Czarna seria rosyjskiej dyplomacji

Czy to koniec imperialnych marzeń Rosji?

Zapowiedź wykluczenia Rosji z Grupy G-8, stowarzyszającej najpotężniejsze kraje świata, to z pewnością ogromna prestiżowa porażka Moskwy. Wpisuje się ona w kontekst złej passy, jaka trapi ostatnio rosyjską politykę zagraniczną pod rządami Władimira Putina.

Wielkim ciosem dla Kremla była pomarańczowa rewolucja na Ukrainie i objęcie prezydentury przez Wiktora Juszczenkę.

Pierwsze zapowiedzi nowych władz w Kijowie, które za podstawowy cel swej polityki zagranicznej uznały integrację ze światem zachodnim, zwłaszcza zaś członkostwo w Unii Europejskiej i NATO, oznaczają dla Rosji pogrzebanie jej projektów geopolitycznych na obszarze postsowieckim. Kiedy niedawno Putin inaugurował powstanie Wspólnej Przestrzeni Ekonomicznej, chodziło mu przede wszystkim o umocnienie rosyjskiej sfery wpływów na terenie byłego ZSRR.

Pierwszy wyłom w owych planach stanowiła rewolucja róż w Gruzji. Początkowo rosyjscy politycy traktowali ją jak „wypadek przy pracy", który nie będzie miał większego wpływu na wydarzenia w innych krajach WNP. W końcu Wspólna Przestrzeń Ekonomiczna może istnieć bez maleńkiej Gruzji. Bez Ukrainy jednak konstrukcja taka jest już nie do pomyślenia, a jeżeli zostanie zrealizowana, to tylko jako projekt azjatycki, a nie europejski.

Kangur na prezydenta!

W cieniu pomarańczowej rewolucji miała miejsce kolejna porażka Kremla - tym razem podczas wyborów prezydenckich w Abchazji (nieuznawanej oficjalnie przez nikogo separatystycznej republice, która oderwała się od Gruzji). Również tam Moskwa wysłała posiłki dla prokremlowskiego kandydata - urzędującego premiera Raula Chadżimby. Do Suchumi przybyli rosyjscy politycy, piosenkarze, aktorzy, by agitować za kandydatem Kremla. W ramach kampanii wyborczej Josip Kobzon i Władimir Żirinowski rozdawali na ulicach sturublowe banknoty, a cała Abchazja pokryła się plakatami z hasłem: „Chadżimba plus Putin równa się przyjaźń na wieki". Rosyjskie stacje telewizyjne groziły, że jeśli Chadżimba przegra, to Rosja zamknie granicę z Abchazją.

Tymczasem większość Abchazów opowiedziała się za innym kandydatem - Siergiejem Bagapszem. Podobnie jak na Ukrainie - po stwierdzeniu, że wybory zostały sfałszowane - doszło do dodatkowego głosowania. Tym razem Moskwa, która jeszcze nie otrząsnęła się po porażce Janukowycza, postanowiła zmienić taktykę. Z dnia na dzień przedstawiciele Rosji zaczęli twierdzić, że najlepszym kandydatem na prezydenta jest Bagapsz, a jego zwycięstwo to wielki triumf rosyjskiej polityki. W przypadku Abchazji tak zaskakujący zwrot był możliwy, ponieważ ta separatystyczna republika i tak skazana jest na współpracę z Moskwą i poza Rosją nie ma innego geopolitycznego wyboru. Porażkę udało się więc Kremlowi przedstawić jako zwycięstwo, ale okazało się, że nie jest on panem sytuacji nawet w strefie, którą uważa za swoją wyłączną domenę wpływów.

Cynizm rosyjskiej polityki dobrze oddaje zdanie napisane przez Jelenę Afanasjewą na łamach „Niezawisimoj gazety": „Z pomocą dzisiejszych technologii politycznych i mediów można wylansować choćby kangura z moskiewskiego ZOO". Na Ukrainie i w Abchazji okazało się to niemożliwe - Janukowycz i Chadżimba wypadli gorzej od kangurów. Twierdzenie to może być natomiast prawdziwe w odniesieniu do samej Rosji - to przecież media i technologie polityczne wypromowały nieznanego wcześniej podpułkownika KGB na prezydenta kraju.

Ropa i gaz zamiast tanków

W innej z kolei postsowieckiej republice wyborcze zwycięstwo prorosyjskiego kandydata przerodziło się w dotkliwą klęskę. Mowa oczywiście o Litwie, gdzie wybory prezydenckie wygrał silnie powiązany z rosyjskim biznesem Rolandas Paksas. Kiedy wyszły na jaw jego związki z rosyjskimi lobbystami i służbami specjalnymi, parlament w Wilnie wszczął procedurę impeachmentu, która doprowadziła do odsunięcia prezydenta od władzy.

Kryzys władzy na Litwie ujawnił niektóre mechanizmy funkcjonowania rosyjskiej polityki zagranicznej, która jako swój instrument nacisku wykorzystuje uzależnienie innych krajów od surowców strategicznych ze wschodu, zwłaszcza od gazu ziemnego i ropy naftowej. Kulisy rosyjskich operacji w Polsce wyłaniają się też z prac parlamentarnej komisji śledczej zajmującej się aferą Orlenu. Wynika z nich, że Moskwa próbowała przejąć kontrolę nad całym polskim sektorem naftowym i była bliska osiągnięcia tego celu. Na szczęście nie doszło do tego, gdyż wówczas bezpieczeństwo energetyczne Polski znalazłoby się w poważnym zagrożeniu.

Z podobnego zagrożenia zdają sobie sprawę nawet władze Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji. W ostatnich miesiącach te trzy kraje Kaukazu Południowego, każdy na własną rękę, zawarły kontrakty na pierwsze dostawy gazu z Iranu. Oznacza to, że Ormianie, Azerowie i Gruzini nie chcą zdawać się na monopol Gazpromu, lecz dążą do dywersyfikacji dostaw gazu. Decyzje te trudno ocenić inaczej niż jak niepowodzenie rosyjskiej polityki zagranicznej.

Pożegnanie z imperium?

Klęski rosyjskiej dyplomacji wynikają głównie z tego, że istnieje przepaść między imperialnymi ambicjami Moskwy a jej realnymi możliwościami opartymi na potencjale ekonomicznym. Cóż z tego, że geograficznie Rosja jest najpotężniejszym państwem na świecie, skoro jej produkt narodowy brutto jest równy produktowi maleńkiej Holandii. Kremlowscy włodarze nadal próbują używać instrumentów, które skuteczne były w czasach komunistycznych, ale które w epoce globalizacji się nie sprawdzają.

Moskiewski politolog Michaił Chazin nie ma wątpliwości, że Rosja nie tylko przestała się liczyć jako światowe mocarstwo, lecz również nie ma szans na odbudowę swej utraconej pozycji. W wywiadzie dla „Komsomolskiej prawdy"powiedział: „Rosja nie ma przed sobą świetlanej przyszłości. Nasza gospodarka jest słaba, oparta na surowcach. Nie wypracowano żadnego spójnego modelu politycznego. Zjednoczenie na silę rozpadającej się federacji to nie jest program polityczny, to za mało. Kreml zresztą do tej pory nie wymyślił konkretnego planu działania".

Zdaniem Chazina o zwycięstwie Juszczenki i klęsce Janukowycza zadecydowało to, że Zachód miał do zaproponowania Ukrainie atrakcyjny projekt polityczny, podczas gdy Rosja kusiła jedynie hasłem: „musimy trzymać się razem".

Żeby Rosja znów zaczęła się liczyć na światowej arenie, musi przede wszystkim dokonać gruntownej reformy swojej przestarzałej gospodarki. Na razie sprzyja jej międzynarodowa koniunktura ekonomiczna, która winduj e ceny ropy naftowej do wysokiego poziomu. Kiedy jednak pomyślna koniunktura się skończy, kryzys gospodarczy ujawni się ze zdwojoną siłą. Dlatego też prezydent Putin powinien skoncentrować się głównie na sprawach wewnętrznych. Tym bardziej, że zaczyna mieć problemy także wewnątrz kraju. W ciągu ostatniego roku wyraźnie spadła jego popularność w rosyjskim społeczeństwie. O ile jeszcze w 2003 roku jego politykę popierało 84 proc. mieszkańców, a 14 proc. było jej przeciwnych, o tyle w 2004 roku miał on już tylko 69 proc. zwolenników i 28 proc. przeciwników.

Część ekspertów ostrzega, że w najbliższej przyszłości Moskwa nie tylko nie będzie w stanie poszerzać swej sfery wpływów, lecz może je tracić na terenie samej Federacji Rosyjskiej. Kraj bowiem w szybkim tempie wyludnia się, a ziemie na Dalekim Wschodzie stopniowo zasiedlają Chińczycy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama