Wstyd żyć bez cara

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (26/2001)

Amerykański prezydent dostaje pensję taką jak dobrze prosperujący amerykański prawnik czy lekarz. To nie są małe pieniądze, ale trzeba przyznać, że George Bush syn, nie bierze tych pieniędzy za darmo. Amerykańscy podatnicy wynajęli na prezydenta polityka, który pracuje ciężko, robi postępy. Gdy wygrał wybory, mówiono o nim, że jest marnym mówcą, tymczasem to, co zaprezentował w warszawskiej Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, było świetną robotą pod każdym niemal względem - politycznym, literackim i aktorskim. Polakom podobało się to, że mówił o wartościach, że odwoływał się do spraw wiary, że docenił wkład Papieża Polaka w europejskich przemianach końca XX wieku. To, co mówił o potrzebie otwarcia struktur europejskich dla Ukrainy, było błyskotliwym "podwójnym nelsonem" wobec najważniejszych partnerów. Pokazał Unii Europejskiej, że potrzeba jej historycznych perspektyw, że musi podjąć misję prawdziwego jednoczenia Europy bez nowych barier, kurtyn, kordonów ochronnych dyktowanych krótkowzrocznym rozumieniem doraźnych korzyści. Pokazał zarazem Rosji, że Ameryka zainteresowana jest utrzymaniem suwerenności Ukrainy i jej własnego miejsca w strukturach wojskowych i ekonomicznych.

W porównaniu z amerykańskim kolegą Kwaśniewski wypadł nieźle, chociaż jego przemówienie pozbawione było lekkości, tchnęło pragmatyzmem i dyplomatyczną powściągliwością. Myliłby się ten, kto by twierdził, że to wystąpienie nie miało "papieskich" akcentów. Kto ma trochę wyrobione muzycznie uszy i jakieś teatralne doświadczenie, z łatwością zauważy, że obecny prezydent III Rzeczypospolitej udatnie naśladuje papieską intonację i retorykę z najlepszych wystąpień Jana Pawła II w Polsce. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, trzeba pochwalić każdego, kto potrafi szukać dobrych nauczycieli - a gdy się słucha, szukając formalnych sposobów trafienia do tłumów, to i z treści może trochę do pamięci i świadomości przeniknie.

Z punktu widzienia globalnej polityki amerykańskiej Europa to trochę prowincjonalny zabytek, doczepiony do Euroazji półwysep niepoważnych konfliktów i wybujałych ambicji. Nie tu się robi najlepsze interesy, nie stąd ściąga się najzdolniejsze mózgi, najpoważniejsze zagrożenia nie tu się wykluwają. Mimo to Bush wykazał, że nie traktuje Europy marginalnie. Wizyta w Polsce okazała się ważna, spotkanie z Putinem również istotne, i mylą się ci, którzy sądzą, że nie miało ono spektakularnych rezultatów - była przecież podróż Putina do Belgradu i Kosowa, pokazująca, że Rosja, nie rezygnując z przypisywania sobie specjalnej pozycji na Bałkanach, uczy się jednak uznawać zachodzące tam, wymuszone przez europejską rację bytu przemiany. Rosja i Bałkany to dwa najmniej stabilne bieguny Europy - a udział czynnika religijnego w tym braku stabilności jest ogromny. Trójkonflikt tradycji rzymskiej, bizantyjskiej i islamskiej ciągle ciąży nad napięciami etnicznymi, rzuca cień na próby formowania polityki pokoju i porozumienia.

Eks-car zwyciężył w wyborach parlamentarnych w dźwigającej się z kryzysu ekonomicznego Bułgarii. Komentatorzy zwracają uwagę przede wszystkim na polityczne i gospodarcze konsekwencje tego zwycięstwa. Trzeba jednak wierzyć w możliwość nowych impulsów ekonomicznych. Trzeba pamiętać o historycznych związkach prawosławia bułgarskiego z prawosławiem rosyjskim i z rosyjskim caratem, i o związkach Symeona z katolicką tradycją, z którą zetknął się na wygnaniu w Hiszpanii.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama