Ściśle jawne

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (33/2001)

Dla jednych to tylko "kiełbasa wyborcza", dla innych podstawowy sprawdzian demokracji. Chodzi o jawność stanu majątkowego parlamentarzystów. Trudno odmówić logiki tym, którzy domagają się pełnego ujawnienia stanu majątkowego posłów i senatorów argumentując, że skoro sami "pchają się na świecznik władzy" powinni być gotowi także do pełnego dostępu do oświadczeń majątkowych. Ostatnie tygodnie przyniosły w tym względzie wiele nowych inicjatyw i ostatecznie doprowadziły do przyjęcia regulacji prawnych.

Przypomnijmy, po raz pierwszy zasadę swoistej "autolustracji majątkowej" zgłosili politycy Prawa i Sprawiedliwości, publicznie ogłaszając stan swego posiadania. Za nimi poszli inni, często wywołani do tablicy przez lokalne i ogólnopolskie media, w których ostatnio pełno było różnorakich rankingów, najogólniej mówiąc pod zbiorczym hasłem "szukamy najbogatszych, a w ostateczności najbiedniejszych polityków".

Lektura tego, co powiedzieli politycy, napawa jednak pesymizmem: w większości przypadków ludzie ci, zarabiający rocznie minimum 130 tys. PLN (tyle bowiem wynosi roczne uposażenie parlamentarzysty zawodowego) chyba żyją dość rozrzutnie, przez co nie stać ich nawet na odłożenie paru złotych na przysłowiową czarną godzinę, o co w polityce nietrudno. Do nielicznych przypadków należą posiadacze własnych domów (najczęściej "otrzymanych w spadku"), nie mają większych oszczędności a jeżdżą kilkuletnimi, wysłużonymi samochodami.

Kiedy deklaracje odbiegają od stanu faktycznego (a nie formalnego) muszę powiedzieć wprost: to czysty faryzeizm. Panowie, mylicie się, sądząc, że stan majątkowy i zamożność to przeszkoda w karierze politycznej. Wyborcy nie chcą w polityce widzieć biednych, ale uczciwych, niezależnie od stanu posiadania. Najbardziej ludzi boli i denerwuje fakt, że zamożność wielu polityków rośnie wprost proporcjonalnie do ilości lat spędzanych w parlamencie albo w rządowych ławach. Tak właśnie trzeba oceniać presję opinii publicznej, która dosłownie wymusiła zmianę stanowiska m.in. SLD, wcześniej blokującej ujawnienie stanu majątkowego parlamentarzystów.

Teraz każdy wybraniec narodu będzie musiał na początku i przy końcu kadencji ujawnić stan swojego konta, posiadane nieruchomości i akcje oraz pełnione funkcje w radach nadzorczych i zarządach, albo prowadzoną przez siebie działalność gospodarczą. Jeśli ktoś czuje się pokrzywdzony, ma jeszcze czas wycofać swoje nazwisko z wyborczych list, a rozczarowanym przypominam, że w USA podobne oświadczenia majątkowe kongresmeni składają nie tylko w stosunku do siebie, ale także najbliższych członków rodziny. Taka jest bowiem cena życia w demokracji.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama