Dziecko pilnie poszukiwane

O problemie zbyt niskiego przyrostu naturalnego w Niemczech i realnych zagrożeniach, jakie ze sobą niesie

Brak dzieci staje się w Niemczech problemem. W roku 1900 na tysiąc mieszkańców rodziło się 35 dzieci (statystycznie 35,6 dziecka), sto lat później już tylko 9 dzieci (statystycznie 9,2 dziecka). Wielodzietna rodzina należy do rzadkości. I to zaczyna niepokoić. Może nie tyle z miłości do milusińskich, co z rozsądku — wszak każdy naród chce przetrwać.

Chodzi jednak nie tylko o odległą troskę o dobro ogółu, ale i o własną starość. Według prawa niemieckiego, na renty ojców pracują synowie, niekoniecznie zresztą rodzeni. Coraz więcej bezdzietnych seniorów utrzymuje, zgodnie z międzypokoleniowym porozumieniem ustawodawczym, coraz mniejsza grupa ludzi w wieku produkcyjnym. Oblicza się, że 100 pracujących żywi 22 emerytów. Naukowcy załamują ręce. Powiadają: albo w ciągu następnych 50 lat wszystkie kobiety w wieku rozrodczym urodzą po 4 dzieci, albo trzeba będzie sprowadzić 188 mln młodych imigrantów. Ewentualnie przedłużyć wiek emerytalny do 73 lat.

Żadna z tych prognoz nie wydaje się realna. Ale niektóre przedsiębiorstwa już umizgują się do emerytów i przepraszają ich za przedwczesne zwolnienia. „Wasze doświadczenia — powiadają pracodawcy — sprzyjają wysokiej jakości pracy”... etc. Tym i podobnym komplementom można łatwo uwierzyć, tym bardziej że w latach 80. i 90. bezlitośnie zwalniano 50-latków nie po to, aby zrobić miejsce młodym, ale w trosce o obniżenie kosztów zatrudnienia. Dziś widać raczej tendencję do zatrzymania w pracy starej, zasłużonej kadry. I jest w tym nie tyle ludzkie uczucie, co serce księgowego...

To tylko półśrodki. Problemu społecznego nie rozwiąże sztuczne opóźnianie emerytur, tylko naturalny przyrost potomstwa. Aż 35,7 proc. gospodarstw domowych prowadzą w Niemczech pojedyncze osoby, małżeństwa bezdzietne utrzymują 30,2 proc. gospodarstw, a małżeństwa z dziećmi do lat 18 tylko 24,6 proc. Co robi państwo, aby przeciwdziałać tej sytuacji?

Gerhard Schroeder powiedział wprawdzie kiedyś, że tym, co robi dwoje ludzi ze sobą i swoim uczuciem, nie da się rządzić. Ale państwo jest opiekuńcze. I to też działa dwojako. Rodzina stanowiła przez wieki rodzaj zabezpieczenia socjalnego. Przede wszystkim na starość, ale także na wypadek choroby i szczególnych nieszczęść losowych. Dziś w krajach dobrobytu do takiej osłony zobowiązane jest państwo. Rodzina wiąże się raczej z pełnieniem obowiązku niż z ochroną bezdomnych. W każdym razie można się bez niej obejść i nie umrzeć z głodu. I to niewątpliwie sprzyja jednoosobowym gospodarstwom domowym.

Bezdzietni płacą co prawda podatek i nie otrzymują dodatków na dzieci, ale i tak mają dużo więcej pieniędzy niż małżeństwa obarczone dziećmi. Badania przeprowadzone dwa lata temu w Badenii-Wirtembergii dowiodły, że młode małżeństwa z jednym dzieckiem mają o 37 proc. niższe dochody, a małżeństwa z dwojgiem dzieci nawet o 49 proc. niższe aniżeli pary bezdzietne. Tę różnicę standardu życia tworzy przede wszystkim druga pensja, której rodzina z małymi dziećmi jest pozbawiona. W najgorszej sytuacji są naturalnie samotne matki, których dochody są przeciętnie o 64 proc. niższe niż małżeństw bezdzietnych.

Trudno rozwiązać ten problem ustawowo. Można naturalnie oskarżać rząd, że w czasie kampanii wyborczej głosi politykę prorodzinną, a potem nie robi w tym kierunku nic. Można żądać wyższych zasiłków na dzieci, czego ostatnio domaga się w Niemczech opozycja. Wiadomo jednak, że w kraju dobrobytu żadne zasiłki nie dorównają wysokości pensji, tym bardziej że kobiety pracujące stanowią w Niemczech, podobnie jak mężczyźni, kwalifikowaną i dobrze płatną siłę roboczą.

Oburzenie wywołał ostatnio Sąd Konstytucyjny, który nie przyznał racji pewnemu organiście z Trewiru. Ów ojciec dziesięciorga dzieci zaskarżył do sądu płacenie składki ubezpieczeniowej na wypadek niedołęstwa, co w jego przypadku, jak mniema, nie powinno mieć miejsca. Przegrał sprawę, a prasa ubolewała, że człowiekowi tak zasłużonemu dla rodziny państwo jeszcze wyciąga z kieszeni 109,65 marek miesięcznie. Wydaje się, że dyskusja na ten temat odzwierciedla mimochodem ducha czasu konsumpcji. Zawsze przecież przyjmowano, że dzieci kosztują, i kto ma ich dziesięcioro, musi pogodzić się z niższym standardem życia. Rzecz w tym, że przystać na to nie chce już dzisiaj nikt.

Mam sąsiada, który dysponuje domem z ogródkiem, oboje z żoną pracują w banku, dobrze zarabiają i twierdzą zupełnie poważnie, że nie stać ich na dzieci. Wszystko zależy od punktu widzenia. Jeśli się chce trzy razy do roku spędzać luksusowe urlopy zagraniczne, jeździć mercedesem, a przede wszystkim być człowiekiem wolnym — trudno się zdecydować na rodzenie i bawienie dzieci.

I chyba tu leży pies pogrzebany. Niemcy są ostatnim krajem, któremu można byłoby wytknąć brak polityki socjalnej. Oczywiście zawsze można żyć lepiej i zawsze można od państwa żądać więcej. Niemniej jednak ojciec dziesięciorga dzieci dostaje na nie zasiłki, dzieci nie płacą składki do kasy chorych, choć są ubezpieczone, szkoły są bezpłatne, a on sam zarabia tyle, że — jeśli nie jest alkoholikiem — potrafi, choć oczywiście na stosunkowo skromnym, ale jednak przyzwoitym standardzie, utrzymać rodzinę.

Nikt nikomu nie każe mieć dziesięciorga dzieci. Jednak duża ilość bezdzietnych małżeństw w Niemczech nie da się usprawiedliwić polityką socjalną państwa. Niemcy mogą pozwolić sobie na dzieci i nie popadać w panikę, iż w przyszłości nie będzie miał kto pracować na ich renty. Posiadanie rodziny wiąże się jednak nie tylko z polityką socjalną państwa, ale przede wszystkim ze społecznie przyjętym modelem życia. Co ciekawe, różni się on także od ideałów i pragnień młodych ludzi. Z badań socjologicznych wynika, że liczba tych, dla których rodzina jest czymś bardzo ważnym, wzrosła z 68 proc. w roku 1980 do 80 proc. w roku 1998. Zaś wiarę w dozgonną miłość deklaruje aż 70 proc. młodych ludzi (w ten wynik aż trudno uwierzyć, jeśli wziąć pod uwagę, jak wielu ludzi unika trwałych związków). Rodzinę ma się przede wszystkim wtedy, gdy chce się ją mieć. Istnieje więc nadzieja, że niezależnie od tego, czy dodatek na dziecko zostanie podwyższony o 30 marek (projekt opozycji), czy też nie — zacznie się rodzić więcej Niemców, na przekór tym, którzy chcieliby sprowadzić 188 mln imigrantów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama