiedzialny za całokształt wdrożenia programu wicedyrektor i nauczyciel informatyki w I LO Ireneusz Chromiński też jest zdecydowanie na „tak”. Od początku nie podzielał obaw nauczycieli, którzy bali się, że nie poradzą sobie z tą „cywilizacją”.

- Ważna jest odpowiednio duża ilość szkoleń w zakresie prowadzenia dziennika, żeby nauczyciel czuł się pewnie - przekonuje. I zaznacza, że niektórzy już tych szkoleń być może mają dosyć. Ale przecież problemy z obsługą komputera ulatniają się wraz z nabieraniem doświadczenia przez pedagogów. A niektóre korekty wprowadza się już na bieżąco w praktyce, w trakcie korzystania z dziennika.

Ma dobre, ma i złe

Komputer dziś to w zasadzie już chleb powszedni. W wirtualnej rzeczywistości wielu czuje się pewniej niż w realu. Zwłaszcza że tam można pozostać anonimowym, czyli zdaniem dużej grupy użytkowników bezkarnym. Zbyt często na różnych portalach spotykamy się z ordynarnymi, pozbawionymi merytorycznego odniesienia wpisami. Optymiści twierdzą, że w krajach, gdzie cywilizacja elektroniczna istnieje dłużej niż u nas, przeważają komentarze odnoszące się do istoty problemu, a nie wyzwiska.

Jak chyba każdy wynalazek, komputer (i internet) ma swoje zarówno dobre, jak i złe strony. Co wybierzemy? To przecież zależy tylko od nas. Ale na pytanie o granice nie udzieliliśmy jeszcze odpowiedzi.

Niedawno w tzw. interesach odwiedziłam znajomą. Przywitała mnie serdecznie, siedzący przy komputerze mąż zaledwie skinął głową. Popatrzyła w jego stronę z wyraźnym rozdrażnieniem.

- Żeby ci tak raz na zawsze prąd wyłączyli - syknęła.

Ot, przekleństwo - pomyślałam z uśmiechem. Ale gdzieś z tyłu głowy pozostała myśl: „I co by wtedy było?”.

AW
Echo Katolickie 8/2010

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama