Pilniejsze sprawy

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (32/2000)

Przedstawiając rozliczne zabytki stołecznego miasta, autorzy filmu o Krakowie trafili do kościoła Mariackiego. Okazuje się, że budowa mieszczańskiej świątyni pochłonęła roczny budżet grodu. Dotychczas - mea culpa - wierzyłem, że Szkoci są potomkami tych obywateli Krakowa, którzy zostali skazani na banicję za rozrzutność. A tu taki wydatek! Być może zresztą jeden poryw hojności na tysiąc lat wystarczył, a potem się wzięli za oszczędzanie. Niestety, komentator nie przytoczył średniowiecznej opinii publicznej i nie wiadomo, ile osób protestowało przeciw budowie, bo że protestowali, to rzecz pewna. Tyle przecież było pilniejszych wydatków!

Pilniejsze wydatki są odwiecznym tematem rozważań opinii publicznej, i malarz w grocie Lascaux też pewnie słyszał chrapliwe "po co, po co" za swoimi plecami. Potem ludzie stukali się w czoło obserwując Noego przy pracy - ich meteorolodzy też zapewniali, iż najdalej od środy przestanie padać. W starożytnym Egipcie faraon bawił się małą maszyną parową, ale nie inwestował w rozwój tej gałęzi techniki, bo były pilniejsze wydatki, na przykład budowa piramid. Oczywiście znalazłyby się wtedy również potrzeby pilniejsze od budowy piramid.

Jednak dziwaczna idea wznoszenia monumentalnych grobowców nie była tak bezsensowna. Według niektórych uczonych to gigantyczne przedsięwzięcie spowodowało powstanie struktury administracyjnej egipskiego państwa, wymusiło rozwój transportu, produkcji żywności i jej magazynowania - ktoś musiał żywić tysiące robotników i organizować im pracę. Tak więc kiedy dzisiaj słyszę, że są pilniejsze potrzeby - a takie komentarze towarzyszą zarówno decyzji przywódców najbogatszych państw o rozwoju światowej komputeryzacji, jak decyzji władz mojej gminy, żeby przebudować plac w centrum - to traktuję je z pewną rezerwą. Trudno mi jakoś uwierzyć, aby ludzie tak łatwo ferujący wyroki na temat głupoty i ślepoty władzy wszelakiej, ograniczali się w swoich domach do maty, spiżarki, apteczki i toalety - czyż bowiem wydatki na telewizor, wieżę albo samochód zasługują na zaliczenie do pilnych?

Jasne, że każdego coś boli, i ja też uważam czasami, iż są sprawy pilniejsze. Na przykład kiedy słyszę, że policja w jednym z miast "na akord" wlepia mandaty kierowcom, to też się zastanawiam, czy nie mają czegoś ważniejszego do roboty. Jednak sprawy kierowców trzeba wyłączyć do odrębnego postępowania, bo akurat wykroczenia i przestępstwa drogowe są traktowane specjalnie pod każdym względem. Nawet najwięksi zwolennicy nieuchronności kary dla kryminalistów, przeciwstawianej surowości tejże kary (w praktyce nieuchronna jest tylko bezkarność bandytów), ochoczo podnoszą dłonie, gdy znów ktoś zaproponuje głosowanie nad kolejnym zaostrzeniem sankcji wobec kierowców. Wszyscy są zgodni, że tak polepszy się bezpieczeństwo na jezdniach. To dlaczego inni bandyci są spod tego eksperymentu wyjęci? Widocznie są pilniejsze sprawy do przemyślenia. Na szczęście od niedawna wiemy, po co jest minister sprawiedliwości.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama