Timur i jego drużyna

Dlaczego w Azji Środkowej mężczyźni mogą być mężczyznami, a w Europie nie?

Dostać się do Doliny Czatkału nie jest łatwo: są dwie drogi, które prowadzą przez wysokogórskie przełęcze. Wybieramy tą z północy, która prowadzi z Tałasu na zachodzie Kirgistanu. Wjeżdżamy w dolinę ciasno otoczoną górami sięgającymi prawie 5000 metrów. Spod kół lecą kamienie. Samochodów nie ma oprócz ciężarówek wiozących rudę złota z kopalni, która ponoć należy do córki prezydenta Kazachstanu Nazarbajewa. Wreszcie stajemy pod przełęczą. Maleńka nitka drogi wydaje się być zawieszona niekończącymi się serpentynami na zboczu kamienistej góry. Wydaje się, że nie tylko samochód, ale nawet człowiek nie da rady się po tej nitce przecisnąć. Odsyłam kierowcę z naszym samochodem do domu — boję się że VW nie da rady wjechać do góry.

Udaje nam się zatrzymać jedną z ciężarówek z kopalni złota. To potężny Howo chińskiej firmy Sinotrak. Ruszamy do góry. Zakręty karkołomne, prawie o 180 stopni. Młody Kirgiz bierze je bez hamowania. Widzę jak lusterko przy zakrętach muska skały. Ile masz lat? — pytam Madina, bo tak ma na imię nasz kierowca. Wśród ogłuszającego ryku silnika słyszę: 18! Boże, przechodzi mnie dreszcz: powierzyłem swoje życie 18 letniemu gówniarzowi! Kolejny zakręt, chwytam się drzwi, aby nie posiniaczyć sobie głowy. Lusterko ociera się o skały. Ten chłopak wykonuje pracę na którą za żadne skarby nie zgodziło by się 99 % polskich kierowców. A co zimą? — Tu jest mało śniegu! — krzyczy Madin — no i zakładamy łańcuchy. Madin włącza kirgiskie discopolo i pod jego rytm pokonuje następne serpentyny. Co jakiś czas zatrzymuje się, by przepuścić jadące z przeciwka ciężarówki. Nie mogę uwierzyć, że na tej wąskiej żwirówce  mieszczą się takie dwa olbrzymy. Najmniejszy błąd chłopka i lecimy setki metrów na dół (dokładnie 1220 — tyle wynosi różnica wysokości między przełęczą Kara-buura i podstawą doliny). W końcu przełęcz. Świszczy wiatr, a dookoła gołe, spalone słońcem góry. Na pożegnanie przypominam Madinowi, że to nie gra komputerowa: tutaj życie jest tylko jedno. 

Następnego dnia idziemy przez prażącą się w słońcu kotlinę. Z rzadka spotykamy pasterzy ze stadami owiec. Z jednym z nich dogadujemy się, że na koniu dowiezie nasze plecaki do miejsca, gdzie zaczynają się góry. Koń jest młody i nerwowy. Timur jest pół Kurdem, pół Rosjaninem: „Chcę kupić nowego konia, ten jest zbyt spokojny. Kiedy gram w ‘ciągnięcie kozła' (dwie drużyny na koniach, bijąc się nahajami próbują przewieźć martwego barana na swoją stronę pola)  nie chce iść do przodu”. Chwali się, że pod swoją opieką ma nawet 1000 baranów: „Rano idziesz na ich przedzie, żeby cię wilki widziały, a wieczorem na samym końcu, żeby wilki nie ośmieliły się zaatakować ostatnich owiec”. Ile masz lat? 18. Szybko liczę, że jeśli baran kosztuje od 50 Euro do 100 i więcej tzn. że temu osiemnastolatkowi powierzono majątek wartości około pół miliona złotych. Timurowi umarł ojciec, jest najstarszy z rodzeństwa, więc na niego spadła odpowiedzialność za wykarmienie całej rodziny. Zdejmujemy plecaki z konia i ruszamy w kierunku przepięknego jeziora Kara-kol, ukrytego wśród skał i świerkowego lasu.

Myślę o polskich 18 latkach. Tych w kolorowych tenisówkach, spodniach zwężanych do dołu, grzywce zadbanej nie gorzej niż fryzury ich koleżanek z klasy. Na szyi szaliczek lub apaszka. Ich rodzice tracą mnóstwo pieniędzy na różnego rodzaju terapie swoich synów. Jak na nich patrzę to się zastanawiam, czy to jeszcze mężczyźni czy już hermafrodyty? Czy to inny gatunek niż Timur i Madin? Niedawno byłem na wyprawie w górach, w której uczestniczyło kilka dziewczyn w różnym wieku. Większa część z nich ze wszelkich sił próbowała udowodnić, że są silniejsze i twardsze od swoich kolegów. Tymczasem powinny przecież robić wszystko na odwrót: udowadniać, że są słabe i potrzebują pomocy! Ale być może w dzisiejszych czasach dziewczynom nie pozostaje nic innego, niż walka o pozycję dominującej samicy w stadzie hermafrodytów.

W Czatkale doliny ciągną się nawet po kilkadziesiąt kilometrów. Jedna dolina i jeden czaban (pasterz) ze swoją rodziną. Do najbliższego sąsiada minimum dzień jazdy na koniu. Jesteśmy w górnej części doliny Kara-tokoj. Beka (silny) siedzi nad lazurowym jeziorem i pilnuje stada owiec. Koło jego nogawki stoi 5 letni synek i patrzy się wielkimi oczami na nas: białych-dziwaków-turystów. Beka ma problem: śnieżna pantera zagryzła jednej nocy 14 owiec. Od sąsiada Arstana (lew) pożyczył strzelbę. Nie mogę uwierzyć: Przecież pantery trzymają się daleko od ludzi!? „Tak — odpowiada Beka — ale kłusownicy tak przetrzebili dzikie koziorożce, że pantera z głodu rzuca się na barany.” Patrzę na jego syna i pytam: Czy tutaj nie jest zbyt ciężko dla malucha? Przecież ani ciepłej wody, ani łóżka, ani marketu, sedesu, komputera. Mycie w potoku i spanie w namiocie przy ognisku. Jeśli zachoruje lekarza trzeba będzie szukać nawet kilka dni. „Niech się uczy (życia czabana)” — odpowiada Beka.

I nagle mnie olśniewa! Dlaczego Madin i Timur w wieku 18 lat są już dorosłymi mężczyznami, gotowymi wziąć na siebie wyzwania i obowiązki, na które w Polsce nie są gotowi nawet 35 latkowie? Dlatego, że maja takich ojców jak Beka! Ojców gotowych walczyć ze śnieżną panterą o przeżycie swojej rodziny. 5 letniemu maluchowi nie trzeba słów i żadnych pouczeń, aby wyrósł na mężczyznę. Wystarczy, że 24 godziny na dobę trzyma się nogawki swojego ojca.

A co z naszymi ojcami? Połowa dzieci w Polsce wychowuje się bez ojców, albo z ojcami, którzy nie są w stanie być ojcami. Nikt ich nie nauczył co znaczy być ojcem. Ojcostwo ich ojców wykończył komunizm, a teraz ich samych wykańcza kapitalistyczne zabieganie. Jaka terapia? Czy każdy z polskich niby-ojców powinien zabić śnieżną panterę, aby zostać ojcem? Nie da rady. Panter jest bardzo mało i do tego wpisane do Czerwonej Księgi. Ale przynajmniej powinni spróbować żyć tak, żeby ich syn wierzył, że w obronie rodziny gotowi są rzucić się z gołymi rękami na śnieżną panterę.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama