Z kim nie wojujemy

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (42/2001)

Na pewno nie z islamem. Wojna religijna, prowadzona w XXI wieku przez jakiekolwiek z państw Zachodu, byłaby szkodliwym anachronizmem. Zresztą strona atakująca Afganistan tylko w niedopuszczalnie dużym uproszczeniu może zostać nazwana "chrześcijańską". To prawda, że niepokojąco duży (jak wielki?) odsetek muzułmanów świata czerpie z Koranu inspirację do nawracania siłą "niewiernej" części ludzkości, jednak z pewnością zdecydowana większość społeczności islamskiej to ludzie tacy sami jak my, chcący żyć w spokoju i obawiający się zaostrzenia napięcia na świecie. Są wśród tej większości także - uwaga! - tak zwani na Zachodzie fundamentaliści, a mówiąc inaczej: ludzie o prostej i silnej wierze, których nie powinno się bezrefleksyjnie utożsamiać z fanatykami lub terrorystami.

Ci ostatni bowiem cynicznie czynią z wiary ideologię, naginaną przez nich do własnych, całkiem niereligijnych potrzeb. Fatalnym zatem rozwiązaniem byłoby podjęcie - w imię pokonania agresywnie nastawionej do cywilizacji zachodniej części muzułmanów - frontalnej krucjaty antyislamskiej. Akcja taka tylko zjednoczyłaby świat islamu we wrogości wobec Zachodu i rozpaliła ruchy radykalne wśród setek milionów muzułmanów nie tylko bliższej, ale i dalszej Azji: Indonezji, Malezji, Filipin? Nie jest to też wojna z Arabami, którzy reprezentują dziś kilkanaście państw Bliskiego Wschodu i północnej Afryki. Stosunek tych państw wobec interwencji USA w Afganistanie jest skrajnie różny: od poparcia dla talibów, aż po aktywne popieranie Ameryki w antytalibańskim sojuszu wojskowym. Wszystkie te kraje mają u siebie terrorystów, ale gdy dla rządów niektórych jest to problemem, inne wspierają znajdujące się na ich terytoriach bazy terrorystyczne.

Trzeba umieć odróżnić jedne od drugich, budując możliwie najszerszy "front" arabskiego poparcia w tej wojnie, oraz neutralizując i zmniejszając wpływy tych państw arabskich, które terroryzm popierają. Taką politykę stara się obecnie realizować administracja prezydenta Busha, wbrew znacznie bardziej nieufnemu wobec ogółu Arabów stanowisku rządu Izraela. Nie jest to wreszcie - prowadzona w ramach światowej wojny z terroryzmem - kampania przeciwko Afgańczykom. Przeciwnicy Zachodu, talibowie, nie są bowiem żadnym ludem czy plemieniem, lecz ugrupowaniem politycznym, które uciska wszystkie narodowości Afganistanu, włącznie z dominującymi tam Pusztunami.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama