Duński dynamit

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (35/2001)

Podczas moich dziecięcych wakacji opowiadano o ludziach, którzy na deskach próbowali dopłynąć na wyspę Bornholm, aby z bliska przyjrzeć się kryzysowi kapitalizmu (panie, kapitalizm umiera, ale to piękna śmierć - miał oświadczyć jeden z żeglarzy). Wyspa Bornholm należy do Danii, którą podobno nasza dzielna armia miała wyzwalać spod jarzma, gdyby wojskom Układu Warszawskiego przyszło bronić pokoju. Z obu tych przesłanek mogłoby wynikać, że Dania jest w zasadzie naszym sąsiadem, ale chyba taki wniosek niezbyt głęboko zapadł w świadomość Polaka, zwłaszcza jeśli mieszka on z dala od morza. Kiedy więc wypadło mi w tym roku udać się na kilka dni do Danii właśnie, była to podróż raczej egzotyczna. Bliscy zalecali sprawdzenie czy wciąż źle się dzieje w państwie duńskim (raczej nieźle) oraz czy znają tam sernik duński (znają, w przeciwieństwie do Japończyków, którzy podobno nie słyszeli o śledziku po japońsku). Poza tym, jako kibic z epoki przedszalikowej, znałem wyczyny potomków wikingów na boisku, gdy dokonywali cudów zachęcani do boju okrzykami: We are red, we are white, we are Danish dynamite, co w bardzo swobodnym tłumaczeniu oznacza:, "jesteśmy czerwoni oraz biali, duński dynamit was rozwali". Kolory narodowe te same co u nas, chociaż znacznie więcej czerwieni i tylko pośrodku biały krzyż - kraj więc symbolicznie bliski, zwłaszcza teraz, gdy tej czerwieni u nas coraz więcej. Jednak z tych zewnętrznych oznak nie należy zbyt wiele prognozować, bowiem stawianie śmiałych hipotez może łatwo prowadzić na manowce. Niedawno sceptycznie pisałem o treściach, które można znaleźć w Internecie, ale akurat dzięki temu Internet okazał się świetnym sposobem na wykazanie nieprawdziwości starej hipotezy, że stado małp uderzających w klawisze maszyn do pisania po pewnym czasie wyprodukuje dzieła zebrane Szekspira. Ilość uderzeń w klawisze komputerów trzeba już liczyć w miriadach, ale odległość pomiędzy wynurzeniami "czatowców" a Szekspirem wciąż mierzy się w latach świetlnych. A propos Szekspira, wróćmy do Danii, gdzie wielki Anglik umieścił akcję Hamleta. Byłem w Elsinorze (Helsingor), w którym, owszem, żyją z legendy duńskiego księcia (okolicznościowa wystawa oprócz zdjęć najsłynniejszych odtwórców tej roli prezentuje też sławnych widzów, w tym marszałka Rzeszy Goeringa - niestety nie wiem, czy to swoiste poczucie ważności jest typowe dla Duńczyków). Jednak wymogi czasu są nieubłagane i spotkałem też osobę, która na starożytnym zamku Kronborg przekonywała mnie do nowoczesności - jedna z pań pilnujących zamkowej kaplicy utrzymywała, iż znakiem tej nowoczesności jest żeńska płeć miejscowego pastora, a nawet biskupa luterańskiej diecezji. Zdaje mi się, że nowoczesność zmieniła znaczenie, od kiedy po raz pierwszy poznałem to słowo, ale w Danii w ogóle słowa znaczą czasem co innego. Dowiedziałem się, że wikingowie byli narodem pokój miłującym: siali, przędli, tkali i wypływali w celach handlowych, zaś lewica to prawica. Wkrótce będziemy jeszcze bardziej przypominać Duńczyków.

opr. mg/mg



Copyright © by Gość Niedzielny (35/2001)

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama