Niesmak na starcie

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (29/2001)

Igrzyska Olimpijskie w 2008 roku już teraz wzbudzają wiele emocji. I to raczej negatywnych. Momentowi ogłoszenia organizatora letnich zawodów 13 lipca br. w Moskwie, towarzyszyła większa niż zwykle nerwowość przedstawicieli miast, kandydujących do zaszczytu gospodarza największej imprezy sportowej świata, i napięcie obserwatorów.

Chęć organizowania igrzysk zgłosiło aż dziesięć miast, lecz po wstępnej selekcji liczbę kandydatów ograniczono do Stambułu, Osaki, Paryża, Toronto i Pekinu. Ostatecznie liczyły się tylko ostatnie trzy kandydatury. Podczas moskiewskiej sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego po raz kolejny dowiedziono, jak poważne polityczne konsekwencje ma głos każdego ze 122 członków MKOl biorących udział w wyborze organizatora igrzysk.

Gdyby rzeczywiście - jak mówił do niedawna jeszcze przewodniczący MKOl Juan Antonio Samaranch - "chodziło tylko o interes sportu i fakty przedstawione w raporcie", faworytem byłby Paryż tuż przed Toronto, a daleko za nimi Pekin. Tymczasem ogień olimpijski zapłonie właśnie w stolicy Chin. Paradoksalnie przeciwko tej kandydaturze przemawiało najwięcej, poczynając od argumentów ekonomicznych, po moralne. We Francji i Kanadzie już teraz istnieje 75 proc. niezbędnych do zorganizowania igrzysk obiektów. Projekt chiński z kolei istnieje wciąż wyłącznie na papierze.

Stwierdzenie Komisji, iż "Igrzyska w Pekinie pozostawiłyby wyjątkową spuściznę Chinom i sportowi" było nie tylko sformułowaną na wyrost oceną, ale wręcz próbą zignorowania znaczącej grupy przeciwników chińskiej olimpiady. A protestowali prześladowani przez komunistyczny reżim Tybetańczycy, Ujgurzy, przebywający na emigracji chińscy opozycjoniści oraz liczne organizacje broniące praw człowieka. Igrzyska odbędą się w kraju, w którym masowo gwałci się podstawowe prawa człowieka, gdzie miliony ludzi więzionych jest w obozach pracy, a z rozwoju gospodarczego korzystają jedynie partyjne elity.

Dotychczas przecież ani igrzyska w Berlinie 1936 r., ani w Moskwie 1980 r. nie doprowadziły do poprawienia sytuacji w krajach, gdzie odbywały się zawody. Przeżywająca ostatnio poważny kryzys idea sportu, jako czystej i fair rywalizacji, w przypadku wyboru Pekinu zamieniłaby się wyłącznie w grę pozorów. Decyzja MKOl nie poprawi wizerunku tej organizacji, a co gorsza wzmocni uzależnienie sportu od polityki.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama