Zawsze z szacunkiem dla kobiet

Jaki był stosunek Prymasa Tysiąclecia do kobiet? Wywiad, który warto przeczytać.

Wywiad z jednym z najbliższych współpracowników Prymasa Wyszyńskiego, ks. Bronisławem Piaseckim

Jaki był stosunek Prymasa do kobiet?

Zacznę od wydarzenia szczególnego, które publicznie pozostaje nieznane. Podczas wojny, gdy ksiądz Wyszyński musiał uciekać z Włocławka przed gestapo, najpierw wyjechał do Wrociszewa koło Warki, gdzie pracował jego ojciec Stanisław, a stamtąd - za radą księdza Korniłowicza - do Żułowa na Lubelszczyźnie. Tam przebywała już grupa sióstr Franciszkanek z Lasek wraz ze swoimi niewidomymi podopiecznymi. W jednej z okolicznych wiosek, idąc drogą, ksiądz Wyszyński usłyszał krzyk kobiety. Wszedł do chaty i... odebrał poród. Sytuacja była nagła, nie było czasu ani możliwości, by posłać po położną czy lekarza. I tak przyszły Prymas został akuszerem. Ani przez chwilę się nie zastanawiał, czy to księdzu przystoi.

Skąd umiał się zachować tak naturalnie?

Między innymi dlatego, że kobiecy świat nie był mu obcy. Kobiety odegrały w jego życiu ważną rolę. Ogromny wpływ na kształtowanie jego psychiki i duchowości miała przede wszystkim matka. Niestety zmarła, gdy miał zaledwie dziewięć lat. To wiek, w którym - jak uczy psychologia - dziecko znajduje się jeszcze pod matczyną opieką, jeszcze nie wchodzi w przestrzeń ojca. Prymas niechętnie mówił o swoim osieroceniu, ale czasem się otwierał. Zwłaszcza wtedy, gdy odwiedzaliśmy miejsca związane z jego dzieciństwem, Zuzelę Czy Andrzejowo. Wspominał, jak nieraz biegał na cmentarz i godzinami siedział przy grobie matki. Modlił się. Rozważał, rozmawiał z matką. Na pewno tęsknota za nią, za matczyną bliskością przerodziła się w jego szczególną więź z Matką Bożą Jasnogórską. Na Maryję przelał swe uczucia. Kiedyś kardynał Bolesław Kominek w rozmowie ze mną powiedział: "Matka Boża jest osobistą tajemnicą Księdza Prymasa".

Z czasem, wychodząc od własnych przeżyć, Prymas zaczął w coraz większym stopniu wnikać w tajemnicę zadania Maryi w dziele zbawienia i historii naszego narodu. Na tym zaczął budować swą wielką wizję społeczną i narodową. Pragnął zgromadzić Polaków wokół Maryi, przede wszystkim wokół Jasnogórskiego Sanktuarium. Prymas doskonale rozumiał, że od swego zarania naród polski związany jest właśnie z Bogurodzicą. Do Maryi zawsze Polacy zwracali się w chwilach zagrożenia narodowej tożsamości i bytu.

Prymas miał też siostry. Jedyny jego rodzony brat zmarł w młodym wieku.

Wychowywał się z Anastazją, Janiną i Stanisławą, bo Julia i Tadeusz urodzili się już z drugiego małżeństwa ojca z Eugenią Godlewską. W domu, siłą rzeczy, klimat był bardzo dziewczęcy, co istotnie zaważyło na jego chłopięcej wrażliwości. Więź z siostrami przetrwała do późnych lat, chociaż oczywiście ze względu na seminarium i studia Stefana, potem posługę biskupią w Lublinie i prymasowską w Gnieźnie i Warszawie, trudno było o wielką zażyłość. Prymas bardzo starał się utrzymywać kontakt z rodzeństwem. Najstarsza siostra, Anastazja, miała dwoje dzieci. Syn Włodzimierz został księdzem, córka Danuta często przyjeżdżała do wujka w odwiedziny, także do Komańczy. Na rodzinnych spotkaniach pojawiała się też siostra Janina z mężem i dziećmi: Zofią i Stefanem. Szczególnie mocno Prymas związany był z siostrą Stanisławą, która mieszkała w Zalesiu Dolnym i była żoną malarza Józefa Jarosza.

A słynna Ósemka, czyli grupa kobiet najbliższych Prymasowi?

Historia Ósemki - jednego z pierwszych w Polsce instytutów świeckich - zaczęła się w 1942 roku, podczas okupacji. Prymas przebywał w Laskach. Przyjechało kilka dziewcząt z Warszawy, przejętych ideą budowania tak zwanego miasta dziewcząt. Takie inicjatywy były podejmowane w Italii i Hiszpanii, a opierały się na wychowaniu poprzez wspólną formację i pracę. Celem było odrodzenie moralne narodu przez kobiety. Dziewczęta poprosiły księdza Wyszyńskiego o kierownictwo duchowe. Znaleźli porozumienie i tak już zostało do końca życia. Faktycznie był ich kierownikiem duchowym. Może wzorował się tu nieco na księdzu Korniłowiczu, który wraz z matką Różą Czacką z wielkim oddaniem opiekował się franciszkankami w Laskach.

Kiedy powstała Ósemka - nazwa od ośmiu członkiń uczestniczących w pierwszym, założycielskim zebraniu - nie była jeszcze znana w Kościele droga instytutów świeckich. Tę formę życia konsekrowanego osób świeckich zatwierdził dopiero Pius XII konstytucją apostolską Provida Mater Ecclesia wydaną 2 lutego 1947 roku.

Prymas bardzo dbał o formację intelektualną członkiń Instytutu; obowiązkowe były studia wyższe. Na pierwszym planie była formacja duchowa - Kardynał osobiście prowadził dla zespołu comiesięczne dni skupienia, rekolekcje, okolicznościowe konferencje i spotkania świąteczne. Dzień 25 marca, czyli uroczystość Zwiastowania, był ich wewnętrznym, szczególnie celebrowanym świętem. Niektóre z członkiń Instytutu pracowały w strukturach kościelnych, z reguły jako katechetki, a także w dwóch komisjach Episkopatu: duszpasterskiej i maryjnej. Inne były aktywne zawodowo - jako lekarki, pielęgniarki, nauczycielki. Jeszcze inne gromadziły dokumentację w Instytucie Prymasowskim Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Kilka było zatrudnionych w sekretariacie Prymasa, o czym była już mowa. Te ostatnie początkowo dojeżdżały na Miodową, ale późne powroty do domów były dużą niedogodnością, a kobiety stawały się też łatwym celem agentów SB. Dlatego Kardynał zadecydował, że zamieszkają w domu arcybiskupów warszawskich na Miodowej, podobnie jak siostry elżbietanki, których przełożoną była siostra Kaliksta. Oczywiście jego bliskie relacje z Instytutem stanowiły żer dla funkcjonariuszy IV Departamentu MSW, kolportujących niewybredne pomówienia i insynuacje, a nawet ulotki, rozpowszechnianie zwłaszcza w środowisku księży, sugerujące, że członkinie Instytutu są szpiegami Prymasa. Rzecz jednak znamienna, że w tym liczącym wówczas kilkadziesiąt kobiet środowisku według archiwów IPN nie było ani jednego tajnego współpracownika. Same były inwigilowane pod kryptonimem "Apostołki".

Prymas starał się wprowadzać Instytut do wnętrza życia Kościoła nie tylko w wymiarze duchowym, ale i społecznym. Członkinie Instytutu były też zainteresowane realizacją ogólnopolskich programów duszpasterskich w realiach parafii - jak Śluby Jasnogórskie, Wielka Nowenna czy peregrynacja kopii obrazu jasnogórskiego. Zadaniem Instytutu było przygotowywanie, przepisywanie na maszynach dniem i nocą kolejnych kopii oraz kolportaż materiałów duszpasterskich. Często trzeba było dostarczyć je bezpośrednio do diecezji lub do parafii, aby nie zostały skonfiskowane przez agentów SB. Na tym tle rodziły się niekiedy napięcia między Instytutem a księżmi. Praca kobiet w Kościele nie była jeszcze wówczas rozumiana. Krzywdząca opinia o Instytucie jako szpiegowskiej siatce księdza Prymasa utrzymywała się bardzo długo.

Instytut miał dwa domy. Macierzysty znajdował się przy ulicy Marsa na Pradze, formacyjny - w Choszczówce koło Jabłonnej. Prymas przyjeżdżał tam chętnie, by odpocząć czy popracować w ciszy. To tam najczęściej powstawały listy pasterskie na różne okresy liturgiczne, Boże Narodzenie i Wielki Post, także listy okolicznościowe do obu prymasowskich diecezji. Prowadził też rozległą korespondencję osobistą z wieloma ludźmi.

Czuł się ze środowiskiem Instytutu bardzo związany. Kiedy został biskupem lubelskim, pytał kardynała Augusta Hlonda, co ma z tym zespołem zrobić. Może oddalić? Ówczesny Prymas polecił zatrzymać Instytut, mówiąc: "Ludzie świeccy wykształceni, przygotowani do pracy w Kościele będą Księdzu Biskupowi bardzo potrzebni. Przecież to też jest jakaś cząstka Kościoła".

Zaufanie Prymasa do Ósemki było w pełni zrozumiałe, jeżeli wziąć pod uwagę ich wielkie oddanie, modlitwę i absolutną dyspozycyjność. Weźmy prosty przykład: nagrywanie i przepisywanie przemówień Prymas, czym skrupulatnie zajmowały się właśnie członkinie Instytutu. Trzeba było dźwigać ważący wtedy wiele kilogramów magnetofon. Potem nagranie spisać z taśmy i przeredagować z języka mówionego na pisany. Następnie Prymas osobiście czytał tekst, nanosił ewentualne poprawki i podpisywał inicjałami SW. To był znak, że tekst zaakceptowany i autoryzowany. Dzięki temu benedyktyńskiemu wysiłkowi dysponujemy dzisiaj niemal kompletem przemówień Prymasa. To aż sześćdziesiąt siedem tomów maszynopisu, obejmujących wyłącznie teksty autoryzowane, wydawanych obecnie drukiem jako Dzieła zebrane.

Ogromny wpływ na więź kardynała Wyszyńskiego z Instytutem miał czas jego uwięzienia, gdy Maria Okońska zdecydowała się wyjechać na stałe na Jasną Górę. Pozostała tam za zgodą ówczesnego przeora, ojca Jerzego Tomzińskiego. W obrębie dziedzińca znajdowały się wówczas mieszkania dla osób świeckich, związanych z Jasną Górą. Postanowiła nie opuszczać murów sanktuarium aż do chwili uwolnienia Prymasa. To było więzienie z wyboru, wyraz solidarności. Cały Instytut podejmował wielkie modlitwy, nocne czuwania, posty i umartwienia. Leżenie krzyżem na posadzce w kaplicy przed Matką Boską na Jasnej Górze było codziennością. A potem wyjazdy do Komańczy z misją łączności z Jasną Górą przed uroczystością Ślubów Narodu. To było wielkie misterium Kościoła.

Wróćmy jednak do pobytu przyszłego Prymasa w Laskach, gdzie nie brakowało przecież kobiet wybitnych.

To przede wszystkim matka Elżbieta Czacka, prawdziwa dama z arystokracji. Doświadczona utratą wzroku, powołała w Laskach pod Warszawą, w swoich dobrach dziedzicznych - słynny, do dzisiaj funkcjonujący zakład opieki nad ociemniałymi. Była człowiekiem wielkiego formatu intelektualnego i duchowego. Z własnego kalectwa potrafiła uczynić źródło siły. Świadczy to o charakterze, woli i dynamice jej osobowości.

Do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, które założyła, by siostry opiekowały się niewidomymi - przyjmowała również niewidome dziewczęta. To był w ówczesnym Kościele absolutny ewenement, bo w praktyce poważne defekty fizyczne dyskwalifikowały kandydatki i kandydatów do życia zakonnego i kapłańskiego. Pod wpływem kontaktu z niewidomymi siostrami także Prymas postanowił przyjmować do swego Instytutu niepełnosprawne dziewczęta.

W Laskach były jeszcze inne inspirujące kobiety, obie żydowskiego pochodzenia. Siostra Teresa, czyli Zofia Landy, doktorantka słynnego personalisty Jacques'a Maritaina. W latach trzydziestych minionego wieku w katolickich kręgach intelektualnych personalizm był bardzo popularny, Maritain zresztą osobiście odwiedził Laski. Sądzę, że czterdziestokilkuletni ksiądz doktor Wyszyński musiał być pod dużym urokiem tej postaci. O bliskiej relacji z siostrą Teresą świadczy fakt, że często ją wspominał przy różnych okazjach, odwoływał się do jej przemyśleń i opinii. Drugą ciekawą osobą była siostra Katarzyna, Zofia Steinberg. Młoda lekarka, już przed wojną znana w środowisku stolicy. Obdarzona niespożytą energią. Podczas okupacji potrafiła załatwić u Niemców wszystko, czego potrzebował zakład w Laskach, także lekarstwa... dla szpitala powstańczego. Po wojnie cieszyła się wielkim autorytetem nawet wśród ludzi aparatu partyjnego. Poświęceniem i bezinteresownym oddaniem w służbie dzieciom i zakładowi w Laskach ujęła księdza Wyszyńskiego. Zawsze mówił o siostrze Katarzynie z wielkim szacunkiem.

Do konstelacji tych inspirujących kobiet trzeba dodać jeszcze hrabinę Jadwigę Zamoyską. Już wspominaliśmy, że podczas wojny ksiądz Wyszyński był na liście gestapo i musiał uciekać przed Niemcami. Wyjechał do Żułowa, w którego pobliżu znajdował się majątek Zamoyskich w Kozłówce. Hrabia Zamoyski nie szczędził sił, środków ani ryzyka, żeby wspierać Armię Krajową. W jego dobrach połowa leśniczych, gajowych i służby byli to wojskowi w cywilu. Wreszcie na skutek donosu Niemcy aresztowali hrabiego na wiele miesięcy, ale rodzina wystarała się o jego zwolnienie dzięki koligacjom z włoską arystokracją.

Hrabina Zamoyska była dojrzałą i inteligentną, wybitną kobietą, która w gruncie rzeczy zarządzała całym majątkiem. Zgodziła się w Kozłówce przyjąć grupę niewidomych dzieci z Lasek. Ksiądz Wyszyński jako ich opiekun zamieszkał w oficynie, ale zawsze był proszony do stołu w pałacu. Hrabina lubiła przebywać w jego towarzystwie. Prowadzili długie rozmowy. To wywarło duży wpływ na jego osobowość. Doświadczenie arystokratycznego stylu pałacu w Kozłówce nałożyło się zresztą na subtelność i wrażliwość, które wyniósł z rodzinnego domu. Do końca życia, gdy do jego pokoju wchodziła kobieta, z szacunkiem wstawał od biurka.

Dom Prymasa prowadziły siostry elżbietanki. Jak wobec nich zachowywał się Prymas?

Siostra Mieczysława przepisywała teksty, ale przede wszystkim prowadziła finanse Prymasa. W jego sekretariacie pracowały jeszcze dwie siostry, Agnieszka i Gemma. Najważniejszą postacią była wspomniana już siostra Maksencja, do której Prymas zawsze zwracał się z wielką atencją. Gdy chciał zasugerować inne niż ona rozwiązanie, mówił: "Proszę siostry, a może...".

Z reguły siostra zostawała przy swoim zdaniu... I wychodziło to na dobre.

Jest to fragment książki: ks. Bronisław Piasecki, Marek Zając, "Prymas Tysiąclecia nieznany. Ojciec duchowy widziany z bliska", Wydawnictwo M. Książkę można znaleźć: tutaj>>

Przeprowadzenie wywiadu w taki sposób, aby nie stał się on wywiadem rzeką, nie jest sprawą wcale łatwą. Z wyzwaniem tym poradził sobie doświadczony już polski dziennikarz i publicysta, Marek Zając. Wspólnie z jednym z najbliższych współpracowników Prymasa Wyszyńskiego, ks. Bronisławem Piaseckim, wydobywa na światło dzienne mało znane oblicze kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przemyślane i odpowiednio dobrane pytania budują spójną i harmonijną narrację, która pozwala czytelnikowi śledzić zwykłą historię niezwykłego człowieka. Poznajemy osobisty charakter kapłaństwa Prymasa Wyszyńskiego, jego szczególną zaangażowanie w sprawy społeczne i odważne głoszenie wartości chrześcijańskich. Autorzy bardzo trafnie ukazali, że mężczyzna prawdziwego szacunku do kobiet może nauczyć się jedynie dzięki bliskiej więzi z Maryją, której kardynał Wyszyński pozostał wierny przez całe życie. Jego zasadniczą misją, jak ukazuje ks. Piasecki, było wypełnienie apostolatu Chrystusowego i duszpasterska służba swoim wiernym. Liczne zdjęcia, które został dołączone do wywiadu wpasowują się w swojski charakter wywiadu. Możemy spotkać Prymasa na łonie natury, otoczonego gromadką dzieci i młodzieży, a także w towarzystwie młodego Karola Wojtyły. Po książkę powinni sięgnąć nie tylko ci, dla których Stefan Wyszyński był prawdziwym pasterzem narodu, ale także te osoby, które nie uświadamiają sobie, jak wiele dobra Kościół wniósł do społeczeństwa.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama