O szacunku dla słowa

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (25/2000)

Brałem udział w interesującej dyskusji o wolności słowa i jej granicach, podczas której przypomniano, że jedenaście lat temu, po czerwcowym zwycięstwie „Solidarności” w „kontraktowych” wyborach, zniesienie cenzury witano jako przełom — z euforią i nadzieją. Korzystanie z wolności słowa szybko zasnuło blask tej oczekiwanej nowości nalotem nadużyć i błędów. Dziś oczywisty brak cenzury staje się również zagrożeniem — jako wolność dla prawdy i dla kłamców, dla ludzi budujących mosty braterstwa i dla bombardujących je oszczerstwami.

Dyskusja ujawniła trzy dość wyraźne grupy postaw. Jedni widzą wprawdzie rozmiary zagrożeń, notują wybryki głupoty i złej woli, ale mimo to głoszą potrzebę podtrzymywania nieskrępowanej swobody wypowiedzi. Są słowa prawdy przeciw słowom kłamstwa, językowi nienawiści można przeciwstawić głoszenie miłości i zgody. Druga grupa dyskutantów domagała się ingerencji wymiaru sprawiedliwości, gdy w mediach pojawia się kłamstwo i nienawiść. Trzecią grupę reprezentowali członkowie Rady Etyki Mediów, niezależnego ciała istniejącego już od kilku lat i wydającego oświadczenia i opinie mające dyscyplinować dziennikarzy, wydawców i nadawców zgodnie z Kartą Etyki Mediów. Uważają oni, że potrzeba coraz bardziej drobiazgowej ingerencji prawa w stosunki międzyludzkie wynika z porażek wychowawców, z zanikania dobrych obyczajów. Gdy zapomina się o bezinteresownej życzliwości, poczuciu dobrego smaku, kształceniu wyobraźni i wymowy, honorze i hojności, otwiera się droga dla wulgarności i napastliwości. Obecność języka nienawiści w mediach to wynik rozszerzających się rządów języka demagogii w polityce. Nie wystarczy ściganie i karanie skrajnych wypadków.

Rada Etyki Mediów jest elementem odradzania się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego, opartego na wartościach kultury śródziemnomorskiej — starotestamentowej wierności wobec Dekalogu, chrześcijańskiej dobroci, greckiej logiki, rzymskiego poczucia prawa. Społeczeństwo obywatelskie tworzy swój język i potrzebuje go, aby wzrastać. Współczesny język mediów i polityki nie wystarcza; słowa, jakich używa, łatwo stają się narzędziami manipulacji. Za wiele w nich dwuznaczności.

Czym jest polityka — zdobywaniem władzy czy służbą wspólnemu dobru? Czym są media — sferą dochodowego biznesu czy spajania wspólnoty ludzkiej przez obieg informacji i opinii? Kim jest dziennikarz — serwującym wiadomości kelnerem czy prorokiem zatroskanym o przyszłość narodu i państwa? Czym jest demokracja — procedurą dającą władzę większości czy ustrojem wspólnotowego poszukiwania praw chroniących przed krzywdą? Czym jest sport — biznesem opartym na widowiskach opłacanych krociowo gladiatorów, czy swoistym wyrazem osobowości angażującym ciało i umysł w walkę z przeciwnościami?

Słowa są częścią warsztatu pracy (a może posłannictwa) dziennikarzy i polityków, ale słów nie można zostawić politykom i dziennikarzom. W dyskusji, o której opowiadam, odezwali się również historycy i nauczyciele. Jedna z nauczycielek wyraziła gorącą aprobatę dla jednego z nowych gimnazjalnych podręczników do języka polskiego, który nie tylko podaje fakty i uczy myśleć, ale uczy też dobrych manier, elegancji bycia i mówienia, która rodzi życzliwość i pozwala ją wyrazić.

Nie wszystkie ruchy mogą powoływać swoje szkoły, jak Rodziny Rodzin czy Przymierze Rodzin. Nie wszędzie takie szkoły mogą powstawać. Wszędzie jednak katoliccy rodzice mogą zorganizować się i wyrażać swoje opinie, wpływać na życie szkoły — a także współdecydować o wyborze podręczników. To też jest istotny krok do budowania społeczeństwa obywatelskiego — społeczeństwa szacunku do słowa.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama