Myśleć rozumem, nie emocjami

Wzruszenie, współczucie, ból mają nam przesłonić rozum i sumienie i skłonić do zmiany prawa czy zwyczajów społecznych...

Myśleć rozumem, nie emocjami

Tomasz P. Terlikowski

Myśleć rozumem, nie emocjami

Szantaż emocjonalny, to jedna z najskuteczniejszych broni w rękach „społecznych reformatorów” natury ludzkiej. Wzruszenie, współczucie, ból mają nam przesłonić rozum i sumienie i skłonić do zmiany prawa czy zwyczajów społecznych.

Materiały o Januszu Świtaju, który miał prosić o eutanazję czy Barbarze Jackiewicz, która prosi o pozwolenie na zabicie swojego syna – realnie wzruszają. Wstrząsające wyznania mężczyzny, który opowiada o swojej obawie o rodziców, o strachu przed ich śmiercią i o samotności, z jaką zmagał się przez lata – zaciskają gardło. Nie inaczej jest z opowieścią pani Jackiewicz. Jej krzyk wzrusza i porusza. Problem polega tylko na tym, że ich głos jest natychmiast deformowany przez media. Świtaj bowiem, jak się okazało, wbrew zapewnieniom części dziennikarzy wcale nie chciał umrzeć, a jedynie zwrócić na siebie uwagę. Czy tak samo jest z panią Jackiewicz trudno na razie rozstrzygnąć, ale wiele wskazuje na to, że i ona poszła do mediów głównie po to, by uzyskać jakąś pomoc.

Medialni specjaliści, bioetycy laiccy i etatowi komentatorzy takich spraw nie zwracają jednak na to uwagi. Dla nich realny dramat ludzki jest tylko okazją do obalania kolejnych moralnych tabu. Cierpienie matki człowieka w stanie wegetatywnym czy strach doszczętnie sparaliżowanego człowieka jest dla nich narzędziem, za pomocą którego chcą nie tyle pomóc ludziom z problemami, ile pozbyć się problemu poprzez jego likwidację. A przy okazji zniszczyć fundujące naszą cywilizację zasady moralne i prawne, które jednoznacznie głoszą, że nie wolno zabijać ludzi niewinnych i że lekarz jest powołany do leczenia, a nie likwidacji chorych. Emocje, jakie wywołują wstrząsające historie, stanowią zaś znakomity kamuflaż dla prawdziwych intencji i zamiarów „zwolenników eutanazji”.

A te niewiele mają wspólnego z chęcią pomocy. Autorzy, wzruszających i chwytających za serce opowieści o cierpieniach nieuleczalnie chorych, chcą po prostu wprowadzić prawo dopuszczające tego typu działania. Prawo zaś z konieczności jest ogólne, a co za tym idzie podlegające rozmaitym (także poszerzającym) interpretacjom, czego znakomitym przykładem jest prawo aborcyjne. Początkowo jego zwolennicy także zapewniali, że naruszają kulturowe tabu wokół zabijania nienarodzonych tylko po to, by przeciwdziałać ludzkim dramatom. Z czasem jednak „dramatem” usprawiedliwiającym likwidację dziecka, stała się zwyczajna niechęć do niego matki lub niezdecydowanie ojca. I nie oszukujmy się, że z eutanazją (a także zabójstwem z litości) będzie inaczej. Jeśli jej zwolennikom uda się doprowadzić do jej legalizacji, to szybko okaże się, że z sytuacji wyjątkowej przekształci się ona w normę. Aż wreszcie wyjątkiem będzie chory otoczony opieką rodziny, tak jak teraz w USA czy Norwegii wyjątkiem jest urodzenie dziecka z Zespołem Downa (90 procent z nich jest bowiem zabijanych jeszcze w łonie matki).

I tak skończy się myślenie emocjami i wyciskanymi łzami. Tak skończy się granie na ludzkich uczuciach i dostosowywanie do nich prawa. Nie ma w tym zresztą nic zaskakującego. Prawo, podobnie jak moralność, opierać się musi bowiem na mocniejszych fundamentach niż emocje, łzy i dziennikarskie manipulacje. Tym fundamentem jest prawo naturalne, które możemy odczytać dzięki rozumowi i sumieniu, a zrealizować (choć nie zawsze jest to proste) dzięki woli. Tylko na nich można zbudować prawo i cywilizację, które rzeczywiście chronić będą ludzi. Na łzach wzruszenia zaś zbudować można tylko prawo, którego skutkiem będą kolejne łzy. Tyle, że wtedy już strachu i niedowierzania tych, którzy zostaną przez nie skazani na śmierć.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama