W obronie gołębi

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (41/2008)

W obronie gołębi

Michał Gryczyński, publicysta „Przewodnika Katolickiego"

W obronie gołębi


Doniesienia o kryzysie światowych finansów niepokoją wiele osób, które zastanawiają się, czy nie nadszedł już czas, aby wycofać z banków ciężko uciułane pieniądze. Im bardziej uspakajają nas rodzimi politycy i ekonomiści, tym bardziej skłaniamy się do podjęcia takiej decyzji. Ale nie brakuje i głosów, że cały ten kryzys - finansowy, a nie gospodarczy - to zamach na oszczędności szarych ludzi, poprzez dodruk makulatury pieniężnej bez pokrycia i wpompowywanie jej w system bankowy. Paradoksalnie sami bankierzy, zanim hossa powróci na giełdy, będą wypoczywać na Karaibach, żyjąc za krociowe odprawy, które otrzymają po upadku banków.

Oczekując na dalszy rozwój sytuacji pozostaje nam żyć problemami dnia codziennego. A one bywają prozaiczne. Mnie niedawno skarżył się ktoś na gołębie, które regularnie „zdobią" mu elewację domu, parapety i balkon. To uciążliwe, ale - choć sam nie jestem gołębiarzem - przyszło mi bronić tych ptaków. Hodowcy gołębi zapewniają, że ich pupile zawsze powracają do bazy, nawet jeśli zostaną wypuszczone w nieznanym sobie terenie. Gołąb ma bowiem nadzwyczajną pamięć i odnajduje drogę do domu, wyszukując na trasie przelotu charakterystyczne obiekty. I dlatego nie zawsze leci w linii prostej, lecz czasem nadkłada drogi. Używa - podobnie jak przed wiekami żeglarze - kombinacji rozmaitych technik nawigacyjnych, np. zmianę pozycji słońca. Posiada własny kompas wewnętrzny, więc wyczuwa ziemskie pole magnetyczne.

Warto pamiętać o zasługach, jakie gołębie oddały nam podczas ostatniej wojny. "Wywiad brytyjski powołał wtedy specjalny wydział ds. gołębi, które miały odegrać rolę wywiadowców alianckich. Wśród hodowców gołębi pocztowych wyszukiwano te najszybsze. Okazały się one bezcennymi wywiadowcami dzięki swoim niewiarygodnym zdolnościom nawigacyjnym, szybkości i wytrzymałości. Wykorzystywano je do przenoszenia cennych meldunków, np. pod Arnhem - kiedy trzeba było wezwać posiłki, a łączność radiowa zawiodła - wypuszczono „Wilhelma Orańskiego", który przebył 420 km w cztery godziny, ratując życie dwu tysiącom żołnierzy. Wiele gołębi przepłaciło swoją misję życiem, padając z wyczerpania, ginąc od kul niemieckich snajperów albo w szponach sokołów. Bo to była istna wojna ptaków. Swoich skrzydlatych wywiadowców mieli również Niemcy, jednak Anglicy szkolili sokoły, których zadaniem było wyłapywanie ich, dzięki czemu poznano sposób obrączkowania niemieckich gołębi. "Wówczas ruszyła akcja dezinformacyjna. Ale i Niemcy szkolili własne sokoły, które polowały na gołębie brytyjskie. A potem wzniesiono w Londynie pomnik, który jest hołdem dla gołębi, zaś 32 z nich odznaczono medalem Wiking, który jest odpowiednikiem amerykańskiego Medalu Honoru i brytyjskiego Krzyża Wiktorii. Takie to ptaki!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama