Wielki Brat przyjdzie do ciebie

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (12/2001)

Jedna z polskich telewizyjnych sieci komercyjnych rozpoczęła emisję serialu typu "reality show" według licencji zachodniej. Serial "Big Brother" ("Wielki Brat") polega na osobliwym podziale ról - przed kamerami jest gromada dobrowolnych więźniów, aktorów amatorów udających, że nie są podglądani. Przed telewizorami zasiadają widzowie udający przed sobą, że interesuje ich prawda o ludziach, podczas gdy naprawdę ulegają pokusie podglądania. Dodatkowymi elementami tej zabawy jest surogat sprawowania władzy polegający na kolejnym wyrzucania naturszczyków z miejsca ich uwięzienia i surogat hazardu polegający na tym, że ten z nich, kto najdłużej będzie sobą bawić gapiów, zgarnie duże pieniądze. Zachód to oglądał, teraz my, więc należy pewnie wyciągnąć wniosek, że idziemy z postępem, zbliżamy się do Zachodu. Równie uprawnione jest twierdzenie, że gdyby zjawiła się u nas pryszczyca i choroba wściekłych krów, wielkim skokiem zbliżylibyśmy się do Zachodu. Bo oni to już mają. Sprawa wygląda niewinnie - ot, imprezka, na którą zaproszono przypadkowe osoby, a one z nudów dostają "głupawki" i wymyślają sobie infantylne zajęcia i zabawy. Nie jest jednak tak niewinnie. Po pierwsze cała ta impreza powinna być zobaczona w nurcie "kultury transgresyjnej" to znaczy programowo przekraczającej ograniczenia, które dotąd uważane były za graniczne, dzielące ludzkie od nieludzkiego. Eksperymenty biologiczne z dziedziny inżynierii genetycznej, eksperymenty socjologiczne szaleńczych odmian totalitaryzmu, eksperymenty obyczajowe typu życia w hippisowskich komunach, eksperymentalna sztuka atakująca granice piękna, dobrego smaku, to ten sam nurt co liczne nowości medialne unicestwiające granice wstydu, intymności, prawa do życia osobistego. Ekshibicjonizm podniesiony zostaje do rangi społecznej normy i zamieniony w swoistą konkurencję. Publicyści podkreślali już nieraz, że te rodzaje widowisk niewiele mają wspólnego z dzieleniem się prawdą o człowieku i jego sprawach. Ostatnio wypowiedziała się na ten temat Rada Etyki Mediów. W jej oświadczeniu czytamy między innymi: "Przyciągając uwagę zaciekawionej publiczności, wyrabiają one (programy jak "Big Brother") nawyk podglądactwa i osłabiają dopiero co odzyskane poczucie prywatności. Może to doprowadzić do tego, że gdy znów pojawi się zagrożenie totalnej dominacji państwa nad obywatelem, społeczeństwo nie dojrzy nic złego w podobnych działaniach władzy". Myślę, że to oświadczenie stawia kropkę nad "i". Obejrzałem dwa odcinki tego widowiska - aby wiedzieć, o czym piszę. Potwierdziły się wszystkie obawy, oglądanie trzódki Wielkiego Brata może mieć potężne negatywne oddziaływanie wychowawcze. Co widzi przeciętny, niezbyt wykształcony, mało krytyczny widz: oto ludzie jak on, ale jednak wybrani, powiodło się im, świat na nich patrzy. Trzeba z nich brać przykład. Zachowując pozory życzliwości, czekać - jak wyeliminować konkurentów. Wdzięczyć się i zgrywać do kamer, uznać nad sobą bezwzględną, kapryśną, anonimową władzę płynących z głośników rozkazów, żebrać o słodycze, piwo, muzykę, popisywać się wulgarnością, nie ukrywać niczego, bo oko kamery i tak wypatrzy wszystko. Zauważmy jeszcze - zamknięci mają ubranie, środki czystości, kosmetyki, żywność, ale zgodziliby się, aby im to odbierać po kolei - bo wygrana ważniejsza. A tymczasem pokazują, jak przyjemnie można żyć bez pracy, bez rodziny, a także - bez książek. Czy takie seriale nie wychowują bezrobotnych akceptujących swoją bezradność? Czy nie przygotowują posłusznego elektoratu dla tych, co potrafią obiecać słodycze, piwo i disco-polo?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama