Wrażliwość przedwyborcza

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (23/2001)

Gdy przy okazji niedawnego Dnia Dziecka znowu można było usłyszeć o martyrologii milusińskich, których obecny rząd dręczy biedą ich rodziców, wstrzymywaniem dotacji na służbę zdrowia, egzaminami nowej matury oraz zakazem reklamowania piwa w czasopismach młodzieżowych, aż jaśniej się robiło w duszy, gdy myśl wybiegła ku złotej epoce zbliżających się rządów partii wrażliwości społecznej i jej dobrotliwego przywódcy Leszka Millera. Co prawda czasem na drodze do świetlanej przyszłości pojawiają się znaki, że wrażliwość nie jest nieskończona, lecz ograniczona, ale kto by w tym pędzie zwracał uwagę na drobiazgi. Drobiazgiem jest wszakże, że oferując jedną trzecią miejsc na listach partyjnych dla kobiet, SLD postanowił zrezygnować z osób starszych wiekiem. Może to zresztą kolejny dowód na wrażliwość, bowiem taka postawa współgra z szalejącą w kraju dyskryminacją ze względu na wiek.

Drobiazgiem jest też opinia pana przewodniczącego, który stwierdził onegdaj, iż rodziny wielodzietne to patologia społeczna. Tu zresztą przewodniczący także wpisuje się w pejzaż, w którym polscy politycy każą żyć polskim rodzinom. Jeśli nawet ktoś próbuje rozświetlić ten krajobraz, czyni to z mocą arktycznego słońca. Jak to ujęła publicystka „Życia”, mimo wszelkich zapewnień o prorodzinnej polityce, dla urzędu skarbowego dzieci nie istnieją. Dla odmiany bank przy udzielaniu kredytu bardzo się nimi interesuje, bo wie, że dziatwa kosztuje, więc dłużnik-rodzic nie jest tak wiarygodny jak samotnik. W różnych krajach ulgi podatkowe premiują inwestycję społeczną, jaką jest wychowanie nowych obywateli. U nas toleruje się raczej fikcję odliczeń i „kosztów”, z której żyją doradcy podatkowi. Wzdragając się w imię równości podatników przed odliczeniami „na dzieci” od dochodu rodziców, jakoś zapomina się, że z tego samego dochodu fiskus pobiera znacznie więcej w postaci np. VAT-u niż w przypadku osób bezdzietnych, które nie muszą kupować kilku par butów rocznie.

Innym przykładem wrażliwości społecznej przyszłej polskiej władzy jest jej nieugięty sprzeciw wobec wszelkich koncepcji uwłaszczenia i reprywatyzacji. Ostatnio przepadł pomysł rozmontowania spółdzielni mieszkaniowych, których zarządy są wygodnym matecznikiem pogrobowców socjalizmu. Coraz lepiej widać, że uwłaszczenie w Polsce skończyło się dziesięć lat temu i dotyczyło głównie komunistycznej nomenklatury, a teraz ani nowych, ani starych właścicieli już nie trzeba, bo często własność zmniejsza zapotrzebowanie na wrażliwość polityków, która z dziwną nachalnością wyłazi niczym słoma z butów — nie jest to jednak niespodzianka po tamtej stronie. Subtelne gesty ministra Siwca, świeże spojrzenie jednego z notabli publicznej telewizji na „pana Wojtyłę” czy wreszcie odwoływanie się przez samego Pana Prezydenta do cytatów z „Bagnetu na broń” Broniewskiego w odpowiedzi na niesłychaną zuchwałość, jaką było stosowanie do jego osoby tych samych procedur prawnych, co do innych kandydatów na pomazańca — to powinno już dawno uodpornić na obrażenia wywołane przez wrażliwych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama