W cieniu tybetańskich flag

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (14/2008)

Nagle świat wybudził się z letargu, odkrywając, że Chiny są państwem totalitarnym. Zupełnie jakby wcześniej nikt nie wiedział, że za kilka miesięcy rozpoczną się w Pekinie igrzyska olimpijskie, zewsząd słychać nawoływania do ich bojkotu. Szkoda, że nie protestowano wcześniej, gdy rozpatrywana była kandydatura Chin. A przecież nie od dziś wiadomo, że trwa polityka kolonizacji Tybetu. Wystarczy przypomnieć tylko ową linię kolejową do Lhasy, którą od dwóch lat przybywa do Tybetu coraz więcej Chińczyków, zachęcanych przez rząd do osiedlania się na tych terenach.

W tej sytuacji swoistą farsą był apel UE, podczas krwawo tłumionych demonstracji, skierowany do... obu stron konfliktu, o zaniechanie przemocy. Już w latach siedemdziesiątych przyjęto wobec władz w Pekinie postawę „zaangażowania", stawiając nie na izolację, lecz na integrację Chin z Zachodem. Podpytuje ten i ów: a dlaczego USA nie reagują bardziej stanowczo? Cóż, dolar jest słabiutki jak nigdy, co wpływa, zresztą, na kurs walut europejskich. Ameryce coraz bardziej zagraża recesja, a symptomy nasiliły się po krachu na rynku nieruchomości. Za Oceanem ludziska żyją bowiem od lat na kredyt; znacznie więcej wydają, niż produkują. Nie ma więc co liczyć na reakcję Amerykanów, którzy najbardziej zadłużeni są właśnie wobec Chińczyków, a ci tradycyjnie wydają znacznie mniej, niż wytwarzają. Amerykanom przyjdzie teraz zacisnąć pasa i żyć oszczędniej, co będzie musiało przynieść spowolnienie tempa rozwoju gospodarczego. Zresztą już sporo kapitału przeniosło się z USA do Europy. Ale i samym Chinom, pomimo nieograniczonych wprost możliwości rozwoju, grozi przegrzanie gospodarki, czyli niekontrolowany wzrost, który może doprowadzić do krachu.

Wojny toczone przez Stany Zjednoczone - razem z zachodnimi sojusznikami - w Iraku i Afganistanie, są w znacznej mierze finansowane przez Chiny. Bo Pekin, oczywiście, nie ustępuje Zachodowi w hipokryzji, wojny te potępiając, a jednocześnie finansując, m.in. poprzez zakup amerykańskich obligacji. Milczenie w sprawie Tybetu to cena nadziei na umorzenie przez Pekin części z nich. Jeśli do tego nie dojdzie, może się okazać, że bardziej opłaca się postawić na ograniczoną wojnę z Chinami, niż podjąć finansowy trud wykupienia tych obligacji. I tak interesy ekonomiczne biorą górę nad moralnością.

Tymczasem u nas narasta drożyzna i coraz trudniej o „zaskórniaka". Ekipa Tuska nie przestaje się wprawdzie uśmiechać i nadal obiecuje nam obniżkę podatków, podwyżki w sferze budżetowej oraz zmniejszenie deficytu. Ale wierzą w to chyba jeszcze tylko ci naiwni, którym marzy się, żeby być zawsze pięknym, młodym, bogatym i zdrowym. Z tego ziści się, co najwyżej, spójnik „i".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama