Polska wiejska, Polska nowoczesna

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (21/2001)

Tydzień temu zapowiedziałem, że napiszę coś o inicjatywach optymistycznie i twórczo podchodzących do problemu wsi, do kwestii dostępu wiejskiej młodzieży do wiedzy. Chodzi o coś więcej — o dostęp młodych ludzi z terenów wiejskich i z małych miast do tej Polski, która korzysta ze skutków demokratycznego przełomu czerwca roku 1989. Chodzi też o to, aby ci młodzi ludzie mieli powody do dumy ze swojego kraju, aby dać im to, o co upominał się Jan Paweł II, mówiąc o „motywach życia i nadziei”.

13 maja zmarł Paweł Hertz. Pisarz, wydawca, a przede wszystkim mędrzec i mentor. Był człowiekiem prawicy, a jego postawa sprawiała, że prawicę chciało się traktować z szacunkiem i powagą. Jego konserwatyzm wynikał w naturalny sposób z zakorzenienia w historii i kulturze. Pojmował go jako jedyną godną i konsekwentną postawę wobec piękna tradycji i niepewności jutra. A do tego był inteligentem z urodzenia i formacji, intelektualistą, a mimo to rozumiał, czym jest polska wieś i czym jest wieś dla Polski. Kiedy po śmierci Pawła Hertza wracam do inicjatywy aktywizacji gospodarczej i kulturalnej wsi we wschodniej Polsce, myślę, że ta inicjatywa jest również szansą dla miast, dla elit, dla uniwersytetów. Hertz nieraz pisał, że opierając się na tradycji, trzeba „unicestwiać tę czarną dziurę, ten dystans między elitą a ludem”.

Elity może zdobędą się więc na to, aby poszerzyć swój świat o to, co jeszcze ocalało z dala od zgiełku — coś bardzo głębokiego w religijności, bardzo polskiego w kulturze, bardzo prawego w życiu rodzin, coś odmiennego zarazem od tej głębi, polskości i prawości, którą mają jeszcze kultywujące wartości środowiska miejskie.

Cóż to za inicjatywa? Nic bardzo efektownego, nic bardzo nowego. Ścieżka rowerowa, tyle że bardzo długa — od Gołdapi i Puszczy Rominckiej na północy po dolinę górnego Sanu, Bieszczady. I wokół tego szlaku przez współczesne Kresy — system urządzeń i atrakcji turystycznych ukierunkowanych nie tylko na bierny wypoczynek, ale także na edukację, ekologię, a dla tych, którzy zechcą — formację, życie duchowe. A więc — miejsca pracy dla miejscowych, szansa wypoczynku i wzrostu dla krajowych i zagranicznych gości. Dla jednych i drugich — możliwość spotkania się ze sobą, z pięknem zabytków, folkloru i krajobrazu, z barwną i trudną przeszłością. Po drodze nie tylko pojezierza Augustowskie i Włodawskie, nie tylko Roztocze i dolina Bugu, ale także Kodeń, Jedwabne, Zamość i Kalwaria Pacławska.

Turystyka, hotelarstwo, agroturystyka już w paru regionach istnieją, trzeba tylko istniejące wyspy połączyć w szlak, trzeba do propozycji odpoczynku w jednym miejscu dodać okazję do wędrowania, bardziej atrakcyjną dla młodych, dla ciekawych, dla znudzonych. Na rowerach? Nie tylko — w siodle i bryczką, statkiem spacerowym, kajakiem, żaglówką. To wszystko wymaga koordynacji i promocji, również biur promocji poza granicami Polski.

Za jakie pieniądze to urządzać? Inwestycje w turystyce potrzebują małych kapitałów, zwracają się szybko. A do tego pojawia się możliwość pozyskania pieniędzy — dotacji i kredytów z funduszów Unii. Uda się to wszystko? Jest parę procent szans. Od jesieni władzę „na górze” przejmie system oparty na pragmatyzmie, cyniczny i popierający swoich. Dla samej higieny umysłu musimy więc mieć coś, co będziemy robić „na dole”. A przy okazji może dziać się sporo dobra.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama