Podatki i solidarność

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (48/99)

"Nikt nie lubi płacić podatków" - tę banalną prawdę powtarza się nieraz, najczęściej po to, by stwierdzić, że podatki płacić trzeba. A trzeba dlatego, że skoro chcemy mieć swoje państwo, to musimy je utrzymać. Tak więc nękają obywatela sprzeczne odczucia: nie lubi (płacić podatków) i chce (mieć swoje państwo). Stąd kolejna sprzeczność: usiłuje państwu dać jak najmniej, ale jego wymagania wobec państwa rosną.

To rozdarcie myślowe doskwiera szczególnie obywatelom państw posocjalistycznych. W państwach tych płacono wprawdzie podatki, ale tam nie było bezpośredniej zależności wydatków państwa od wpływów podatkowych. Państwo bowiem dysponowało środkami produkcji, było głównym podmiotem gospodarczym i cały dochód narodowy płynął do jego kasy. I dziś wielu myśli, że państwo mogłoby prowadzić własną gospodarkę, zarządzać "majątkiem narodowym" i czerpać z tego podstawy swego utrzymania. Wobec faktycznej nierentowności firm państwowych jest to recepta tak samo oderwana od realiów jak byłby nią pomysł zapewnienia dochodów państwu przez zdobycze wojenne (wszak i tak bywało w przeszłości).

Jest jednak faktem, że podatki są ingerencją w prawo własności: państwo zabiera obywatelowi coś, co jest jego. Ingerencji tej nie da się uzasadnić tylko potrzebami państwa, gdyż takim tokiem myślowym można by też uzasadnić kradzież: ukradł samochód, bo go potrzebował. Wniosek stąd, że podatki wymagają innego uzasadnienia.

Przypomnijmy, że dawni monarchowie sami posiadali duży majątek, a podatki zarządzano jako pomoc w trudnej sytuacji: na wyposażenie wojska, wykup rycerzy wziętych do niewoli, wiano księżniczki potrzebne dla politycznie ważnego zamążpójścia. Propozycję stałych podatków zasilających systematycznie skarb państwa wysunął dopiero Andrzej Frycz Modrzewski - i to w zmiennej wysokości, zależnie od potrzeb państwa. W dwa wieki później pojmowano podatki jako świadczenie na rzecz państwa w zamian za korzyści, jakie jego istnienie przynosi obywatelom, przede wszystkim za ochronę i bezpieczeństwo. Teorię tę połączono z nauką o dobru wspólnym.

Tak też dziś piszą w podręcznikach, że "zasadniczą funkcją podatku jest funkcja fiskalna, czyli dostarczenie budżetowi takich dochodów, by państwo lub gmina miały środki na sfinansowanie środków wspólnych". Poza tym idą podatki też na cele pozafiskalne, wynikające z programów politycznych, a faworyzujące niektóre grupy społeczne czy poczynania polityczne.

Wszyscy niby to wiedzą, a jednak prawie powszechne dążenie do przechytrzenia urzędów skarbowych dowodzi braku wewnętrznego przekonania, iż podatki płacimy ze względu na nasze własne dobro. Kokosowe interesy różnych doradców podatkowych tłumaczą się wprawdzie zarówno chęcią posiadania jak też trudną do szczerego zaakceptowania wysokością podatków, ale sądzę, że chęć wykiwania fiskusa nie byłaby tak powszechna i głęboka, gdybyśmy - ludzie przecież sprawiedliwi! - dostrzegali, że zyskiwane przez nas dochody to nie tylko rezultat naszego wysiłku, lecz wynik funkcjonowania rynku. Praca rolnika zaowocowała kartoflami, ale dochód ma dzięki temu, że jest popyt na nie, literat napisał powieść, ale dochód będzie miał, gdy znajdą się chętni do jej czytania. Wyszedłszy z socjalizmu dostrzegamy już, że sytuacja gospodarcza zależy nie tylko od podaży towaru (jak nam się to wydawało w czasach "nagich haków"), ale też od funkcjonowania obrotu towarowego czyli od sprawności rynku. Odkąd wynaleziono pieniądze, odgrywają one na rynku węzłową rolę: kto je ma, uczestniczy w obrocie, "może sobie coś kupić". Aby je mieć, trzeba je "zarobić".

Zadanie państwa nie polega na tym, by pieniądze dawać, ale by ich strzec oraz by pilnować ram zarobkowania - uczciwego i bez wyzysku. A także na takim organizowaniu społeczeństwa, by obywatele mogli zarabiać. Wśród przyczyn tych trudności jest też - nie jedyna, ale ważka - niedostatek solidarności społecznej. Wobec jej braku państwa podejmują się niewykonalnego zadania: usiłują ją wymusić - właśnie podatkami. Powstaje koło, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez odbudowę solidarności. Gdyby było jej więcej, płacilibyśmy - bez kantów! - mniejsze podatki.



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama