Polityka i honor

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (32/2001)

Nie da się ukryć: prestiż polityków generalnie nie jest zbyt wysoki. I chyba wciąż się obniża. Nie tylko u nas, ale u nas odczuwa się to szczególnie dotkliwie. Jesteśmy tu szczególnie skorzy do uogólnień. "Dbają tylko o własny interes", "im chodzi tylko o stołki", "politycy kłamią" - to obiegowe opinie wypowiadane z pełnym przekonaniem. Tak jakby wszyscy politycy kłamali, uprawiali prywatę, dbali jedynie o swoich. A to nieprawda. Nie wszyscy. I wcale nie jest tak, że granica między dobrymi i złymi przebiega zgodnie z naszymi sympatiami, które najczęściej kierują się tym, czy polityk mówi to, co my chcielibyśmy słyszeć. Zdanie "polityk kłamie" jest tak samo prawdziwe jak zdanie "ludzie kłamią". A "ludzie" to też ten, co to zdanie wypowiada. Politycy to nie inny gatunek ludzki, to też ludzie - to nie klan "onych", oni mieszczą się w naszym "my".

U nas polityk ma szersze pole do prywaty. Bo mamy rozrośnięte państwo i wciąż jeszcze obszerny sektor gospodarki państwowej. Pokusa do obsadzania stanowisk swoimi ludźmi jest oczywista i nieodparta. Prywatyzacja to nie "lekarstwo na wszystko", ale likwidacja wielu okazji do grzechu. To właśnie rozrost państwa z jego fotelami i gospodarka państwowa z kadrą zarządzającą nie swoim pieniądzem uruchamiają "karuzelę stanowisk". Zarżnął firmę, ale ani na swój koszt, ani na niczyj określony, bo na koszt nas wszystkich. A państwowe to przecież niczyje. Czyli nie odpowiada się za nic. A skoro nie odpowiada, to też nie musi zachowywać się odpowiedzialnie.

Ten brak skonkretyzowanego poczucia odpowiedzialności powoduje zanik poczucia honoru. W efekcie jest tak, że polityk może się skompromitować niekompetencją, brakiem przyzwoitości, głupotą - i funkcjonuje nadal. U nas jakby wyszło z użycia słowo "kompromitacja". Przeciwnie, jakże często widzi się na ekranach telewizyjnych polityków, którzy z tupetem wypowiadają się o rzeczach, na których się nie znają. Rośnie ich pewność siebie, perorują na różne tematy, uważając przy tym, że - jak to powiada jeden z takich - "każdy człowiek przy zdrowych zmysłach" winien być ich zdania. Akurat takim trudno się dziwić, ale dziwić trzeba się ich kolegom, że pozwalają eksponować się postaciom skompromitowanym czy zgoła kabaretowym.

Winni jesteśmy jednak my wszyscy, bo widocznie jest popyt właśnie na takich, co pięknie mówią, co rozprawiają o ideach, a nie o konkretach, a zwłaszcza na takich, co mają proste recepty, a najlepiej jak wskażą na kogoś, co to wszystkiemu jest winien. Tyle że w ten sposób napędzamy właśnie to, co zarzucamy politykom.

Oto wieczór pięciu posłów. Dzielą się swymi poglądami, uzasadniają swe zachowanie, kreują się na bohaterów - odważni, konsekwentni, dużo wzniosłych słów o wartościach, moralności, ratowaniu Polski i jak tam jeszcze. Cóż, dano im szansę, oni z niej korzystają. Ani słowem nie reagują na mowy "o wyprzedaży naszego pięknego kraju, tzn. Polski" - w tym gronie chwali się taką mowę. Nie zareagowali też na postulat, by udział kapitału państwowego wynosił wszędzie (!) powyżej 50 proc. Cóż, głosy domagające się powrotu socjalizmu wcale nie są u nas takie rzadkie. Wreszcie pada stwierdzenie, że koledzy-koalicjanci tych posłów są amoralni jak Hitler i Stalin. A posłowie, mający wciąż na języku słowo "prawda" ani się zająknęli, co więcej, podziękowali "za piękną wypowiedź". Nie można im zarzucić kłamstwa, bo przecież nie przyłączyli się do plugawej mowy. Nieprzyzwoitym, wręcz podłym milczeniem podcinają gałąź, na której siedzą. Nie sądzę, by w ten sposób można zapracować sobie na prestiż.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama