Autorytet z mocy prawa?

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (6/2001)

Rzecznik praw ofiar Krzysztof Orszagh zbulwersował środowisko sędziów, wzywając do bojkotu jednego z nich, który w latach osiemdziesiątych skazał na dwa i pół roku więzienia człowieka za zamiar wypuszczenia podczas wyborów świni, na której napisał: „Ja głosuję”. Sąd dyscyplinarny pierwszej instancji uniewinnił sędziego od zarzutu sprzeniewierzenia się niezawisłości sędziowskiej. Działanie Orszagha skrytykował też Marek Nowicki z Fundacji Helsińskiej, nazywając je samosądem.

Sam pomysł może budzić wątpliwości. Zgodnie z prawem, wydanie przez sędziego w przeszłości choćby najbardziej horrendalnego wyroku nie może być powodem jego wyłączenia z konkretnej sprawy. Do tego służą inne instytucje. Tylko że... u nas one nie działają w stopniu wystarczającym. Najlepszym tego dowodem jest właśnie wspomniany wyrok sądu dyscyplinarnego. Powodów jego wydania nie poznamy, bo postępowanie dyscyplinarne jest tajne, a sędziowie nie uznali za stosowne podać do publicznej wiadomości nawet uzasadnienia wyroku.

Zamieszanie wokół sędziego skazującego za nieudane wypuszczenie świni pokazuje - nie po raz pierwszy i można się obawiać, że nie po raz ostatni - bardzo niepokojące nieporozumienie dotyczące rozumienia przez sędziów ich własnej pozycji. Bardzo chętnie powołują się oni na szczególne znaczenie swego autorytetu i gromią wszystkich, którzy - ich zdaniem - dokonują na niego zamachu.

Kłopot w tym, że oburzeni sędziowie nie potrafią dostrzec, iż ich autorytet nie istnieje z mocy prawa. Owszem, ten autorytet leży u podstaw państwa prawa, jednak sędziowie muszą sobie na niego zapracować. Jego podstawą jest moralna nieskazitelność wszystkich sędziów i natychmiastowa reakcja na sprzeniewierzanie się wysokim wymaganiom przez któregokolwiek z nich. W przeciwnym razie odium za choćby niewielu sędziów nie spełniających tych wymagań spada na całą korporację. Spada słusznie, skoro nie reagują.

Po upadku komunizmu nie doszło do samooczyszczenia sędziów. Do dziś w imieniu Rzeczypospolitej orzekają ludzie skompromitowani - cóż z tego, że jest ich niewielu: od dawna nie powinno być już ani jednego. Nawet w wolnym państwie nie znikną pokusy wystawiające na próbę sędziowską niezawisłość. Problem nie zniknie więc sam, nie powstrzymają go też rytualne wyrazy oburzenia. Sędziowie muszą przez cały czas zabiegać o swój prestiż w jedyny możliwy sposób: dbając o moralną nieskazitelność swoją i swoich kolegów.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama