Microsoft w sądzie

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (19/2000)

Sędzia federalny w Waszyngtonie orzekł 3 kwietnia br., że firma Microsoft jest winna nielegalnych praktyk monopolistycznych. Uznano za udowodnione, że Microsoft usiłował za pomocą środków sprzecznych z zasadą konkurencji utrzymać swój monopol na system operacyjny „Windows”, a ponadto próbował zmonopolizować rynek przeglądarek internetowych, m.in. przez związanie swej przeglądarki z systemem operacyjnym „Windows”. Wedle sędziego, Microsoft świadomie i celowo „twardą ręką dusił konkurencję”.

Wyrok wydany w tej sprawie wywołał duży rezonans w świecie. Nie chodzi tylko o skutki tzw. sensacyjne, jak te, że jednego dnia wartość rynkowa Microsoftu spadła o 80 miliardów dolarów, a sam Bill Gates zubożał o 12 miliardów. Wydaje się jednak, że sprawa ma aspekty szersze niż te, które interesują inwestorów giełdowych i fachowców od programów komputerowych. Właśnie na te pozabranżowe względy chcemy zwrócić uwagę.

Samo stwierdzenie, że sędzia wydał wyrok, wydaje się banalne — wszak od tego są sądy. Ale zwróćmy uwagę, kto tu znajdował się na scenie. Oskarżony to najbogatszy człowiek świata, który w ciągu 25 lat dorobił się bajecznego, dla nas niewyobrażalnego majątku. Na jego programach operacyjnych pracuje 90proc. wszystkich komputerów osobistych całego świata. Po prostu: potężne imperium o zasięgu ogólnoświatowym. Sędzia — Thomas Penfield Jackson, tworzący jednoosobowy trybunał, nie bał się wydać wyroku, który dla potentata musiał być potężnym ciosem. Chodziło o kolosalne pieniądze, a jednak potęga gospodarcza ugięła się przed prawem. Gates wniósł apelację do sądu stanu Columbia, sprawa będzie jeszcze trwała, ale władca półbiliardowego majątku podporządkowuje się prawu. Okazuje się, że jednak nie jest prawdą (a przynajmniej nie zawsze i nie wszędzie jest prawdą), iż „za pieniądze wszystko można”. Nie pomogli najznakomitsi (i o odpowiednich honorariach) adwokaci. Sędzia prostymi i jasnymi słowami wskazał, które paragrafy ustawy antymonopolowej zostały naruszone. Okazuje się, że „rządy prawa” to nie frazes. Potrzeba tylko ludzi, którzy by tworzyli dobre prawo i ludzi, którzy mieliby odwagę je stosować.

Uzasadniając wyrok, sędzia wyłożył, o jaką wartość chodzi w tym przypadku i dlaczego trzeba ją chronić. Chodzi o nienaruszalny mechanizm rynkowy, mianowicie o konkurencję. Konkurencja — przypomniał sędzia — decyduje o dynamice rynku, a ten powinien być nastawiony na dobro konsumentów. W interesie prostego zjadacza chleba trzeba przeto dać odpór wszelkim próbom ograniczenia konkurencji.

Przy okazji przypomniano w prasie, że na podstawie tej samej ustawy („Sherman Antitrust Act”) wydano przed stu laty wyrok, który rozbił imperium naftowe J.D. Rockefellera. Godzien uwagi jest fakt, że Microsoft został w r. 2000 osądzony na podstawie ustawy uchwalonej przed 110 laty. Takiej stabilności prawa wypada tylko pozazdrościć.

Warto jednak zwrócić także uwagę na argumenty Gatesa. Twierdzi on, że nie naruszył ani litery, ani ducha ustawy, gdyż wprowadził na rynek użyteczny, przyjazny użytkownikom produkt o niskiej cenie. Co więcej, zwrócił uwagę, że dziś nawet monopolista nie może spocząć na laurach, bo szybki rozwój techniki wyeliminowałby go z rynku. To dlatego oferował w ciągu 20 lat wciąż nowe produkty — od MS-DOS do Windows 2000 — i na to nadal liczy. Sprawa będzie się toczyć w sądzie apelacyjnym, a on tymczasem wystąpi z nowymi wyrobami (zapowiedziany jest np. „X-Box”). W USA nie ma szans na powstrzymanie konkurencji, trzeba się z nią mierzyć. Dlatego znawcy uważają, że przyszłość Microsoftu zależy jednak od klientów. Właśnie ich praw strzegą wyroki jak ten, który 3 kwietnia wydał sędzia Jackson.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama