Prawdziwy i fałszywy feminizm

Feminizm - promocja kobiety i kobiecości nierzadko zamienia się w swą własną karykaturę, czyniąc z kobiety ofiary seksualności i przedmiot manipulacji

Zbigniew Kaliszuk: Jak to się stało, że przykładna feministka została jedną z bardziej znanych katolickich dziennikarek w Stanach Zjednoczonych?

Teresa Tomeo: Odkryłam, że prawdziwy feminizm w rzeczywistości znajduje się w Kościele. To papież Jan Paweł II jako pierwszy użył fraz „geniusz kobiecy” oraz „nowy feminizm”. Kobiety mają własne talenty i aby być szczęśliwe wcale nie muszą iść drogą, którą podpowiada dziś świat i ślepo w tym naśladować mężczyzn.

Chciałabym wrócić do początków feminizmu, do lat 60-tych XX w. Feministki domagały się wówczas przede wszystkim równych szans dla kobiet w edukacji, na rynku pracy oraz na gruncie politycznym. Trzeba przyznać, że postulaty te były słuszne. Niestety, z czasem wśród feministek do głosu coraz bardziej zaczęła dochodzić radykalna grupa, dla której najważniejsze były kwestie związane z seksualnością. Feministki te czuły się dyskryminowane, gdyż uważały, że mężczyźni traktują kobiety jako obiekty seksualne. Tylko że zamiast domagać się, by mężczyźni zaczęli traktować kobiety z należytym szacunkiem, uznały, że powinny one zacząć zachowywać się jak mężczyźni i naśladować ich najgorsze zachowania. Twierdziły więc, że skoro mężczyźni mogą uprawiać seks bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności, to kobiety także powinny mieć taką możliwość, a co za tym idzie — łatwy dostęp do antykoncepcji i aborcji.

Niestety, skutki promocji takiej wizji kobiecości są tragiczne. Dziś, 50 lat od początków rewolucji feministycznej nie ulega wątpliwości, że kobiety są wznacznie gorszej sytuacji niż kiedyś. Owszem, mamy więcej możliwości w wielu dziedzinach życia, ale powszechny dostęp do aborcji i antykoncepcji oraz wolny seks przyniosły kobietom przede wszystkim cierpienie.

Co ma Pani na myśli?

Choroby przenoszone drogą płciową osiągnęły w Stanach Zjednoczonych rozmiary epidemii. Co roku notuje się 19 milionów nowych przypadków tego rodzaju przypadłości.

Rozpada się coraz więcej rodzin: 41% dzieci w USA przychodzi na świat poza małżeństwem i jest wychowywanych przez samotne matki, dramatycznie wzrasta też liczba rozwodów.

Ilość treści o charakterze seksualnym i erotycznym w mediach przybiera niebotyczne rozmiary. Erotyzmem przesycone są filmy, programy rozrywkowe, teledyski muzyczne i teksty piosenek, reklamy, liczne strony internetowe, gry wideo. „Wpajają one dziewczętom przekonania, że kobieta jest przede wszystkim obiektem seksualnym” — ostrzega Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologów. Nawet czasopisma adresowane dla dziewczyn oraz kobiet mają, zdaniem fachowców, zachęcać młode kobiety do takiego postrzegania siebie oraz do myślenia, że ich życie nie będzie spełnione, jeśli nie będą w związku z mężczyzną. Na gigantyczną skalę rozprzestrzenia się też pornografia. Oba zjawiska wspólnie prowadzą do znacznego uprzedmiotowienia kobiet.

Dlaczego w takim razie dość powszechnie uważa się, że ruchy feministyczne reprezentują wszystkie kobiety, a feminizm jest najlepszą drogą do ich szczęścia i zagwarantowania im należnych praw w wymiarze społecznym i zawodowym?

Ludzie tak naprawdę nie wiedzą, jakie idee kryją się poglądach, które głoszą radykalne feministki i wierzą w to, że reprezentują one większość kobiet. Kiedy kobiety, które dokonały aborcji opowiadają publicznie o swoim bólu, chcąc pomóc innym kobietom i przestrzec je przed podobnymi doświadczeniami, są ignorowane. Jeśli radykalne feministki reprezentują wszystkie kobiety, to dlaczego nie chcą ich słuchać? Powiem więcej: jeśli któraś z kobiet wystąpi w obronie życia, przeciwstawi się antykoncepcji, czy zamiast robienia wielkiej kariery wybierze rolę kochającej matki i żony, to może zostać przez feministyczne środowisko brutalnie skrytykowana i wyśmiana.

Porozmawiajmy o najważniejszych zagadnieniach związanych z feminizmem. Antykoncepcja — dlaczego jej stosowanie jest złe?

Antykoncepcja jest szkodliwa dla kobiet, dla rodzin i ma bardzo negatywny wpływ na kulturę. Tak jak już powiedziałam: spójrzmy na liczbę rozwodów, dzieci rodzących się poza małżeństwem, chorób przenoszonych drogą płciową, na rozwój pornografii, coraz większe uprzedmiotowienie kobiet. Każdy z tych problemów ma bezpośredni związek z antykoncepcją i aborcją.

Pigułka hormonalna w 2005 r. przez Światową Organizację Zdrowia została zaliczona do pierwszej grupy substancji rakotwórczych, gdyż jej stosowanie może się wiązać ze znacznie zwiększonym ryzykiem raka piersi. Tabletki powodują także inne problemy zdrowotne: choroby serca, nadciśnienie i zakrzepice, obniżają libido, zwiększają ryzyko nadwagi i depresji. Stosując antykoncepcję toczymy więc prawdziwą grę: upiecze się nam czy nie.

Antykoncepcja prowadzi także do osłabienia relacji pomiędzy małżonkami, bo kiedy ze współżycia seksualnego wyłącza się element prokreacji, to zaczyna się — często w sposób nieuświadomiony — traktować drugą osobę jak przedmiot, a seks sprowadzać jedynie do samozaspokojenia.

Drugim zagadnieniem o którym najszerzej dyskutuje się w kontekście „praw kobiet”, wspominanym już przez Panią, jest aborcja. Uczestnicząc w dyskusjach na ten temat, bardzo często słyszę od ludzi, że generalnie aborcja jest czymś złym, sami nie zdecydowaliby się na ten „zabieg”, ale przecież nie można odbierać kobietom „prawa wyboru”.

Prawa do wyboru czego? Proszę dokończyć pytanie: co te osoby chcą wybierać? Odpowiem: one wybierają zabicie istoty ludzkiej. Każdy człowiek od samego początku ma ludzkie, unikatowe DNA, od poczęcia aż do śmierci tworzy jeden i ten sam organizm — to jest najbardziej elementarna wiedza biologiczna.„Prawo wyboru” jest dziś słowem-wytrychem, które ma ukryć to, czym naprawdę jest aborcja. Jej zwolennicy nie chcą powiedzieć otwarcie, o co walczą, bo mają świadomość, że rzeczywistość tego zabiegu jest odrażająca i jeśli mówiliby o niej wprost, to budziłoby to tylko wstręt i nikt by jej nie popierał. Jeśli chcemy być uczciwi, to musimy zadać sobie pytanie: Co tak naprawdę wybieramy?

Mówienie „jestem przeciwko, ale...” jest nielogiczne. Warto, by każdy uczciwie zadał sobie pytanie: dlaczego jestem przeciwko aborcji? Zazwyczaj, jeśli jesteś przeciwko czemuś, oznacza to, że uważasz, że to jest złe. O aborcji także zapewne myślisz, że jest zła, może nawet postrzegasz ją jako decyzję niezwykle brutalną i krwawą. Dlaczego w takim razie chcesz pozwolić na to, żeby ktoś wyrządzał taką krzywdę sobie i dziecku?

Zdarzają się sytuacje dramatyczne — dziecko może zostać poczęte w wyniku gwałtu, może istnieć podejrzewane upośledzenia, kobiecie może grozić utrata zdrowia podczas ciąży. Czy choć wtedy nie powinno obowiązywać „prawo wyboru”?

Zacznijmy od przypadku, w którym ciąża zagraża zdrowiu kobiety. Bardzo trudno określić jest na ile poważne jest dane zagrożenie oraz stwierdzić jak duży wpływ na rozwój choroby ma ciąża. Dopuszczając aborcję w tym przypadku, uchylamy więc furtkę do bardzo dużych nadużyć.

Drugi problem to kwestia podejrzenia, że dziecko może urodzić się np. z wadą genetyczną, upośledzeniem. Trzeba powiedzieć jasno: upośledzona osoba też jest człowiekiem! Zasługuje na życie, a nie na mówienie, że na pewno będzie rozczarowaniem dla rodziców. Jeśli rodzice nie byliby w stanie zająć się wychowaniem chorego dziecka, to jest wiele osób, które chcą adoptować dzieci, są ośrodki, które się zajmują osobami upośledzonymi. Odebranie życie niewinnemu dziecku tylko dlatego, że jest chore, nigdy nie jest wyjściem, a dla naszego życia — życia kobiety i mężczyzny — także nie pozostaje obojętne.

Wreszcie kwestia gwałtu. To niewątpliwie potworna zbrodnia. Mamy tu całkowicie niewinną ofiarę — kobietę. Kiedy jednak dokonuje się aborcji na dziecku poczętym w ten sposób, mamy już do czynienia z dwoma ofiarami: kobietą i dzieckiem. Aborcja nie wymazuje gwałtu z pamięci kobiet, które dalej czują się zgwałcone, brudne, zniszczone... Do jednej traumy dochodzi druga — świadomość, że uśmierciło się własne dziecko. Badania przeprowadzone w USA dowodzą, że kobiety, które zdecydowały się urodzić i oddać dziecko do adopcji lub same je wychowywać znacznie szybciej wracały do zdrowia psychicznego niż kobiety, które dokonały aborcji.

Myślę, że już szczegółowo omówiliśmy najważniejsze punkty feministycznej agendy, chciałbym porozmawiać jeszcze o samej kobiecości. W swojej książce przestrzega Pani przed modelem kobiecego piękna, który serwuje nam świat, prowadzącego często do anoreksji, bulimii czy nawet depresji. W czym takim razie tkwi prawdziwe piękno kobiety?

Często słyszymy, że wartość kobiety sprowadza się wyłącznie do jej wyglądu oraz do tego, jaką udało się jej zrobić karierę, podczas gdy w rzeczywistości prawdziwe piękno nie ma z tym nic wspólnego, bo pochodzi z naszego wnętrza. Oczywiście nie mam tu na myśli tego, że zaniedbanie siebie, swojego wyglądu jest czymś dobrym. Sama, jak każda kobieta, lubię się dobrze ubrać, umalować. Chodzi mi jedynie o to, że my coraz bardziej oddalamy się od tego, kim jesteśmy — zostałyśmy stworzone na obraz i podobieństwo Boga, a co za tym idzie mamy w sobie prawdziwą godność wynikającą z samego faktu bycia tym, kim jesteśmy.

Niestety, kobiety dają się oszukiwać, ulegają wzorcowi promowanemu przez współczesną kulturę. Bardzo często myślimy sobie: muszę wyglądać jak ta czy tamta aktorka, powinnam się podobnie ubierać, mieć równie szczupłe nogi i taką samą figurę. Kobiety mają obsesję na punkcie wyglądu. Prowadzi to — jak wspomniałeś — do chorób, niskiej samooceny, złego samopoczucia i problemów emocjonalnych.

Prawdziwe piękno kobiet możemy odnaleźć nie na okładkach kolorowych czasopism, ale w przepowiadaniu Kościoła, które uczy nas, że piękno, wartość człowieka są rzeczywistością, która rodzi się w duszy. Kiedy zachowujemy się samolubnie, to przestajemy być atrakcyjne. Kiedy jesteśmy dobre i uczynne dla innych, rozświetla nas wewnętrzne piękno. Powinnyśmy więcej skupiać się na rozwijaniu cnót, a mniej na powiększaniu kolekcji cieni do powiek.

Wydaje się, że wiele feministek traktuje mężczyzn jako największych wrogów, którzy utrudniają kobietom samorealizację. Czy mężczyźni rzeczywiście są przeciwnikami kobiet?

Zostaliśmy stworzeni równi, ale inni po to, byśmy się potrzebowali i wzajemnie uzupełniali. Nie jesteśmy przeznaczeni do tego, by być wrogami, ale partnerami, którzy będą ze sobą współpracować.

Ta chęć walki często bierze się stąd, że staramy się na siłę upodabniać do mężczyzn. Tymczasem prawdziwy, nowy feminizm mówi o tym, żebyśmy jako kobiety były takie, jakie jesteśmy naprawdę, nie musimy za wszelką cenę próbować naśladować mężczyzn. Największy dar, jaki możemy z siebie dać drugiej osobie, to dar macierzyństwa — niezależnie od tego, czy będzie ono realizowane w sposób biologiczny, gdy będziemy mamami własnych dzieci, czy w sposób duchowy, gdy będziemy „matkować”, troszczyć się o inne osoby. Nasz dar możemy wykorzystywać zarówno w domu, jak i w pracy. Ważne jest to, by rozumieć, jak zostałyśmy stworzone. Im bardziej zaprzeczamy swojej naturze, tym więcej potem mamy problemów w życiu.

Używa pani zwrotu „nowy feminizm”. Czy możemy w ogóle mówić o feminizmie w kontekście nauczania Kościoła?

Uważam, że musimy na nowo zatrzymać się i przeanalizować to pojęcie, gdyż w rzeczywistości to Kościół jest największym obrońcą praw kobiet, podczas gdy realizacja postulatów feministek przynosi jedynie cierpienie. Radykalne feministki w żaden sposób nie reprezentują prawdziwych potrzeb kobiet, próbują tylko narzucać swój własny styl życia. One nie reprezentują mnie, nie reprezentują większości moich przyjaciółek i nie reprezentują milionów kobiet na całym świecie.

Pierwszym, prawdziwym feministą i największym wyzwolicielem kobiet w historii ludzkości był Jezus. Chrystus łamał obowiązujące w jego czasach normy społeczne dotyczące kobiet, które w tamtych czasach przez mężczyzn były traktowane jak własność, przedmiot. Tymczasem Jezus miał wśród nich przyjaciółki, rozmawiał z nimi o bardzo poważnych sprawach, traktował je na równi ze sobą.

Prawdziwy feminizm nie polega na tym, aby zaprzeczać temu, kim jesteśmy jako kobiety i zaprzeczać naszej godności, ale by pielęgnować to, co w nas wyjątkowe. We współczesnym społeczeństwie nie ma takiego miejsca, w którym kobieta mogłaby odkryć swoją tożsamość pełniej niż w ramionach Chrystusa i w zdumiewającym pięknie nauczania Kościoła, gdyż nigdzie indziej nie jest tak szanowana, wspierana i umacniana.

Powyższy wywiad jest fragmentem rozmowy, która zostanie opublikowana w książce Zbigniewa Kaliszuka „Katolik talibem?” planowanej na kwiecień 2013 roku. Fragment ten ukazał się w gazecie „Niecodziennik”

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama