Śliwkowe sumienie

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (15/2002)

Poznałem osobiście Millera i bardzo go polubiłem. Miller ma na imię Harry i jest amerykańskim Żydem, który niedawno owdowiał, ale przez wiele lat był szczęśliwym mężem Nazy, Bośniaczki i muzułmanki, dla której opuścił Chicago i zawędrował na Bałkany (a mnie — katolika — zawiózł do Medjugorie). Naza była patriotką i gdy odwiedziłem ich w Sarajewie, jeszcze przed straszną wojną z początku lat dziewięćdziesiątych, z dumą pokazywała mi miejscowe zabytki. Gdzie indziej w Europie dla podkreślenia starożytności pokazuje się drogi rzymskie; w Sarajewie prowadzono mnie na mosty — osiągnięcia tureckiej myśli inżynieryjnej, odwiedziłem też najstarszą ponoć na kontynencie publiczną toaletę, jeszcze średniowieczną. No cóż, myśmy z Turkami mieli zupełnie inne doświadczenia, ale też ich potęga nieraz robiła na Polakach duże wrażenie.

Na początku ubiegłej dekady wyczuwało się w Sarajewie rosnące napięcie, zwłaszcza że u władzy byli Serbowie, zaś w mieście i wokół niego mieszkali muzułmanie. Gdy już poczułem się wystarczająco wyobcowany religijnie i cywilizacyjnie, Harry pokazał mi sady owocujące śliwkami, z których potem produkowano śliwowicę. „Harry — spytałem — jakże to, wszędzie muzułmanie, a tu śliwowica? A co Koran na to?”. „You see, Maciej, Koran zabrania pić wina, o śliwowicy nie ma w nim ani słowa”.

W tej chwili poczułem, że Polaków z Bośniakami wiąże coś więcej niż tylko bliskość języka. Chociaż różni nas wiara, to łączy dość wybiórcze podejście do jej prawd. Czasem przepisy traktuje się bardzo dosłownie, a czasem — jeśli tak jest wygodniej — nadaje się im interpretację przyjazną dla grzesznika.

I Polacy, i Bośniacy są Europejczykami, być może kiedyś będziemy obywatelami tej samej Unii. A być może nie, bo przynajmniej u nas rosną obawy przed przystąpieniem do UE. Są to obawy różnej natury, podczas ostatniego Wielkiego Tygodnia jedną z nich wyartykułował pewien znany w kraju ksiądz. Zainstalowany w jego kościele Grób Pański miał wyrażać obawę przed moralnym zepsuciem grożącym od zachodniej strony „ukrzyżowanej Polsce”. Poecie przystoi opowiadać o „Mesjaszu Narodów” itp., ale w kościele można by oczekiwać więcej realizmu. Czy na Krzyżu jest miejsce dla kogokolwiek poza Chrystusem? Nawet św. Piotr w pokorze prosił, by go ukrzyżować do góry nogami, bo nie jest godzien umierać jak Pan.

A z tą niemoralnością, to chyba też nie do końca prawda. Nie do końca jest prawdą, że tutaj bije krynica cnót wszelakich, a za Odrą jeno bagno i ścieki. Owszem, Zachód nie jest wolny od zepsucia, ale np. o korupcji dowiadujemy się wtedy, gdy już kogoś za nią mają sądzić. U nas o korupcji wciąż się gada. Politycy, a za nimi „szarzy obywatele” nagminnie balansują na granicy zachowań moralnych, bezczelnie tłumacząc, że tego czy tamtego prawo nie zakazuje — w ten sposób przerabiają swoje sumienie na śliwowicę. Doprawdy, nie wiem kto się ma kogo bać: my ich czy oni nas, którzyśmy po komunizmie nie zdążyli przeprowadzić rachunku sumienia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama