Ostatnia reforma na początek milenium

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (1/2001)

Nowe tysiąclecie rozkręca się powoli. Pytam ludzi, czemu się nie cieszą? Eee tam - mówią - z czego się cieszyć? Entuzjastów, których i tak było jak na lekarstwo, jeszcze ubyło: może jakaś kasa chorych wycofała dotacje na ten lek? Przydałaby się gruba kreska, odgradzająca od wszystkiego, co uprzykrzało życie pod koniec wieku. Od protestów, słusznych czy nie, ale w każdym razie męczących. Od stresów wywołanych obawą przed utratą pracy. Od zdenerwowania, że nie rosną tylko ceny na tę pracę, którą wykonujemy. Od zgorszenia butą tych, którzy się w tej całej sytuacji jakoś urządzają i bogacą. Nigdzie na świecie ludność nie lubi bogatych, ale chyba jeszcze bardziej nie lubi tych, którzy przed chwilą żyli na przeciętnym poziomie, a teraz z kasy biorą to, na co inni muszą zaciągać drogi kredyt. Bogaty będzie miał trudności z wejściem do królestwa niebieskiego, ale bogacący się wśród biedniejących już i na tym łez padole ryzykuje utonięcie we łzach. Dlatego zwłaszcza politycy i dobrze opłacani urzędnicy - ci kapłani naszej demokracji - powinni pamiętać o słowach, które kiedyś Ojciec Święty skierował do polskich księży. Jan Paweł II mówił (cytuję z pamięci), że kapłan nie powinien żyć na poziomie wyższym niż jego przeciętny parafianin, owszem - za to "owszem" ręczę, bo według profesora Miodka mało kto tak poprawnie używa słowa "owszem" jak Papież - nawet na poziomie niższym. Sądzę, że te słowa nie tylko do osób duchownych się odnoszą. Po dekadzie chciwości przydałoby się trochę ostudzenia apetytów i wskrzeszenia innych, przytłumionych dotychczas przez liberalizm wartości prawicowych. Chodzi mi na przykład o wskrzeszenie postawy hrabiego Władysława Zamoyskiego, który socjalistą nie był, ale dbał o oświatę ludu, a swój majątek przeznaczył na dobro narodu, kupując mu m.in. sporą część polskich Tatr. Czy taki konserwatyzm, służebny wobec narodu, da się jeszcze wskrzesić? Być może wymagałoby to cudu, ale - jak stwierdził pewien zagraniczny historyk - cuda są immanentną cechą polskiej historii. Paradoksalnie to obecny układ władzy ma wyjątkową szansę na sprowokowanie następnego cudu. Nie o cud wyborczy tu chodzi. Tego nie będzie, bo nawet Opatrzność nie zepsuje cudem wysiłku tych niewielu polityków, którzy zrobili tak wiele, aby stracić poparcie tak wielu. Można jednak zejść ze sceny zachowując się przyzwoicie i na koniec przynajmniej próbując wysadzić mury biurokracji, administracyjnych przerostów, politycznych nadań w publicznych instytucjach i państwowych firmach, korupcjogennych układów. Może jeszcze coś się da zrobić w tym kierunku przy uchwalaniu budżetu. A jeśli dla tej ostatniej reformy nie starczy przyzwoitości i zwykłej miłości do Ojczyzny, to proszę Pań i Panów Posłów pomyśleć o minie przewodniczącego Millera, który będzie musiał rzeczywiście rządzić takim odchudzonym państwem, które teraz tylko obiecuje! Cóż powie swoim wyznawcom, niecierpliwie czekającym w kolejce na te wszystkie posady, których nie będzie? Ha!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama