Nie uważam, że mogę pouczać księży

Rozmowa z red. EWĄ K. CZACZKOWSKĄ, pierwszą laureatką dziennikarskiej nagrody im. bpa Jana Chrapka "Ślad"

Na czym polega istota dziennikarstwa?

Moim zdaniem polega na rzetelnym i uczciwym informowaniu. Dziennikarstwo to pokazywanie i objaśnianie świata odbiorcom. Myślę, że każdy człowiek jest zainteresowany tym, co dzieje się troszeczkę dalej niż na jego podwórku, ponieważ zwłaszcza dzisiaj, w dwudziestym pierwszym wieku, to co dzieje się gdzieś daleko, dotyczy nas wszystkich. Zasada ta obejmuje wszystkie dziedziny ludzkiego życia.

Dlaczego to właśnie Pani ma tę misję informowania do spełnienia?

Nigdy nie traktowałam i nie traktuję swojego zawodu jako misji. Uważam, że nie ma nic gorszego niż dziennikarz przekonany o swojej misji. Obawiam się, że tak pojmujący swój zawód dziennikarze stawiają się wyżej niż odbiorcy. Jakby mówili: „My wiemy lepiej, a wy macie przyjąć obraz świata, który nam się wydaje prawdziwy i który wam przekażemy”.

A dlaczego ja? Dlatego, że każdy człowiek ma jakieś powołanie, jest w jakimś kierunku uzdolniony, coś potrafi robić dobrze i ma do tego zamiłowanie. Ja po prostu lubię to, co robię i dlatego tym się zajmuję, czerpię z tego radość. Równocześnie mam nadzieję, że moja praca jest pożyteczna dla innych. Uważam, że swoją pracą służę innym ludziom. Moim celem jest rzetelne i uczciwe poinformowanie, a nie przekonanie odbiorców, że jest tak, jak ja widzę, jak ja uważam. Nie wiem, czy mi się to udaje.

Czy jest Pani absolutnie obiektywna w tym, co pisze?

Chciałabym być. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie ma pełnego obiektywizmu. Każdy z nas jest ułomny, dotyczy to również dziennikarzy. Podstawowa kwestia polega na tym, aby umieć oddzielić informację od komentarza. Jeśli to się udaje dziennikarzom, to już jest dużo. Oczywiście, mamy prawo do wyrażania własnych opinii, ale należy to czynić w komentarzu lub w publicystyce. Czytelnik musi dokładnie wiedzieć, że to jest moja opinia, a nie obiektywna informacja. Nie wolno komentować na przykład przez manipulowanie informacjami, przesiewanie ich przez sito moich subiektywnych odczuć i wrażeń, przekazywać odbiorcy tylko część informacji. To jest nie tylko manipulowanie informacjami, ale także odbiorcą, człowiekiem.

Co Pani robi, gdy redakcja ingeruje w Pani tekst?

Moi szefowie nie ingerują w moje teksty. Jeśli są wątpliwości nie tyle co do informacji, ile do tego, jak ująć konkretną sprawę, wtedy dyskutujemy, zwykle przed napisaniem, gdy podejmujemy temat i ustalamy, o co nam chodzi, jaką część problemu chcemy pokazać.

Dlaczego pisze Pani o religii, a zwłaszcza o Kościele?

Nie potrafię dokładnie wyjaśnić, jak to się stało, że zajmuję się głównie tą tematyką. Gdy zaczęłam pracować w „Rzeczpospolitej”, od czasu do czasu pisywałam o wydarzeniach religijnych, zwłaszcza związanych z kolejnymi pielgrzymkami papieskimi. W 1995 roku zastąpiłam kolegę, który zajmował się tą problematyką na łamach gazety. Okazało się, że dobrze się w tym czuję i tak już zostało. A o Kościele katolickim piszę przede wszystkim dlatego, że odgrywa ważną rolę w Polsce, stanowi istotną część życia społecznego, więc ktoś musi się tym zajmować... Wcześniej pisałam głównie o polityce wewnętrznej i zaczęło mnie to męczyć, wydawało mi się trochę jałowe. W tej dziedzinie wszystko jest takie doraźne...

Z wykształcenia jest Pani historykiem. Czy nie myślała Pani o podjęciu studiów teologicznych ze względów zawodowych?

Kiedy zajęłam się tematyką kościelną, odkryłam, że mam bardzo mało wiedzy. Szukałam nawet jakichś dwuletnich kursów, ale nie znalazłam, a nie bardzo mogłam podjąć pięcioletnie studia teologiczne. Dlatego bardzo dużo czytałam i nadal czytam, zdobywając niezbędną wiedzę sama. A poza tym uczę się podczas pracy. Wszystkie spotkania i rozmowy z teologami bardzo dużo mi dały.

Czy jest Pani katoliczką?

Tak, ale uważam, że o Kościele dobrze może pisać również niekatolik.

Czym jest dla Pani Kościół?

Kościół interesuje media przede wszystkim jako instytucja uczestnicząca w życiu publicznym. A przecież zajmuje się przede wszystkim działalnością dotykającą sfery duchowej człowieka, jego wiary. Pytanie jest dla mnie trudne, ponieważ nie chcę mówić w tej chwili o mojej wierze. W pracy staram się jakoś rozgraniczać te dwie sfery, ale zdaję sobie sprawę, że każdy dziennikarz-katolik staje wobec problemu „jak mam pisać o Kościele, do którego należę?”, zwłaszcza jeśli czyni to w mediach świeckich. Ja staram się pamiętać, że Kościół pochodzi od Chrystusa, ale równocześnie jest to instytucja, którą tworzą ludzie — świeccy i duchowni — podejmujący decyzje, działania itp., wszystko to, co można opisywać. Szacunek do Kościoła nie oznacza, że nie można opisywać, a także krytykować pewnych działań ludzkich.

Czy próbuje Pani oddzielać zawód od swej wiary?

Nie. Poza tym uważam, że wykonując swój zawód nie robię przeciwko Kościołowi niczego, z czego musiałabym się spowiadać. Nie krytykuję Kościoła, ale ludzi, którzy do niego należą i działają w sferze publicznej. Zresztą nie tyle krytykuję, co opisuję i oceniam, czasami wskazując zło. Muszę w swojej pracy być uczciwa w stosunku do wszystkich czytelników, zarówno wierzących, jak i niewierzących.

Co sprawiło Pani największą satysfakcję zawodową?

Największą radość i satysfakcję w zawodzie dziennikarza sprawia mi możliwość spotykania różnych ciekawych i mądrych ludzi, szansa porozmawiania z nimi. Uważam to za prawdziwy przywilej związany z zawodem, który wykonuję. To mi bardzo dużo daje, wiele czerpię z każdego takiego spotkania, ale także z przygotowywania się do każdej rozmowy. Wywiad jest moją ulubioną formą dziennikarską.

Za wyjątkowe wydarzenie w moim życiu uważam też fakt, że miałam okazję obsługiwać papieską pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Traktuję to jako wyróżnienie.

Czy zdarzyło się, że podczas Mszy św., słuchając kazania lub ogłoszeń albo przyglądając się liturgii, pomyślała Pani „już ja to opiszę”?

Raczej nie, ale zdarzyło mi się, że słuchając homilii o kwestii bogactwa i ubóstwa doszłam do wniosku, że ksiądz zmarnował temat i stracił okazję powiedzenia młodym ludziom, o co tak naprawdę w tej sprawie chodzi. Pomyślałam z grzeszną pychą, że chyba potrafiłabym to lepiej wytłumaczyć. Ale nie uważam, że mogę pouczać księży. Myślę jednak, że księża nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, iż wymagania ludzi wzrosły i przez płytkie, źle przygotowane kazania nie przyciągają ich do wiary, do Kościoła.

Jakie jest Pani największe marzenie?

Przeprowadzić wywiad z Janem Pawłem II.

Rozmawiał ks. A.S.

EWA K. CZACZKOWSKA jest dziennikarką "Rzeczpospolitej", autorką codziennych informacji. Uprawia również inne gatunki: wywiady, publicystykę, reportaże, komentarze, najrzadziej - felietony. W ciągu 11 lat pracy w "Rzeczpospolitej" napisała ok. 2 tys. tekstów. Od kilku lat specjalizuje się w tematyce religijnej. Jej twórczość to przykład interesującego, a zarazem wiarygodnego prezentowania niełatwych spraw kościelnych w popularnym dzienniku. W swej twórczości ukazuje szerokie spektrum problematyki kościelnej, a zarazem istniejący w łonie Kościoła pluralizm. Obsługiwała papieskie pielgrzymki w Polsce: w 1991r. , 1993 r., 1995 r., 1999 r., a także na Litwie, w Niemczech, w Ziemi Świętej, ostatnio na Ukrainie i w Armenii. Owocem jej licznych wywiadów jest książka "Kościół XX wieku", opublikowana przez Wydawnictwo św. Jacka. Zawiera 12 rozmów w duchownymi i świeckimi tworzącymi rzeczywistość Kościoła we współczesnej Polsce, np. Aleksandrem Hallem, prof. Jerzym Kłoczowskim, Edmundem Wnukiem-Lipińskim, o. Jackiem Salijem, abp. Alfonsem Nossolem, o. Maciejem Ziębą, abp. Józefem Życińskim.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama