Cóż ustawy bez obyczajów?

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (6/2002)

Cóż znaczą ustawy, kiedy brak obyczajów — pytali już starożytni. Coraz dotkliwiej odczuwamy na własnej skórze, że niewiele. A kiedy ostatnio „cała Polska” została zaalarmowana reportażami o „łowcach skór”, to ograniczone możliwości prawa stały się oczywiste dla wszystkich. Trzeba było wszcząć — a raczej kontynuować — śledztwa w sprawie ewentualnych „przyspieszeń zgonów” czy zgoła zabójstw, a także w sprawie ewidentnych zaniedbań służb pogotowia. Ale już „handlowanie zwłokami” nie jest przestępstwem i jako takie nie podlega ściganiu — jest nieprzyzwoitością, może i obrzydliwością, lecz nie narusza kodeksu karnego. Pojawiły się od razu głosy, by zaostrzyć prawo karne, wpisać tam „nowe paragrafy”, koncesjonować przedsiębiorstwa pogrzebowe czy inne jeszcze przedsięwziąć środki. Nie ulega wątpliwości, że państwo jest od pilnowania porządku i od ochrony obywateli, musi przeto reagować na zjawiska patologiczne, a nie ma innej możliwości reakcji, jak tylko prawna przez ogłaszanie, zmianę i stosowanie ustaw, przez usprawnianie aparatu ścigania i przez organizację wymiaru sprawiedliwości. Prawo zawsze „idzie za życiem”: stanowi się je dla regulacji zachowań przyszłych, ale tych się nie wymyśla, lecz na podstawie doświadczenia przewiduje się, że mogą się zdarzyć. Prawodawca nie wpadł na to, że może rozwinąć się handel zwłokami — i dlatego nie zamieścił w kodeksie karnym odpowiedniego paragrafu.

„Handel zwłokami” to oczywiście zwrot prasowy, a gdyby go użyto w kodeksie karnym, wymagałby interpretacji. Przypatrzmy się konkretnym przypadkom. Wzywa się pogotowie do chorego, ale karetka przyjeżdża za późno, chory już zmarł, względnie nie udało się utrzymać go przy życiu, mimo rzetelnych wysiłków, bez żadnego zaniedbania ze strony pogotowia. Rodzina przeżywa śmierć osoby bliskiej — i prosi lekarza czy sanitariusza o radę. Czy byłoby z korzyścią dla rodziny, gdyby ten odpowiedział, że nie wolno mu podawać adresu firm pogrzebowych (dobrych? tanich?), ewentualnie takich, które wszystko załatwią? Można by odebrać to jako bezduszność. Stąd już tylko krok do tego, że sanitariusz, wiedzący o ludzkiej bezradności, nosi w kieszeni zapas bilecików z adresami. Stąd z kolei tylko krok do udzielenia rady czy zostawienia wizytówki, mimo że nikt o to nie prosił. A stąd już tylko krok... itd.

Wykluczamy oczywiście z tego ciągu kroków hipotezę jakiejkolwiek winy — choćby z zaniedbania — pracowników pogotowia za śmierć. Chcę tylko wskazać, jak trudno uchwycić ów krok, który można bądź trzeba uznać już za przestępstwo i zakazać prawem. Można zresztą posłużyć się przykładem pomocy drogowej. Zjawia się po kilku minutach, mimo że uczestnicy kraksy jej nie wzywali. Kto pamięta czasy, kiedy trzeba było czekać godzinami, uzna to za ułatwienie życia. I będzie rad, że podczas gdy uczestnicy kraksy byli w szoku, ktoś działał przytomnie. Ale czy nie naiwne byłoby przypuszczenie, że ci, co wezwali pomoc drogową, czynili to bezinteresownie. A więc zakazać?

Sądzę, że — jak to u nas — prawo wymaga uporządkowania, ujednolicenia, uproszczenia. Ale nie łudźmy się. Rzecz w wrażliwości etycznej. Boć przecież handel zwłokami (zostańmy przy tym świeżym przykładzie) wygenerował (a właściwie: zdegenerował) się z wyświadczonych przysług. A potem już krok po kroku. „Prawo nie zabrania” — takie tłumaczenie ma służyć jako alibi moralne. Nie zabrania prawo, więc wolno. Ale z tym nie da się żyć. Nie utrzyma się społeczeństwo opierające się wyłącznie na regułach określonych prawem, bo — po pierwsze — nie da się przecież „wszystkiego” uregulować prawem, oraz — po wtóre — naruszanie prawa byłoby wtedy nieuchronne i powszechne. Spisanie „całej etyki” w ustawy (gdyby było możliwe) doprowadziłoby prawo do absurdu i uśmierciłoby etykę. Pomijam już pytanie, kto miałby to egzekwować?

Na historię z „łowcami skór” wielu zareagowało „nie mogę uwierzyć”. A może to już naprawdę najwyższy czas, by każdy z nas zastanowił się, czy nie za bardzo przesunęła mu się granica między dobrem a złem? I postawił sobie pytanie, jak daleko sięga zło, które jest gotów zaakceptować — u siebie, oczywiście.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama