Euro-bezczelność

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (6/2005)

Przywykliśmy już, że rodzina narodów europejskich traktuje nas po macoszemu. Są jednak granice przyzwoitości: sądzę, że nawet baśniowa macocha była bardziej przyjazna Kopciuszkowi niż kraje Unii Europejskiej nam. Zamiast się jednak pocieszać, że członków rodziny nikt nie wybiera, powiedzmy sobie szczerze, że powinowatych -i owszem. Na cóż więc nam taka antypatyczna „rodzina", która od lat kreuje Polaków na „meneli" Starego Kontynentu: pijaków, nierobów, złodziei, a teraz także - morderców Żydów?

I kto to mówi? - chciałoby się zapytać, gdyby nie obawa o kiepskie samopoczucie tych wszystkich europejskich moralizatorów. Zapominają oni bowiem, że to na skutek prześladowań w ich krajach Żydzi musieli przed wiekami szukać bezpiecznego schronienia. I znaleźli je tutaj, nad Wisłą. Myślę więc, że mówienie dzisiaj o „polskich obozach koncentracyjnych" jest próbą dowartościowania się z powodu własnej nietolerancji i ksenofobii. Szkoda, że zapominają - choćby tacy Francuzi - iż to u nich działał podczas drugiej wojny światowej niesławny rząd Vichy, który patronował wyłapywaniu i transportowaniu francuskich Żydów do obozów śmierci. W tym czasie w Polsce, opuszczonej przez sojuszników i okupowanej przez Niemców, powstało największe w Europie Państwo Podziemne.

Niechaj więc owa eurodeputowana socjalistka znad Sekwany nie próbuje na nowo pisać historii tylko dlatego, że jej rodacy zapisali w czasie wojny niejedną wstydliwą kartę, kolaborując na całego - także sławni artyści - z hitlerowcami. Kompleksy najlepiej leczyć, towarzyszko, w swoim własnym gronie! A, przy okazji: deputowanej, która w jednym rzędzie postawiła Żydów, Polaków, Romów i... homoseksualistów, chciałoby się pogratulować wyczucia kanonów „politycznej poprawności"; czeka ją, zapewne, niezła kariera. Zaś owe baronessy, z Francji i Wielkiej Brytanii, mogłyby zachować nieco więcej wstydu, zamiast zdradzać mierną znajomość dziejów najnowszych. Zbyt dobrze pamiętamy w Polsce, jakimi sojusznikami, po najeździe hitlerowców, okazały się ich kraje. Nie zapomnieliśmy także o misji Jana Karskiego, który dostarczył przywódcom tych państw materiały dowodzące tego, co Niemcy wyrabiają w obozach śmierci. I pamiętamy również, że wszyscy oni, zadziwiająco zgodnie, nabrali wtedy wody w usta.

O komentarzach środowisk żydowskich w Ameryce lepiej nie wspominajmy, bo od lat wiadomo, że ich sympatia do Polski jest odwrotnie proporcjonalna do wpływów; dlatego też ich komentarze nie są zaskoczeniem. A i samym Niemcom trudno się dziwić, że usiłują zrzucić z siebie wszelkimi sposobami brzemię odpowiedzialności; wszak wiadomo, że oskarżony ma prawo bronić się na rozmaite sposoby. Skoro jednak powiadają, że nie wszyscy Niemcy byli nazistami i nie wszyscy naziści Niemcami - a na dodatek głoszą, że Polska nie powinna wytykać im obozów koncentracyjnych - to przypomnijmy, że tylko buchalteria skłoniła ich przodków do zakładania takich obozów jak Auschwitz-Birkenau na ziemiach polskich. Doszli prawdopodobnie do wniosku, że skoro żyje tutaj tylu przedstawicieli narodu żydowskiego, to najtaniej będzie przeprowadzić ich zagładę na miejscu, bez ponoszenia kosztów transportu.

Kiedy się przegląda prasę światową z ostatnich dni, czytając co oni tam za brednie wypisują o Polsce -część przedruków znalazła się na łamach „Rzeczpospolitej" - trudno zachować spokój. Czy istnieją jakiekolwiek granice zakłamywania historii?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama