Masz prawo po swojej stronie

O kamanii społecznej "Poznaj swoje prawa. Wyjdź z cienia. Pozwól sobie pomóc"


Kinga Ochnio

Masz prawo po swojej stronie

Maltretowana żona, ofiara pobicia, osoba, której ktoś grozi... Czy wiedzą, gdzie mogą szukać pomocy lub uzyskać poradę prawną? Jeśli nie, to właśnie do nich skierowana jest kampania społeczna „Poznaj swoje prawa. Wyjdź z cienia. Pozwól sobie pomóc”.

Starszy wystraszony pan nie chce spojrzeć w kamerę, mówi jedynie, że ogląda się za siebie i unika ciemnych ulic. Inny przyznaje: Przychodzili co tydzień po zamknięciu, odbierali cały utarg. Kobieta w ciemnych okularach zdradza, że była bita, przepraszana... i tak w kółko. Kolejna, młoda i zadbana, opowiada, jak ciągle ją straszono, że wyleci z pracy i nie będzie wiedziała, co robić. Te osoby to bohaterowie spotów, które można zobaczyć w telewizji. Kończy je informacja, że każdy pokrzywdzony przestępstwem ma prawo dochodzić swoich praw.

Dlatego celem ogólnopolskiej akcji jest upowszechnienie informacji na ten temat. - Państwo nie może zapominać o ofierze, która często zostaje ze swoimi problemami sama. Z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu czy psychicznym, często stratami finansowymi. Chcielibyśmy, by wszystkie ofiary przestępstw wiedziały o swoich prawach i umiały z nich korzystać - mówił minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podczas konferencji inaugurującej projekt. - Naszym celem jest również zmiana postawy społeczeństwa, które w dalszym ciągu wychodzi z założenia, że problem, który nie dotyka mnie osobiście, nie jest moim problemem - dodał minister.

Zgłaszać czy nie?

Jeszcze ciągle wiele osób nie wie, czego może się domagać od organów ścigania, nie znają swoich praw, ale też obowiązków. To powoduje, że często będąc ofiarą przestępstwa, nie zgłaszają się do odpowiednich organów. Powodów ukrywania tego, że dzieje się nam krzywda, jest wiele. Najczęstsze to niewiara w organy ścigania, niewiedza, gdzie zgłosić problem i strach przed tym, jak zostanie się potraktowanym. Nierzadko ofierze towarzyszy też wstyd, zwłaszcza gdy do aktów przemocy dochodzi we własnym domu. - Osoby, które mają problemy rodzinne, często krępują się upubliczniania pewnych spraw - mówi prokurator Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach. Dlatego ciągle jeszcze bite czy molestowane kobiety nie chcą mówić głośno o swoich upokorzeniach. - Dwadzieścia lat znosiłam awanturującego się męża. Dopiero dorosła już córka namówiła mnie, żebym w końcu na to zareagowała - mówi pani Alicja. Często ofiary na swój brak reakcji i bezczynność próbują szukać wielu usprawiedliwień. Gdy do mediów przedostanie się kolejna informacja o córce wykorzystywanej seksualnie przez ojca, jej matka przed obiektywem kamery przyznaje, że nie zawiadomiła nikogo o trwającej patologii z uwagi na opinię wśród sąsiadów i z nadzieją, że kiedyś dziewczynka o wszystkim zapomni.

Strach przed utratą pracy paraliżuje za to osoby, które doświadczyły przemocy psychicznej od swoich przełożonych. Dlatego rzadko zawiadamiają o tym organy ścigania. - Znosiłam upokarzania szefa, bo w starciu z prezesem dużej firmy, mającym w swojej świcie prawników czy doradców, i tak nie miałabym szans. A nawet gdyby wyrok sądu był dla mnie korzystny, musiałabym szukać nowej pracy, bo nie wyobrażałam sobie dalszego funkcjonowania w tym miejscu. Odeszłam więc po cichu, jak tylko znalazłam nowe zajęcie - mówi Agata, która przez kilka lat była poddawana mobbingowi.

Chcę pomocy, ale się krępuję

Kampanii uświadamiającej, że pomoc jest często w zasięgu ręki, towarzyszy strona internetowa: www.pokrzywdzeni.gov.pl. Można na niej znaleźć informator z niezbędnymi dla pokrzywdzonych obowiązkami i prawami. Dowiemy się z niego m.in., jak złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, czym jest wniosek o ściganie czy też co robić, gdy sprawa w sądzie trwa zbyt długo. Na stronie znajdują się również wzory dokumentów do pobrania. Ale co ważniejsze, dostępna jest także lista instytucji, stowarzyszeń i fundacji świadczących pomoc w całym kraju. Jedną z nich jest Nadbużańskie Stowarzyszenie Edukacyjne we Włodawie, które zajmuje się najczęściej pomocą ofiarom wypadków drogowych. - Refundujemy zakup lekarstw albo chociaż w części opłacamy turnusy rehabilitacyjne czy dopłacamy do protez - mówi Halina Potapczuk z NSE. Choć na miejscu dyżury pełnią psycholog i prokurator, Potapczuk przyznaje, że zainteresowanie jest małe. - Ludzie krępują się, nie chcą przyznać się do choroby i tego, że potrzebna jest im pomoc psychologiczna - tłumaczy.

Kampania „Poznaj swoje prawa...” nie jest jednak prekursorem w wyciąganiu pomocnej dłoni ofiarom. Już od kilku lat bowiem w całym kraju przez tydzień, od 22 lutego, czyli Międzynarodowego Dnia Ofiar Przestępstw, na osoby pokrzywdzone czekają pracownicy sądów i prokuratur. Tam dowiedzą się, co powinny zrobić w danej sytuacji i na jaką pomoc mogą liczyć. - Ale nie trzeba czekać specjalnie na tę akcję. Udzielamy wsparcia przez cały rok. Każdy, kto przyjdzie i powie, że jest pokrzywdzony, dostanie pomoc na miejscu - uspokaja prokurator K. Gołąbek. Najważniejsze jest jednak, żeby chcieć „wyjść z cienia”, rozpocząć poszukiwanie pomocy i nie poddawać się przy dochodzeniu swoich praw.

 

 

Budowanie świadomości prawnej

PYTAMY Cezarego Kalitę, socjologa

Z czego wynika to, że wiele osób nie zgłasza przestępstw, których stały się ofiarami?

Po pierwsze - z niewiary w skuteczność właściwych organów. Procedury w naszych sądach trwają bardzo często latami. A osoby pokrzywdzone muszą przechodzić przez dość „piekielny” proces prawny, czyli przesłuchania, konfrontacje i oczekiwania. To powoduje często, że gdy ktoś doświadczył zgłaszania jakiejś drobniejszej sprawy, jak uszkodzenie samochodu, to następnym razem nie będzie miał już na to ochoty. Widzimy przykłady działania prawa na Zachodzie. Choćby sprawa Fritzla w Austrii, która, jak na skalę takiego procesu, odbyła się błyskawicznie. U nas dochodzenie w sądzie swoich praw to droga przez mękę.

Często ofiary przed zgłoszeniem przestępstwa hamuje strach albo wstyd. Kiedy tak się dzieje?

Zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o przestępstwa związane z przemocą w rodzinie. Tu właśnie działa czynnik wstydu i ochrony najbliższych. Charakterystyczne jest nawet to, że dziecko wychowywane w rodzinie patologicznej nie mówi źle o swoich rodzicach. Osoby bliskie mają to do siebie, że w jakiś sposób się z nimi identyfikujemy. Oskarżając je, oskarżamy też i siebie. Bo w zasadzie, kto jest dla nas oparciem, jeżeli nie one? Choć to często oparcie dosyć toksyczne. Z drugiej strony trzeba reagować na przemoc domową. W Stanach Zjednoczonych obowiązuje zasada „zero tolerancji dla przemocy”. Tam na każde zgłoszenie przyjeżdża policja, która sprawdza, co się dzieje i ma obowiązek pojawić się w tym miejscu jeszcze dwukrotnie, już bez zgłoszenia. W Polsce nie doceniamy emancypacyjnej roli prawa, które chroni i zabezpiecza. Mamy społeczny niski szacunek do prawa. Nie szukamy tego „wału obronnego przed przemocą silnych” w prawie, tylko w czynnikach osobowych, układach, znajomościach. Nie wierzymy w tę ochronną rolę prawa.

W związku z tym bardziej potrzebne są zmiany w prawie czy ludzkiej świadomości?

I jedno i drugie. Trzeba uprościć procedury, one muszą być czytelniejsze. Nie szafować też tak bardzo karą więzienia. Na całym świecie odchodzi się od tego. Znamiennym przykładem może być Holandia, w której zamyka się więzienia, bo tak spadła przestępczość. A to dzięki liberalizacji prawa i większej świadomości tego prawa. Tymczasem nasze społeczeństwo nie jest wyedukowane prawnie, dlatego potrzebujemy akcji uświadamiających. One nie poskutkują tak do razu: dzisiaj posłuchamy o ofiarach i będziemy bardziej świadomi. Ale na pewno zadziała to z czasem i nagle obudzimy się w innej rzeczywistości. Jak mawiają Chińczycy, nawet podróż, która ma tysiąc mil, zaczyna się od pierwszego kroku. Budowanie świadomości prawnej to proces. Potrzebujemy sporo czasu, ale jeśli nie będziemy w ogóle o tym mówić, nie liczmy, że coś się zmieni.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama