Europejczyk chory z przejedzenia

Jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu zsyła dobrobyt. Czy w tym powiedzonku nie ma sporo prawdy?

Śmietniki zasypane górami opakowań i nie tylko, a śmieciarki nie nadążają wywieźć tego, czego nie zdążyliśmy przepuścić podczas świąt przez przewód pokarmowy. Polska choruje na bessę — nasza gospodarka rozwija się i rozwija, „aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło dostatniej” (młodzi niech sprawdzą kto to rzekł, bo starsi powinni pamiętać). Co raz bardziej zdecydowanie zajmujemy miejsce wśród starzejących się i wymierających państw dobrobytu.

A wiadomo, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to mu zsyła dobrobyt. Jest w tym powiedzonku głęboka prawda. Otóż Polakom jest już bardzo dobrze, a będzie jeszcze gorzej tzn. lepiej. Święta to okazja, żeby rozejrzeć się dookoła. A dookoła dzieje się nie najlepiej. Młodzi palą marychę lub na dopalaczach, starsi wypijają lub na prozaku. Nie ma kryzysu małżeństw, bo małżeństwo jako instytucja zanika, powoli zanikają też związki partnerskie, a pozostają znerwicowane single. Poziom depresji, zaburzeń emocjonalnych i psychicznych sięga w naszym społeczeństwie rekordowych rozmiarów. Nawet boję się sprawdzać w necie ilu psychoterapeutów przypada na statystycznego Polaka.

I tak Europejczyk, a razem z nim Polak, jest już tak bogaty, że aż biedny. Większość rzeczy, które leżą u nas w szafie lub na półkach jest nam zupełnie zbędnych. Nieustannie kupujemy nowe koszule, spodnie, telewizory i komórki, które są nam absolutnie niepotrzebne i lądują w koszu nie dlatego, że się zepsuły, lecz dlatego, że się nam znudziły. Napełniamy swoje życie rzeczami, wrażeniami, przyjemnościami i emocjami, ale czym tego więcej tym większą czujemy pustkę.

Żyjąc sobie w kraju będącym pod względem bogactwa na 148 miejscu na 189 wpisanych na liście zauważam ciekawe paradoksy przy porównaniu Kirgistanu z Polską. U Kirgiza czy Uzbeka w domu nie ma prawie nic. Nawet u bogatych ludzi przechodzisz z pokoju do pokoju wyłożonego dywanami i pokoje są zupełnie puste, najwyżej w jednym z nich stoi telewizor. Po prostu u Azjatów nie ma takiej potrzeby otaczania się rzeczami jak u Europejczyka. Kirgiz nie jeździ na żadne wycieczki — jak tylko ma wolną chwilę, to spędza ją ze swoją rodziną i przyjaciółmi. Kirgiz nie ma też żadnego hobby, nawet nie wie, że coś takiego jak hobby istnieje. Za to Kirgiz jest bardzo zadowolony z życia, rzadko cierpi na depresję i nie zażywa prozaku.

Czy Kirgiz ma problemy? Ma owszem. Życie tutaj lekkie nie jest. Dla przykładu tym latem byłem daleko w górach nad granicą chińską i miałem okazję bliżej przyjrzeć się życiu rodziny czabanów (pasterzy). Cały rok zajmują się wypasem owiec, koni, krów i jaków. Baca spędza dużą część dnia na koniu przeganiając stada to w jedną, to drugą stronę. Gaździna doi krowy i kobyły oraz ręcznie wyrabia ajran (kefir), kumys (sfermentowane mleko końskie), kajmak (coś w rodzaju masła). Przygotowuje jedzenie na ognisku, a za paliwo służy jej łajno krowie i końskie pocięte przez męża w bloki. Wodę nosi z potoku, a pierze w rękach. Żeby dzieci umyć też musi tę wodę podgrzać na ognisku. Chleb piecze na patelni. Wieczorem dosłownie pada z zmęczenia, a tu gazda jej spokoju nie daje, bo dzieci to bogactwo, więc trzeba żeby ich było jak najwięcej. Latem życie w jurcie jest nie najgorsze, choć pierwszy większy śnieg spada w połowie sierpnia. Niestety zimą jest zimno do — 35. Rodzina mieszka w ziemiance. Do najbliższego sklepu ze 150 kilometrów, a drogi nie ma, tylko koleiny na górskim stepie. A co zrobić jeśli dzieci zimą zachorują? Samochodu nie ma, droga zawiana śniegiem, czasami nie ma wyjścia, tylko na koniu trzeba jechać. Tak więc gaździna nie ma czasu myśleć o swojej depresji, ani gazda zamartwiać się sytuacją geopolityczną Kirgistanu. Martwią się o pieniądze. Gaździna mi się zwierzyła, że namawia męża na przejazd do miasta: tam mogliby zarobić miesięcznie nie 100 euro, które ludzie im płacą za wypas bydła, tylko nawet 200, ale gazda nie chce. I ma do tego powody.

Otóż w mieście niedawno były wybory prezydenckie. Ludzie się martwili, żeby ... o nie, nie! Nie martwili się, czy wygra PiS, lub że koniec demokracji nastąpi, tylko martwili się, żeby po wyborach nie było wojny, żeby nie strzelano do demonstrantów, nie plądrowano sklepów, nie palono domów i nie mordowano ich mieszkańców, co się w tym pięknym kraju od czasu do czasu wcześniej działo. Więc takie problemy ma gazda i gaździna. Nawet się o pogodę i globalne ocieplenie nie martwią, choć pogoda w odróżnieniu od większości Polaków jakieś praktyczne znaczenie dla nich ma.

A czym się Polacy zamartwiają. No Puszcza Białowieska, sądy (w sądy kirgiski baca nie wierzy i z daleko się od nich trzyma), smogiem w Krakowie, słabą ofertą TVP i wygłupami kolejnego ministra lub posła. Słowem Polak i Polka problemy mają ogromne np. gdzie na wakacje pojechać, albo jak kredyt dobrze skonsolidować. I jaki z tego wniosek? Otóż taki, że brak problemów wpędza nasze społeczeństwo w te wszystkie psychiczne bolączki i niedomagania. Nasze życie jest już tak pięknie zorganizowane, że wystarczy pomyśleć i już na stole leży, to co czym pomyśleliśmy. Totalny brak realnych problemów, nierealność życia i jego pustka zapędza nas w te wszystkie depresje, uzależnienia i nerwice. «От жира взбесился»  - jak mówią Rosjanie, czyli „odbija mu, bo mu jest zbyt dobrze”. Dla statystycznego Europejczyka głównym problemem jest brak realnych problemów. I jakie na to lekarstwo?

Żyjemy na kontynencie gdzie (pomijając Jugosławię) nie było wojny od 72 lat. Wymiera pokolenie, które pamięta choć cokolwiek z wojny. Coraz mniejsza też jest grupa tych, którzy pamiętają komunę, i że półki w sklepach mogą się uginać od nadmiaru octu, a zakup rolki papieru toaletowego, może być najradośniejszym wydarzeniem tygodnia i że przy wyjściu z kościoła ktoś ci może nic z tego, ni z owego dać pałą po dupsku. Ojciec Bocheński mówił, że na wojnie dzieją się rzeczy najokropniejsze i najwspanialsze. Wojna może deprawować, ale może też wychowywać na bohaterów i kształtować charaktery. Czyżby dla naszego psychicznego zdrowia, mielibyśmy się modlić, aby Najwyższy nam jakąś wojnę zesłał, albo chociaż jakiś realny kryzys gospodarczy, tak aby wszystkie banki zbankrutowały, a ludzie przed blokami na trawniku kartofle sadzili? Bo inaczej jeśli coś się nie wydarzy, to ten brak problemów nas wykończy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama