„Następny papież” - nie „kto”, ale raczej „jaki”

Nie wiadomo, kto mógłby zostać następcą Papieża Franciszka. George Weigel wskazuje jednak, jakie wyzwania stają przed kolejnym papieżem

Tytuł nowej książki George'a Weigla, wybitnego amerykańskiego myśliciela i znawcy Kościoła, mógłby sugerować, że autor podpowiada kardynałom, kto byłby właściwym kandydatem na kolejnego papieża. Nie chodzi jednak o wyręczanie Ducha Świętego. „Następny papież” nie mówi bowiem wprost o tym, kim będzie kolejny następca świętego Piotra, ale raczej, jaki powinien być, biorąc pod uwagę wyzwania stające obecnie przed Kościołem i sytuację, w jakiej Kościół znalazł się w drugiej dekadzie XXI wieku.

Weigel stawia tezę, że Kościół katolicki stoi właśnie u progu epokowej przemiany, o znaczeniu podobnym, jak wcześniejsze wielkie przemiany historyczne: oddzielenie się chrześcijaństwa od judaizmu, przejście od epoki patrystycznej do średniowiecza, odpowiedź na reformację (katolicyzm kontrreformacyjny), przejście w połowie XX wieku do katolicyzmu nowej ewangelizacji. O ile papieże Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek albo sami uczestniczyli w Soborze Watykańskim II, albo wychowali się w cieniu soboru, kolejny papież korzystając z dziedzictwa soboru będzie musiał wprowadzić Kościół w zupełnie nowy okres, w którym wymiar ewangelizacyjny i misyjny będzie stanowił o jego „być albo nie być”.

Aby móc zrozumieć, jaką drogą prowadzi Kościół Duch Święty, konieczne jest uwolnienie się od obrazu Kościoła jako wszechpotężnej instytucji, wpływającej bezpośrednio na losy państw i narodów. Ta „kościołocentryczna” epoka to czas wczorajszy, dziś natomiast Kościół musi skupić się na Chrystusie i głoszeniu Jego ewangelii. Nie oznacza to bynajmniej drastycznego zerwania z przeszłością, ale zmianę strategii. Chrystocentryczna wizja zaproponowana przez Jana XXIII u początku soboru sprawdza się w praktyce. Jak zauważa Weigel „w trakcie sporów, jakie powstały po Soborze Watykańskim II, na całym świecie rozkwitły te części Kościoła, które przyjęły chrystocentryczną, ewangeliczną wizję katolickiej przyszłości (...) w tym samym czasie inne części wspólnoty katolickiej, które nie zdołały zrozumieć, że kontrreformacja się skończyła i Duch Święty wzywa Kościół, by ten przeszedł od troszczenia się o przetrwanie do ożywienia poczucia misyjności, runęły pod naporem współczesnego świata”.

Zdecydowane nastawienie misyjne nie ma absolutnie nic wspólnego z zaniedbaniem głoszenia całej prawdy ani z dostosowaniem się do sposobu myślenia świata. Potraktowanie Soboru Watykańskiego II jako zerwania ciągłości z objawieniem i tradycją jest poważnym błędem. Ewangelizacja nie może oznaczać głoszenia jakiejś minimalistycznej, niepełnej wersji Dobrej Nowiny. Ostrzeżeniem mogą być losy różnych wspólnot protestanckich, które „w XIX wieku zaczęły rezygnować z przejrzystości doktrynalnej, a w XX wieku także moralnej” — takie Kościoły wszędzie zamierają. I odwrotnie — rozkwitają te wyznania protestanckie, które prezentują przejrzyste nauczanie doktrynalne i stawiają radykalne wymagania moralne. Być może jeszcze bardziej czytelnym znakiem, zwłaszcza z perspektywy amerykańskiej, z której pisze autor, są losy żeńskich zgromadzeń zakonnych. Polskiemu czytelnikowi nie jest być może tak dobrze znany spór pomiędzy dwoma amerykańskimi konferencjami takich zgromadzeń. Jedna z nich, początkowo bardziej liczna, nastawiona na dialog ze światem, kurczy się w gwałtownym tempie. Druga, początkowo mniejszościowa, która podjęła odnowę zakonną zgodnie z soborowym dekretem Perfectae caritatis i adhortacją Vita consecrata, rozkwita. Podobne zjawisko zaobserwować można w przypadku powołań kapłańskich. Jak zauważa Weigel „jak Stany Zjednoczone długie i szerokie, seminaria zapełniają młodzi mężczyźni, którzy pragną przyjąć Ewangelię w całej pełni i nie są zainteresowani katolicyzmem w wersji light”. Autor dodaje, że „niepowodzenia katolicyzmu w wersji light stają się widoczne już od pewnego czasu i trzeba żywić szczególnego rodzaju arogancję lub po prostu zwykły upór, by nie dostrzegać faktów dotyczących współczesnej sytuacji tego wyznania”. Lekkostrawny katolicyzm może przez chwilę podtrzymać chwiejące się instytucje kościelne, nie zapewni im jednak ewangelicznej dynamiki. Weigel porównuje go wręcz do choroby, która zakaziła wiele Kościołów lokalnych w krajach, które niegdyś były chrześcijańskie, dziś zaś są „postchrześcijańskie”, a wręcz „antychrześcijańskie”.

Dobrym przykładem takiego lekkostrawnego katolicyzmu jest źle pojęte głoszenie Bożego miłosierdzia — w oderwaniu od prawdy i konieczności moralnego oczyszczenia z grzechu. Miłosierdzie Boże nie może być ukazywane jako swoista „terapia zapomnienia”, stając się jakimś rodzajem religijnego sentymentalizmu. Miłosierny Bóg nie ignoruje grzechu, ale jest ojcem, który wita „powracających synów marnotrawnych, kiedy przyznają, że roztrwonili swoją ludzką godność”. Prostota ewangeliczna nie ma więc nic wspólnego z redukcjonizmem, z pomijaniem istotnych elementów chrześcijańskiej doktryny. W szczególności, nie wolno pomijać wymagań moralnych płynących z Ewangelii. Odejście od prezentacji tych wymagań w sposób legalistyczny (jako zbioru przepisów) ku ujęciu bardziej etycznemu (jako cnót wiodących do szczęścia wiecznego) jest słuszne, ale nie może oznaczać wybiórczego traktowania etyki. Niestety tak nieraz rozumują osoby proponujące „dialog i towarzyszenie”. Jedno i drugie jest potrzebne, ale nie za cenę rezygnacji z prawdy, także w odniesieniu do trudnych wymogów moralnych.

Bardzo ważnym spostrzeżeniem jest to, że nie da się głosić Ewangelii ani znaleźć lekarstwa na bolączki świata bez wskazania istotnych braków i błędów współczesnej antropologii. Wizja człowieka jako bytu stojącego na samym szczycie, tworzącego zasady życia społecznego i moralnego według własnego widzimisię, bez odniesienia do Boga i obiektywnej hierarchii wartości, jest fałszywa. Weigel cytuje tu angielskiego historyka Christophera Dawsona, który słusznie uważał, że „świeckie społeczeństwo, które nie ma żadnego celu poza swoją własną satysfakcją, jest potwornością — złośliwym nowotworem, który ostatecznie zniszczy samego siebie”. Kościół tymczasem, zarówno przed soborem, jak i na soborze, wyraźnie podkreślał, że tajemnicę człowieka można zrozumieć tylko w odniesieniu do Chrystusa. „Pseudoreligia samoafirmacji” i „bałwochwalczy kult ego” niszczy życie zarówno poszczególnych ludzi, jak i całych społeczeństw. Konieczna jest więc jasna prezentacja chrześcijańskiego humanizmu, głoszenie pełnej wizji człowieczeństwa niezależnie od tego, czy jest ona miła czy też nie dla uszu współczesnego świata. Redukcjonistyczna wizja człowieka nie prowadzi do szczęścia, ale do dekadencji i upadku społeczeństw. Zamiast podkreślać nieustannie prawo do wolności wyboru, trzeba więc skupić się raczej na wychowaniu do wolności, na prawdziwej dojrzałości. Wolność bowiem „oderwana od dobra i zredukowana do prawa do wyboru jest infantylna”. Kościół katolicki „ma do przekazania szlachetniejszą ideę wolności” — co oznacza, że „następny papież musi ją znać, musi jej nauczać i musi uzdalniać kierowany przez siebie Kościół do życia według niej”.

Do tych fundamentalnych kwestii i wyzwań stojących przed Kościołem dochodzą także inne, związane z jego samorozumieniem, ze sposobem sprawowania urzędu biskupa, z właściwym modelem życia kapłańskiego i zakonnego i apostolstwem świeckich. We wszystkich tych obszarach lekarstwem na problemy z całą pewnością nie jest dostosowanie się do ducha tego świata, ale raczej powrót do myślenia ewangelicznego. Biskup nie może być tylko (ani przede wszystkim) sprawnym zarządcą diecezji, ale musi sam żyć w bliskiej i autentycznej relacji z Chrystusem, czerpiąc z niej moc do bycia pasterzem swoich owiec. Nastawienie misyjne musi łączyć z wiernością doktrynie Kościoła. Weigel pisze wprost, że następny papież musi nie bać się usuwać z urzędu biskupów, których „sposób zachowania stał się antyświadectwem dla Ewangelii, którzy nauczają innej doktryny niż pochodząca od Magisterium”. Jeśli chodzi o kapłanów, tu również osobista świętość i relacja z Chrystusem jest absolutną podstawą. Próby szukania dróg na skróty, takie jak rezygnacja z celibatu, prowadzą donikąd. Trzeba jednak ukazywać celibat we właściwy sposób — w kontekście Królestwa Bożego, inaczej bowiem będzie on niezrozumiały i pozbawiony prorockiego wymiaru. Nie inaczej jest w przypadku świeckich. Ich aktywacja nie może oznaczać aktywizmu, ale wychodzić musi od osobistej świętości, o której tak dobitnie nauczał Sobór, podkreślając powszechność powołania do świętości. Właściwym sposobem zaangażowania świeckich nie jest też ich klerykalizacja, wprowadzanie na urzędy kościelne, ale wykorzystanie ich potencjału nawróconych uczniów Chrystusa we właściwych im środowiskach życia. Jak podkreśla autor, klerykalizm hamuje misję, a dobrym lekarstwem na klerykalizm jest czerpanie wzoru z Maryi, pierwszej uczennicy Chrystusa.

Bez podjęcia tych wyzwań niemożliwe będzie stawienie czoła kolejnym, wymienionym przez Weigla: reforma struktur Watykanu, ekumenizm i dialog międzyreligijny oraz zaangażowanie w sprawy świata. Reforma kurii rzymskiej nie powiedzie się, gdy będzie rozumiana w sposób jedynie strukturalny. Jak zauważa autor, „chociaż sposób zaprojektowania kurii rzymskiej ma istotny wpływ na jej skuteczność, ma jednak mniejsze znaczenie niż charakter pracujących w niej mężczyzn i kobiet”. Innymi słowy, bez właściwego chrześcijańskiego charakteru wszystkich osób zatrudnionych w Watykanie, żadna reforma nie ma sensu. Jeśli chodzi o dialog ekumeniczny — Weigel stawia trudne pytanie o naturę prawdziwej tolerancji. Czy ma sens dialog z liberalnymi odłamami protestantyzmu, których rozumienie prawdy chrześcijańskiej jest płynne? Być może lepiej byłoby przesunąć ciężar tego dialogu na wspólnoty, które faktycznie pragną być wierne Ewangelii, choć być może przejawiają braki doktrynalne, jak chrześcijanie zielonoświątkowi. Problematyczny jest również dialog z prawosławiem w wydaniu rosyjskim, jako podporządkowanym władzom państwowym. Tu również kwestia wierności prawdzie, nawet za cenę sprzeciwienia się władzom, jest zasadnicza. W relacjach z władzami istotna jest także niezależność w nominacji katolickich biskupów, która w wielu państwach (takich jak Chiny) jest mocno ograniczona. Jest to również problem, który kolejny papież będzie musiał rozwiązać.

Jak widać, w swej stosunkowo niedługiej książce Weigel porusza bardzo poważne zagadnienia, nie próbując przedstawiać kompleksowych rozwiązań, ale raczej skupiając się na tym, co najistotniejsze, bez czego niemożliwa będzie realizacja podstawowej misji Kościoła w nadchodzących latach. Osobista świętość, płynąca z żywej relacji z Chrystusem, przedstawianie pełnego nauczania Kościoła, zaangażowanie ewangelizacyjne, wzywanie do nawrócenia — to główne punkty programu, które Kościół pod przewodnictwem następnego papieża musi stale realizować, aby sprostać nadchodzącym wyzwaniom. Tezy stawiane przez Weigla spowodowały już debatę wśród kolegium kardynałów; lekturę „Następnego papieża” polecić można jednak nie tylko potencjalnym kandydatom na tron świętego Piotra, ale wszystkim, którym los Kościoła nie jest obojętny.

George Weigel, „Następny papież. Urząd Piotra i misja Kościoła”, Wyd. „W drodze” 2020

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama