Kryzys partii politycznych?

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego ("Dylematy" - 43/99)

W krajobrazie politycznym czasów nowożytnych ważne miejsce zajmują partie. Bloki czy stronnictwa istnieją i działają, odkąd życie ludzi zaczęło przybierać zorganizowane formy. Są wynikiem rozpolitykowania społeczeństwa i mają służyć uporządkowaniu starć politycznych. Chodziło o to, by tworzące się obozy "za" i "przeciw" nie ścierały się ze sobą w walkach ulicznych i by walczyły ze sobą na argumenty, a nie na pięści. Polityce, która podniecała nastroje, stworzono cywilizowane ramy. Partie ponadto odciążały obywatela: jego poglądy reprezentuje i usiłuje przeforsować sprawnie funkcjonująca partia, więc nie musi on wprost i czynnie zajmować się polityką, może dbać o swoje interesy (było to ważne zwłaszcza w warunkach powstającego społeczeństwa przemysłowego). Mając zaufanie do "swojej" partii, obywatel mógł ograniczyć aktywność polityczną do udziału w wyborach. Wiązało się to jednak z osłabieniem zainteresowania polityką ("niech to robią politycy"). Tak więc działalność partii politycznych to blaski, ale też cienie nowożytnej kultury politycznej. Do blasków należy to, że partie ujarzmiają ciągoty do samowładztwa, autorytaryzmu i dyktatury. Każdy jednak wie, że tak jest - niestety - tylko "w zasadzie". Historia naszego wieku zna partie dyktatorskie (NSDAP, KPZR) czy sprawujące dyktaturę (PZPR). Mimo nazwy nie miały one nic wspólnego z nowożytnymi partiami politycznymi. O takich możemy mówić tylko wtedy, gdy działa ich więcej i pełnoprawnie konkurują ze sobą, pod warunkiem że akceptują pewne podstawowe założenia życia społecznego zgodnie ze standardami przyjętymi przez wspólnotę narodów. Chodzi przede wszystkim o respektowanie praw człowieka (dlatego nie mogą zostać uznane za legalne partie propagujące rasizm czy totalitaryzm). Oczywiście, partie tworzą ludzie. Przywary ludzkie, prywata, rozbieżność między słowami i czynami, swarliwość, próżne ambicje czy kumoterstwo to cechy przenoszące się z jednostek na styl partii. Na to nie ma innej rady, jak krytykowanie działania postępujących w ten sposób członków partii. Także różnego rodzaju gry i sztuczki partyjne zasługują na baczną uwagę społeczeństwa. Przy ocenie partii politycznych trzeba wziąć pod uwagę też to, iż one zdają sobie sprawę ze swej zależności od wyborców, co powoduje, że starają się im przypodobać. To z kolei znaczy, że i my powinniśmy mieć pod kontrolą własne "podoba mi się". To, co nam się podoba, nie zawsze musi być słuszne. Przy czym nie tylko nasza, ale też i aktywu partyjnego wiedza może być ograniczona, proporcjonalnie do potencjału intelektualnego, jakim dysponuje. Skoro partie należą do krajobrazu politycznego, to również i estetyka oraz etyka nie pozostają bez znaczenia w ich ocenie. Mówiąc o etyce, mam na myśli także pokorę. Nie tylko poszczególnych osób, które skompromitowawszy się słowem lub czynem bez żenady nadal występują na scenie politycznej, lecz pokorę partii, umiejącej np. przyznać się do błędów (przynajmniej tych powszechnie znanych), ograniczyć swoje apetyty posadowe, przestrzegać cywilizowanych zasad dialogu... Lekceważenie przez partie polityczne etyki i estetyki zniechęca ludzi nie tylko do poszczególnych partii, lecz do całego demokratycznego systemu politycznego, którego węzłowym mechanizmem są właśnie partie. Można powiedzieć, że one na to zapracowały. Byłaby to jednak tylko częściowa prawda. Zasadnicze pytanie dotyczy bowiem samej demokracji. Funkcjonuje ona wszak zawsze w jakiejś zamkniętej przestrzeni, zasadniczo na obszarze wyznaczonym granicami państwa. A przestrzenie, w których żyjemy, coraz bardziej się otwierają. Wiemy, jak powinna działać demokracja w kraju, natomiast próby "demokracji światowej" na razie nie bardzo się sprawdzają. Stąd nie tylko aktywy partyjne, lecz wszyscy, których polityka choć trochę interesuje, stają przed pytaniem, jak odnaleźć się w tej "światowej wiosce".

Ks. Remigiusz Sobański

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama