Dwie strony medalu

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (9/2000)

Remigiusz Sobański

DWIE STRONY MEDALU

Utworzenie w Austrii rządu z udziałem partii dającej powody do przypisania jej ciągot nacjonalistycznych wywołało różne reakcje i komentarze. Jedni podkreślali wagę demokratycznych procedur, które trzeba szanować. Skoro partia, zyskując poparcie tak znacznej, bo 27-procentowej, części wyborców i zajmując drugie miejsce w wyborach, przestrzegała reguł gry, to można jedynie zastanowić się, dlaczego naród tak głosował, ale wyniki wyborów muszą być respektowane: taka była — powiadają — wola Austriaków i nikomu nic do tego. Nie wolno mieszać się w ich wewnętrzne sprawy.

Inni przypominali mrożące krew w żyłach wypowiedzi szefa owej partii, zwracali uwagę na mocno rysujące się analogie z czasów między pierwszą i drugą wojną światową — tym bardziej że szef partii wcale nie był wstrzemięźliwy w pogardliwym ocenianiu innych narodów (Polacy, według niego, to złodzieje samochodów). Przede wszystkim zaś podkreślano, że Europa, zwłaszcza Unia Europejska, to wspólnota wartości na czele z poszanowaniem człowieka i jego przyrodzonych praw, niezależnie od pochodzenia i narodowości. Wypowiadający się po tej stronie doceniają oczywiście demokrację jako jedną z wartości, ale ostrzegają, że łatwo ją nadużyć i że w złych rękach demokracja może zburzyć samą demokrację.

Przywołuję te wydarzenia i zajmowane stanowiska nie ze względu na Austriaków. Rozbieżne opinie wygłaszano również u nas. Zasługują one na uwagę nie tyle ze względu na to, co powiedziano, ile ze względu na to, co kto powiedział. Otóż wagę demokratycznych procedur i konieczność respektowania woli narodu podkreślały w tym przypadku osoby, które zazwyczaj ostrzegają przed demokracją jako wyłącznie formą i domagają się, by ta forma była wypełniona treścią, „wartościami”. Takie poglądy głosząc na co dzień, w przypadku Austrii pochwalali to, co zazwyczaj krytykują. Z kolei o zagrożeniu wartości i o zachwianiu stałego punktu odniesienia mówili ci, co przeważnie podnoszą formalne, proceduralne znaczenie demokracji. Nawiązując do ostatnich wydarzeń austriackich, zajmowali stanowisko — wydawałoby się — zupełnie nie po linii ich obiegowych poglądów.

Rzecz w tym, że wypowiedzi serwowane nam na co dzień, zdecydowane, proste, obracające się w schemacie „tak—nie”, nie pasowały do wydarzeń w Austrii. Bo zwolennicy formalnej demokracji musieli przyznać, że może ona wywindować ludzi, co do których lepiej być ostrożnym — i dlatego odwoływali się w tym przypadku do „wartości”. Natomiast tym, co na co dzień stawiają procedury daleko w cieniu wartości, trudno było przyznać się do powinowactwa z człowiekiem niekryjącym sympatii do nazizmu — i dlatego w tym przypadku odwoływali się do przestrzeganych demokratycznych procedur.

Jedni i drudzy obrócili medal w ręku. Popatrzyli nań nie z tej strony, o której mówią zazwyczaj, lecz z odwrotnej. Ale tak naprawdę, to medal ma zawsze dwie strony. Dlaczego więc udają, że ma tylko jedną? Bo takie proste, zdecydowane sądy są łatwe w odbiorze. Jesteśmy złaknieni prostych recept. Haider okazał się mistrzem w stawianiu niewymyślnych diagnoz i pokazywaniu winnych. U nas też nie brak takich mistrzów, wcale nie gorszych. Z góry wiedzą, prostymi formułami rozwiązują problemy świata. Tyle że świata istniejącego najwyżej w ich wyobraźni.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama