Świat będzie inny inaczej

Mówi się, że po koronawirusie świat nie będzie już taki sam. Pytanie, czy nie będzie to zgodnie z zasadą "jak zmieniać, żeby nic nie zmienić"?

Mainstreamowe media lubią bez końca powtarzać jakieś zaklęcia. Jak już jakiś niezbyt inteligentny człowiek wymyśli wpadające w ucho hasła, to zaraz go portal za portalem i kanał za kanałem powtarzają bez odpoczynku. Teraz takie modne zdanie to, że „świat po wirusie nie będzie taki sam”. Zacząłem więc uważniej słuchać co mówią, patrzeć co pokazują i czytać co piszą, żeby się dowiedzieć jaki ten nowy świat będzie inny od starego.

Nie będziemy latać samolotami. To mi się akurat podoba, bo większość naszego latania jak się okazuje nie ma większego sensu. Po prostu z nudów przemieszczamy się z miejsca na miejsce mając nadzieję, że nowe widoki, zapachy i twarze zapełnią naszą wewnętrzną pustkę. Czy naprawdę trzeba lecieć na Barbados, aby dobrze wypocząć? Czy nie wystarczy do Brzegów Górnych? Tak więc w sumie lepiej, że latać nie będziemy, a i przyroda trochę odpocznie od spalin samolotowych, choć zgryźliwi zauważyli, że prawie samochody nie jeżdżą, a ilość CO2 w powietrzu utrzymuje się na tym samym poziomie. 

Jednak, kiedy czytam, że „w całej Europie trwa zażarta debata na temat powrotu na ligowe boiska”, to coś mi się niewyraźnie robi. Bo przecież miało być inaczej, a okazuje się, że Europejczyk niewiele się wirusa przestraszył oraz od niego nauczył i dalej za priorytet uznaje igrzyska. Kiedy ruszą rozgrywki ligowe — na ten temat z wielkim zaangażowaniem wypowiada się w Europie co drugi premier. Chleba i igrzysk - wieczne hasło upadających cywilizacji. W dobie koronowirusa można nawet powiedzieć: „Igrzyska albo śmierć” (duchowa), albo „Igrzyska i śmierć” (mecz w Bergamo). Czyli priorytet zabawy pozostaje. Teraz gospodarka ma być odmrażana. Słucham i uszom nie wierzę: „stopniowo będę otwierane salony fryzjerskie, salony masażu, pracownie tatuażu, hotele”. Grecy walczą o otwarcie plaży. Ciekawa ta nasza gospodarka w Europie. Właściwie nie gospodarka tylko usługi. Nasz świat to świat przyjemności, gospodarka przyjemności. I jeszcze archiwa otworzą jako pierwsze. Produkcją jak wiadomo zajmują się Chińczycy: nawet teraz robią dla nas maski, okulary ochronne i rękawiczki. Właściciele galerii walczą jak lwy, żeby je też szybko odmrożono. Wiadomo, że chodzi o miejsca pracy, pobudzenie gospodarki przez konsumpcję. Ale, ale ... Otwórzmy nasze szafy. Mam tam takie zapasy koszul, spodni, kurtek, majtek i półbutów, że starczyłoby nawet na 3 lata kwarantanny. Zakupy są po prostu przyjemnością, zabijaniem czasu i nudy. Czyli wszystko będzie po staremu. 

Zupełną nowością będą obligacje europejskie. Super pomysł! Nie mamy jeszcze europejskiego superpaństwa, a będziemy mieli już superobligacje. To mistrzostwo: firmy jeszcze nie ma, a już ludzi ponaciągała na pożyczki! Co tam Bagsik i Gąsiorowski, albo Amber Gold — cieniasy! Dług za te euroobligacje  spłacimy nowymi euroobligacjami, a te wykupią oczywiście Chińczycy, a potem za te euroobligacje zabiorą sobie Wenecję, Barcelonę i Paryż! Czyli jednak europejskie życie na kredyt i socjalizm po staremu. Niby ma być ciężko, ale chyba nie tak, że ludzie umierać będą z głodu, bo przecież nasze spiżarnie po staremu pełne wszelkiego jadła, połowę do śmieci wyrzucamy jak wcześniej. Nasi politycy nie dadzą nam się odchudzić. Czyli niby ma być ciężko, ale tak ciężko inaczej.

Ci sami politycy i urzędnicy będą pomagać przedsiębiorstwom — to coś nowego. Nie, nie to bynajmniej nie znaczy, że poluzują podatki, albo sami staną na taśmie produkcyjnej. Skąd się wezmę te pieniądze na pomoc przedsiębiorcom? Może wyrosną na grządce na działce ministra finansów między pietruszką i sałatą? Pomęczyłem się i sprawdziłem z czego biorą się pieniądz w budżecie: o dziwo z podatków! Czyli urzędnicy najpierw przedsiębiorcy zabiorą, trochę wezmą sobie na drobne wydatki i potem część pieniędzy oddadzą przedsiębiorcy jako pomoc humanitarną. Bardzo fajny schemat! Ja też tak chcę. Zabiorę sąsiadowi 1000 zł, 300 wezmę sobie, resztę oddam sąsiadowi jako pomoc humanitarną (jeśli się będzie mi kłaniał oczywiście). Czyli wszystko po staremu.

Niby coś nowego, ale już i wcześniej bywało: Angela obiecała, że dorzuci więcej do wspólnego worka ratowania europejskiej ekonomiki. Tak jak na poziomie narodowym zadaniem polityka jest wyciągnięcie jak najwięcej dla swojego okręgu wyborczego i elektoratu, tak na poziomie UE dobry polityk, to taki, który najwięcej uszczknie ze wspólnego budżetu dla swojego kraju. Takiego polityka wszyscy lubią, bo przecież nie z naszych zabrał, tylko z cudzych. Krótko mówiąc europejski Janosik, co to bogatym zabiera i biednym rozdaje. Można się cieszyć, że tym razem, to nie z naszej kieszeni to ratowanie gospodarki się dzieje. Ale to tylko pozór dla naiwnych. Dlaczego Niemcy mają więcej kasy? Czy tylko dlatego, że są bardziej pracowici (co też zresztą nie jest jakimś dogmatem)? Przecież umieją oni liczyć pieniądz i dbać o swoje (vide kryzys ciężarówkowy). Gdzie jest wspólny rynek, a tym bardziej wspólna waluta, na tym korzysta najsilniejsza gospodarka. W takim systemie naczyń połączonych, silniejsi robią się ciągle silniejsi, a słabsi ciągle słabsi. Nawet taka Francja staje się wasalem Rzeszy. Żal patrzeć jak do Angeli mizdrzy się Marcon, ale w końcu jest prezydentem z nadania Pani Kanclerz, tak jak nasz ostatni monarcha został obrany na tron z poparcia innej Niemki. Tak więc mamy ten sam schemat na poziomie Unii, co na poziomie kraju: najpierw się zabiera, żeby potem oddać część jako pomoc humanitarną. Niemcy na tym biznesie nie stracą, a jeszcze bardziej zwiążą swoich wasali z suzerenem.

Jak się człowiek starzeje, to się boi zmian, a już szczególnie jak wszystko ma się zmienić. Dlatego też bardzo mnie ucieszyło i uspokoiło, że młodzież na przedmieściach Paryża i Brukseli nie przejmując się koronowirusem jak zwykle zorganizowała zabawy oraz gry z policją. Takie tam fajerwerki, rzucanie kamieniem do celu, dotknij mnie jeśli możesz i inne. Europejskie telewizje wyłaziły wprost z siebie, żeby nic nie pokazać i nie poinformować, a już szczególnie, kto w tych zabawach uczestniczy. Tylko na stop klatce można się było z trudem dopatrzeć, że coś ta młodzież zbytnio opalona jak na tę porę roku. Po dwóch-trzech dniach przyszła widocznie instrukcja z Brukseli, że to zmarginalizowana, odrzucona przez społeczeństwo młodzież wyraziła swój słuszny gniew, którego inaczej nie mogła wyrazić, bo nikt by nie usłyszał.  A tu zaraz następny news (manipulacja, prowokacja czy raczej głupota?) - francuski rolnik płacze nad grządkami sałaty i rzodkiewki: Ach ci Polacy i Rumuni wredni nie przyjechali na prace sezonowe. No ależ ci francuscy rolnicy to rasiści! Nie dadzą tej zmarginalizowanej młodzieży z przedmieścia popracować na roli! Tylko dlatego, że ta młodzież kolorowa i muzułmańska to nie dadzą jej dotknąć  francuskich pomidorów — hańba! A młodzież jak widać rwie się do jakiś fizycznych zajęć, a tak zostaje im tylko socjal i kolejki po bezpłatną żywność.

Niemieccy bauerzy przyciskają swój rząd, aby interweniował w Komisji Europejskiej, żeby Polska przysłała na roboty do Rzeszy robotników przymusowych na zbiór szparagów i truskawek. Ale, ale! Przecież kilka lat temu ogromnymi kolumnami szli młodzi mężczyźni do Rzeszy z pieśnią na ustach: Niech żyje Angela! Czy oni nie mogą zbierać szparagów? Co się z nimi stało? A może te obozy uchodźców po starej niemieckiej tradycji są otoczone drutem kolczastym pod napięciem: Achtung! Durchfahrt verboten! Es wird sofort geschossen! Ciemne myśli chodzą mi po głowie. Jeśli kilka lat temu setki tysięcy młodych semitów przyjechało do Niemiec, to gdzie się oni podziali, że nie ma komu szparagów zbierać? O Boże, czyżby Cyklon B!? Kto żyje w Niemczech niech sprawdzi i napiszę co się stało z tym ludźmi, cośmy ich od rana do wieczora w telewizorze oglądali? Niech żyje integracja! Niech żyje multi-kulti! Niech żyje tolerancja! Otwórzmy szerzej drzwi dla nowej fali emigrantów, może się ci starzy z nowymi wzajemnie wytłuką i będzie na tych przedmieściach spokój?

Wirus jak na razie niewiele nas nauczył i czekając na jego drugą falę możemy spać spokojnie: wszystko będzie po staremu. Czeka nas jednak jeszcze susza, spadek cen ropy, zapaść ekonomiczna, czyli ogólny Armagedon. Nauka się nie kończy i wtedy rzeczywiście „świat po wirusie nie będzie taki sam”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama