Zuckerberg contra Facebook

Wolność wypowiedzi była atutem Facebooka, zaczyna ona jednak teraz martwić jego właściciela. Dlaczego? Bo użytkownicy wypowiadają się nie tak, jak chciałby właściciel. Czy zapowiada to powrót cenzury?

Zuckerberg contra Facebook

Mark Zuckerberg tarza się w popiele i bije w piersi. Facebook stał się przyczyną zwycięstwa tego troglodyty Trumpa i populistów w Europie (np. w Polsce) — tak stwierdza pośrednio Mark w swoim oświadczeniu z 16 lutego . Tekst oświadczenia właściciela facebooka i jednego z najbogatszych ludzi świata (i wpływowych) wart jest analizy. Tutaj jednak trzeba czytać przede wszystkim między wierszami. Pierwszą część można pominąć: jaki facebook  jest wspaniały, jak ratuje świat i co jeszcze można wspólnie z facebookiem dla świata zrobić. W drugiej części w sposób niezwykle mętny i zawoalowany mówi się o wolności mediów i pluralizmie. Z jednej strony założyciel facebooka (czy też ten, kto ten tekst dla niego pisał — ciekawe kto? — to byle wiele wyjaśniło) przyznaje, że przepuszczono fałszywe informacje, a nie puszczono „dobrych”. Ponieważ przytoczono przykład dwóch „dobrych”, ocenzurowanych informacji o zdecydowanie lewackim odcieniu, i za tę cenzurę Mark przeprasza, a mowa też jest o mowie nienawiści, gdzie puszczono to czego nie powinno się puścić, a nie puszczono to co można było puścić, więc wniosek jest raczej taki, że facebook będzie wspierał linię poprawności politycznej. Zarazem jednak podkreśla się, że chodzi nie o usuwanie, tylko sprawdzanie wiarygodności. Usuwane będą treści, które „będą bardziej kontrowersyjne, niż najbardziej liberalne opcje”. Dosyć to enigmatyczne. Za komuny to przynajmniej była w cenzurze księga z listą słów i tematów zakazanych. Teraz to będzie siwy dym co można, a czego nie można będzie na facebooku publikować?

Mark ubolewa również, że ludzie „dopasowują fakty do swoich spolaryzowanych opinii”, czyli że nie dają się zmanipulować autorytetom, lecz swobodnie wymieniają się między sobą opiniami i informacjami. Wolność wypowiedzi była atutem facebooka, wolność od mainstreamu i manipulacji, tymczasem to teraz Marka martwi. Tutaj następuje wielki ukłon w stronę lewicowych mediów: trzeba wspierać branżę prasową. Bez prasy (jak można się domyślić tej, która przegrała podczas wyborów Trumpa) facebook jest niebezpieczny. Dobrze, że ludzie myślą i dzielą się tym z innymi, ale byłoby właściwe, żeby myśleli i pisali to co powinni myśleć. I do tego potrzebni są dziennikarze, żeby to co myśleć należy czytelnikom facebooka wytłumaczyli. Jak Mark będzie wspierał „branżę prasową” trudno się domyślić. Może facebook wykupi akcje jakiś upadających lewicowych gazet (np. GW), albo stworzy fundusz emerytalny dla dziennikarzy? Nie wiadomo. O tym dowiemy się w przyszłości. W każdym razie chodzi tutaj o jakąś łapówkę dla lewicowych mediów. Ciekawe czy Mark sam doszedł do wniosku, że musi pewnej opcji się trochę podlizać, czy też mu to jakieś tajemnicze siły delikatnie wytłumaczyły?

Ale są też rzeczy, które wlewają nadzieję w serce. Mark chwali się, że facebookiem posługuje się premier Modi, który jak wiadomo nie jest ulubieńcem światowego salonu. Na dodatek właściciel facebooka dosyć brutalnie przypomina, że na wyborach wygrywają Ci, którzy facebookiem umieją się posługiwać. A jak wiadomo tutaj dobry był troglodyta Trump i inni populiści. To tak jakby powiedzieć: dobrze Panowie coś Wam ustąpię, ale nie zapominajcie, że to ja trzymam sznurki w ręku. Mark dodaje, że trzeba dopuszczać więcej „informacyjnych i historycznych treści, nawet jeśli część jest kontrowersyjna”. Z tego po pierwsze wynika, że do tej pory nie wszystkie takie „treści” dopuszczano. Te treści to chyba po prostu prawda? A jak ona może być kontrowersyjna? Chyba, wtedy gdy nie zgadza się linią partii?

Zuckerberg rozwodzi się dosyć długo nad koncepcją stworzenia „informacyjnych” gett. Oznaczałoby to mniej więcej, że prawicowiec otrzymywałby tylko informacje prawicowe,  a lewicowiec lewicowe. To wyraźny ukłon w stronę tych, którzy na troglodytę głosowali. Dodaje jeszcze, że ludzie na świecie są różni, wyznają różne systemy wartości i trzeba to szanować. Dosyć to niepoprawnościowa opinia, bo przecież wszyscy powinni myśleć to, co myślą elity. Zarazem autor tekstu przepuścił to, że przeczy sam sobie: chce walczyć z polaryzację opinii, a przecież tworzenie gett informacyjnych będzie do tego nieuchronnie prowadzić. Ciekawy tu też jest przykład pornografii, która nie byłaby przepuszczana dla prawicowców. To wyraźny ukłon w ich stronę.

Mówiąc krótko: Mark podlizuje się elytom, ale zarazem kłania stronie przeciwnej. Dlaczego? Czyżby to było jakoś związane z jego poglądami? Nie myślę. On jest przede wszystkim człowiekiem biznesu i rozumie, że jeśliby w deklaracjach, a nawet działaniu zgodził się na żądanie cenzury, to zaraz by mu się pojawiła konkurencja, która odebrała by mu cześć użytkowników i pieniędzy. Dlatego buja się w swoich deklaracjach jak może i mętną wodę leje, aby każdy z niej coś dla siebie miłego wyłowił. A ja bujałem się nad jego zawiłym tekstem jak rabin nad Talmudem, co zresztą nazwisko autora tekstu dobrze tłumaczy.  Bardzo mnie ta egzegeza zmęczyła, ale warto było bo facebook ma wpływ na nasz świat. Jednak następnym razem bym prosił: Panie Marku prościej i kawa na ławę!

 

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama