Chłodnym okiem

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (48/2002)

Od wyborów samorządowych upłynęło trochę czasu, toteż można już na nie spojrzeć z pewnego dystansu. Nie na wyniki, bo te są wszystkim znane, lecz na towarzyszące im nastroje społeczne. Chciałoby się wprawdzie rzec nie "z dystansu", lecz "bez emocji", ale wszyscy wiemy, że było ich tyle, co kot napłakał, o czym najlepiej świadczy niska - według mnie - frekwencja. Nie będziemy więc symulować spadku poziomu adrenaliny, bo wyborami emocjonowali się przede wszystkim sami kandydaci, ich najbliżsi oraz ci, którzy swoje dalsze interesy czy kariery uzależnili od ich wyników.

A czym mieli się emocjonować ludzie, którzy żyją w głębokim przeświadczeniu, że tyle już razy zostali przez swoich reprezentantów - od maleńkiej gminy aż po parlament - wykorzystani i oszukani, czyli wystrychnięci na dudków? Chyba tylko tym, czy teraz Rychu zdoła zastąpić Krzycha, a Zbychu - Wiecha, ale cóż to za różnica? Ludzie wiedzą swoje, więc nie przebierając w słowach, mówili o "wyścigu szczurów do śmietnika" albo "polowaniu na kasę". Wystarczyło tylko nadstawić ucha, aby usłyszeć, ile było nieufności wobec sensu całej tej karuzeli wyborczej. Można wprawdzie nad tym ubolewać, ale nie godzi się obrażać na wyborców, o czym przypominam niedawnym kandydatom do mandatów, bez względu na osiągnięte wyniki. Naprawianie świata, jak wiadomo, najlepiej rozpoczynać od siebie, a nie od bliźnich. Rozsądek podpowiada więc, aby nie wystawiać nazbyt surowych ocen tym, którzy nie byli skłonni pójść na wybory. Może raczej warto byłoby wreszcie ich wysłuchać i uderzyć się we własne piersi?

Obawiam się, że owa nieufność pogłębiła się jeszcze m.in. po nagłośnieniu informacji o "kantach" towarzyszących, tu i ówdzie, wyborom. Wystarczy tylko przypomnieć, że płocki prezydent z ramienia SLD, ubiegający się o reelekcję, otrzymał "na lewo" trzysta głosów. A potem, po nocnej obławie na członka komisji - partyjnego kolegę prezydenta - który wyniósł oryginał protokołu z prawdziwymi wynikami wyborów, wezwano policję. Dziwnym zbiegiem okoliczności tych trzysta głosów przesądziłoby o wyniku głosowania. Z kolei w Kędzierzynie Koźlu, tuż przed drugą turą wyborów, urzędujący prezydent, który kandydował na następną kadencję - także członek SLD - rozesłał do blisko dwustu rodzin listy informujące o darowaniu im zaległości czynszowych na łączną sumę blisko pięciuset tysięcy złotych. I jak tu się nie wzruszyć, że takie z niego poczciwe chłopisko? Szkoda tylko, że koszty owego prezentu wyborczego przyjdzie teraz pokryć z miejskiej kasy.

Socjologowie analizują tymczasem przyczyny nie tylko radykalizacji nastrojów społecznych, ale i ukrywania przez wyborców swoich preferencji politycznych. Dlaczego lewica lepiej wypada w sondażach, niż w samych wyborach, a prawica - na odwrót? Cóż, może ankietowani obawiają się śmieszności, bo przecież większość mediów kreuje od lat iście lewicową rzeczywistość wirtualną. A skutki owych manipulacji bywają rozmaite, o czym przekonali się władcy telewizji, rzekomo publicznej, którzy zlecili przeprowadzenie przedwyborczego sondażu preferencji politycznych. Kiedy jednak okazało się, że koalicja SLD-UP ma wśród elektoratu kiepskie notowania, wyniki zachowano w tajemnicy aż do niedzieli wyborczej. I to był, zapewne, ich błąd, bo kto wie, czy wyniki takiego sondażu nie zmobilizowałyby do udziału bardziej leniwej części lewicowych wyborców. Ale to już jest nie nasze zmartwienie.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama