Kwiatki do kożucha?

Procentowo więcej osób kontestujących przekaz Kościoła jest w mediach niż w społeczeństwie. To nie jest bez znaczenia

„Nowocześni ludzie nie wierzą w Boga. Odchodzą od Kościoła. Ty wierzysz? Praktykujesz? Zgadzasz się z nauczaniem Kościoła? To znaczy, że jesteś niemodny” - to jest moim zdaniem główny dziś przekaz większości, bo nie wszystkich przecież, mainstrimowych mediów. 



Wzięłam udział w sondzie Stacji 7, która kilku publicystom zadała trzy pytania jako uzupełnienie tekstów związanych z wymuszonym odejściem z „Wprost” Szymona Hołowni. Podobne pytania nasz portal @21 zadał Krzysztofowi Ziemcowi (w rubryce Pytanie Areopag21.pl). 
Myślę, że tylko z pozoru to temat środowiskowo-branżowy, dlatego wracam do niego dłuższą nieco odpowiedzią niż dla Stacji 7.

Podtrzymuję, oczywiście, stanowisko, że w Polsce nie ma katolickiego getta (pomijam te katolickie środowiska, które same się w nim zamykają). Niemniej jestem też coraz bardziej przekonana, że wiele środowisk opiniotwórczych chciałoby zepchnąć katolików do takiego getta, szczególnie w kwestiach dotyczących moralnego nauczania Kościoła, a dyskutowanych ostatnio: prawne usankcjonowanie związków homoseksualnych, in vitro, aborcja, eutanazja itd. Widać to w dobrze gości programów telewizyjnych, a jeszcze bardziej w rozkładzie sił między nimi - ile osób, po której ze stron itp. Często, mam wrażenie, są zapraszani tylko po to, by zachować pozory obiektywizmu albo by wzbudzić skrajne emocje widzów. Rzadziej, ale przecież i tak bywa - co chcę mocno podkreślić - aby naprawdę usłyszeć, co mają do powiedzenia, a przede wszystkim dlaczego.

I tego wrażenia nie zmieniają we mnie ostatnie dwa miesiące - od ogłoszenia przez Benedykta XVI swojego ustąpienia do inauguracji pontyfikatu Franciszka. Analogia między tym okresem a czasem po śmierci Jana Pawła II, w moim przekonaniu, była właściwie jedynie w ilości czasu poświęconego tematyce papieskiej, kościelnej, częściowo religijnej. W czasie ostatniego sede vacante - i było to dla mnie bardzo mocne odkrycie - w polskich mediach padło wiele nieprawdziwych i nierzetelnych informacji o katolicyzmie, o duchownych, o Kościele. Ten czas został wykorzystany przez media do stawiania pod adresem Kościoła wielu oskarżeń a także wielu życzeń i żądań zupełnie nierealnych, niemożliwych do spełnienia, jakby adresowanych pod niewłaściwy adres. Nie wiem czy w jakiejś innej dziedzinie jest to możliwe, aby ekspertami stali się w niej osoby, które nie mają z nią nic wspólnego, jak Jan Hartman czy Magdalena Środa. Nie zmienia to nawet fakt, że prof. Środa czasem przypomina, że jest ateistką, co z kolei nie powstrzymuje ją przed formułowaniem rad, co musi zrobić Kościół, bo w przeciwnym razie odejdą wierni. (Akurat w tym wypadku myślę, że trzeba działać dokładnie odwrotnie, bo nie na pełnych kościołach zależy przecież prof. Środzie). 


Uderzyła mnie w medialnym przeżywaniu sede vacante jeszcze jedna rzecz: uporczywe stawianie w wielu programach tezy, iż Benedykt XVI zostawia Kościół pustych świątyń, bez wiernych, z duchownymi-pedofialmi, czas więc gasić światło itp. itd. Miałam wrażenie, że cel właściwy przekazu jest taki: „Nowocześni ludzie nie wierzą w Boga. Odchodzą od Kościoła. Ty wierzysz? Praktykujesz? Zgadzasz się z nauczaniem Kościoła? To znaczy, że jesteś niemodnyI”. 
I ten przekaz może mieć największą siłę rażenia.

Myślę, że na naszych oczach dzieje się to, co w USA zaobserwowano już lata temu: rozwarcie nożyc światopoglądowych między większością dziennikarzy w mainstrimowych mediach a społeczeństwem. Procentowo więcej osób kontestujących przekaz Kościoła jest w mediach niż w społeczeństwie. To nie jest bez znaczenia. Nie piszę tego, aby wzbudzać lament. Po prostu warto obserwować zmiany.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama