Co jest nie tak z tym in-vitro?

Co jest nie tak z tym in-vitro? Co jest nie tak z antykoncepcją? Co jest nie tak z aborcją eugeniczną? Chyba najbardziej to, że myślimy wyłącznie o sobie i kosztem ludzkiego życia bawimy się w boga, za nic mając to, co dla nas przygotował Bóg

Młodzież takie ujęcia nazywa „sweet focią”. Widoczek taki. Mama huśta swoją córeczkę. Malutka uśmiecha się od ucha do ucha. Nagle focia zostaje wprawiona w ruch. Dziewczynka zeskakuje z huśtawki, podbiega do matki, rzuca się jej na szyję i mówi „kocham Cię”. Zaraz potem mama wyznaje przed milionową publicznością telewizyjnych Wiadomości, że ma córeczkę tylko dzięki metodzie in-vitro. A Premier dodaje, że chce w ten sam sposób pomagać innym kobietom.

- Mamo, co z tym in-vitro jest nie tak? – chce wiedzieć kwadrans później mój Pierworodny.

Masz Ci los. I rozmawiaj tu z jedenastolatkiem po takim wstępie! Cóż jednak? Mus, to mus…

Rozmowa ta przypomniała mi się dzisiaj. „Gazeta Wyborcza” ogłosiła 25-lecie istnienia in-vitro w Polsce. 12 listopada 1987 przyszła na świat pierwsza Polka urodzona tą metodą.

- Bóg jest dawcą życia. Dlatego tylko On ma prawo decydować o godzinie naszego poczęcia i o godzinie naszej śmierci. Tak wierzę - zaczęłam. Potem mój wywód był już bardziej medyczny. Biologia dostosowana do pojmowania 11-latka.

- In-vitro oznacza „na szkle”. Do zapłodnienia dochodzi nie w organizmie kobiety, ale w laboratorium. Na szkiełku, prawie takim samym jakie masz przy mikroskopie. Robi to lekarz – wyjaśniam.

- A skąd bierze komórkę jajową i plemnika?

- Pobiera się je osobno od mamy, a osobno od taty dziecka. Nie wystarczy jednak jedna komórka i jeden plemnik. Kobiecie podaje się specjalne hormony, które powodują, że jej organizm zaczyna wytwarzać więcej komórek jajowych. Lekarz je później pobiera i łączy z plemnikami mężczyzny. Tak tworzy się zarodki. Hoduje się je w warunkach laboratoryjnych przez kilka dni. Później lekarz wybiera te, które najlepiej się rozwinęły i wprowadza do organizmu matki. Kobieta dostaje specjalne hormony, które mają za zadanie ciążę podtrzymać. Pozostałe zarodki zamraża się w temperaturze minus 196 stopni C. Jeśli ciąża się nie rozwinie, wówczas korzysta się z innych, zamrożonych zarodków. Zwykle jest ich kilka – mówię, co wiem.

- Pomyliłaś coś mamo z tymi hormonami. Mówiłaś kiedyś, że hormony zażywa się po to, żeby nie mieć dzieci. Panie, które nie chcą mieć dzieci zażywają je i nie zachodzą w ciążę. Antykoncepcja! – jak widać rozmowy nie idą w zapomnienie.

- Nic nie pomyliłam. Dobrze zapamiętałeś. Jest kilka rodzajów hormonów. Jedne mogą powodować, że organizm kobiety produkuje więcej komórek jajowych, inne podtrzymują ciążę, jeszcze inne wręcz przeciwnie. Mają za zadanie nie dopuścić do zapłodnienia.

- A co się dzieje z tymi zarodkami z zamrażalnika?

- Niektóre z nich giną. Inne się rozmraża i przekazuje innym rodzicom. Jeszcze inne kończą życie, bo rodzice nie chcą mieć więcej dzieci. Czasem rodzice decydują się na kolejne dzieci i wtedy się je rozmraża i znowu wprowadza się do organizmu matki i rodzą się kolejne dzieci.

- To tak jakby bracia bliźniacy urodzili się w odstępie kilku lat. A jak weźmie zarodek inne małżeństwo, to jakbym oddał własne dziecko na wychowanie innym.

- No, tak to jest – odpowiadam.

Syn robi podsumowanie.

- Czyli są Panie, które mogą mieć dzieci, ale nie chcą i zażywają hormony, by nie być w ciąży?

- No tak.

- Są też Panie, które chcą mieć dzieci, a nie mogą i proszą o to, żeby lekarz przygotował dziecko w laboratorium. Tak?

- Tak.

- A jeszcze inne Panie mogą mieć dzieci i zachodzą w ciążę, ale nie chcą ich mieć i walczą o prawo do tego, żeby to dziecko z brzucha usunąć. Tak?

- Tak. W dużym uproszczeniu tak to właśnie jest.

- Wiesz co mamuś? Sprawdź, czy czegoś nie pomyliłaś. Przecież to co mi opowiadasz to jakiś horror. To się kompletnie kupy nie trzyma. Czy te wszystkie Panie faktycznie myślą o swoich dzieciach, czy tylko o sobie? Przecież one mogą wychowywać zupełnie inne dzieci, niż te, które Pan Bóg dla nich zaplanował – stwierdził mój nastolatek.

Faktycznie. Pozostaje ufność, że Pan Bóg ma również dla tych dzieci "awaryjne" plany. I miłość nieskończoną dla Nich! Co jest nie tak z tym in-vitro? Co jest nie tak z antykoncepcją? Co jest nie tak z aborcją eugeniczną?

Chyba najbardziej to, że myślimy wyłącznie o sobie i kosztem ludzkiego życia bawimy się w boga, za nic mając to, co dla nas przygotował Bóg.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama